Po wygranych kwalifikacjach i zwycięstwie w konkursie drużynowym 23-letni zawodnik był stawiany w gronie faworytów do walki o najwyższe lokaty podczas niedzielnej rywalizacji. Skoczył 121 metrów i wyprzedzał na półmetku rywalizacji drugiego Stefana Krafta o 0,3 pkt. Wytrzymał presję i po fantastycznej drugiej odległości na 128. metr, wygrał z przewagą 6,7 pkt nad drugim Mariusem Lindvikiem. Jest czwartym zawodnikiem, który na skoczni im. Adama Małysza odniósł swoje premierowe zwycięstwo.
- Nie wiem, co mogę powiedzieć. To niesamowite uczucie wygrać po raz pierwszy. Jestem głodny, by osiągnąć więcej. W serii próbnej moje lądowanie nie było dobre, ale wszystko jest w porządku. Ten drugi skok w konkursie był naprawdę dobry. Kibice byli fantastyczni. Brak mi słów. Coś niesamowitego - mówił zadowolony po konkursie dla TVP Sport.
Historia austriackiego skoczka w Pucharze Świata nie jest długa. Zadebiutował w 2019 roku, podczas konkursu w Innsbrucku zaliczanego do Turnieju Czterech Skoczni. Zajął 29. miejsce, dzięki czemu zdobył pierwsze punkty w karierze. Później kilka razy meldował się w czołowej "30" i wywalczył łącznie 53 punkty.
Kolejny sezon był najlepszy w jego wykonaniu. Kilka tygodni po jego rozpoczęciu zajął trzecie miejsce w konkursie rozgrywanym na skoczni w Engelbergu. Do minionego weekendu było to jedyne wywalczone przez niego miejsce na podium w Pucharze Świata.
- Ten wynik tak wiele dla mnie znaczy. To był trudny dzień, ale dopisało mi dzisiaj szczęście. Nie martwiłem się o wiatr, zazwyczaj tego nie robię. Po prostu starałem się wykonać swoją robotę. Podczas świątecznej przerwy wypiję kilka piw. Jednak już 27 grudnia wyjeżdżamy na turniej, nie zjem więc zbyt wiele ciasta - mówił dla TVP Sport. Wcześniej jego najwyższą lokatą było miejsce dziewiąte. W całym sezonie meldował się regularnie w finałowej serii i ostatecznie uplasował się na 27. miejscu w klasyfikacji generalnej.
Ubiegły sezon nie zależał jednak do udanych w wykonaniu srebrnego medalisty z Oberstdorfu. Podczas inauguracyjnych zawodów w Wiśle został zdyskwalifikowany, a następnie musiał odpuścić rywalizację z powodu zakażenia wirusem SARS-CoV-2. Wrócił do rywalizacji po przerwie i w trakcie serii próbnej do ostatniego konkursu Turnieju Czterech Skoczni doznał bolesnego stłuczenia kości piszczelowej i uszkodził chrząstkę.
"Jak na razie jest to dla mnie bardzo burzliwy sezon, ale te doświadczenia sprawią, że będę silniejszy. Wczoraj lekko zraniłem się w nogę i teraz muszę zrobić sobie małą przerwę. Mam nadzieję, że wkrótce wrócę. Dziękuję za wszystkie życzenia" - informował na Instagramie.
W dalszej części sezonu ani razu nie awansował do czołowej "10", a w klasyfikacji generalnej uzbierał zaledwie 131 punktów i zajął odległe 39. miejsce. Pocieszeniem dla skoczka mógł być srebrny medal na mistrzostwach świata w Oberstdorfie wywalczony w konkursie drużynowym wraz z Phillipem Aschenwaldem, Danielem Huberem oraz Stefanem Kraftem. Indywidualnie był dziesiąty na skoczni dużej.
Początek tego sezonu również nie był rewelacyjny w przypadku Hoerla. Zarówno w Niżnym Tagile, jak i w Ruce zajmował miejsca w drugiej połowie najlepszej "30". Wisła okazała się jednak szczęśliwa dla Austriaka, który podkreślił, że jest głodny zdobywania kolejnych sukcesów.
Czytaj także:
Japoński dziennikarz w Polsce. "Jestem zaskoczony"
Polscy skoczkowie bez formy. W przeszłości bywało jeszcze gorzej
ZOBACZ WIDEO: Jan Habdas o debiucie w zawodach Pucharu Świata. "Nabrałem cennego doświadczenia"