Niesprawiedliwie oceniony. 20 lat temu sędziowie zabrali Małyszowi zwycięstwo

Zanim Polacy zaczęli kolekcjonować podia w Engelbergu, doszło do skandalu. Obniżone noty za swój skok otrzymał Adam Małysz i ukończył rywalizację jako czwarty. Sędziowie zasugerowali się słowami niemieckiego trenera.

Maria Chenczke
Maria Chenczke
Adam Małysz WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Adam Małysz
Skoczek z Wisły dominował na początku sezonu 2001/2002. W pięciu pierwszych konkursach zwyciężał lub plasował się na drugim miejscu. W Polsce zapanowała małyszomania. Do szwajcarskiej miejscowości udał się jako niekwestionowany faworyt. Pierwszego dnia na podium jednak nie stanął.

Podczas konkursu rozgrywanego 15 grudnia 2001 roku kibice byli świadkami bicia lub wyrównywania rekordu na skoczni Gross-Ttitlis-Schanze. Nie istniały wówczas przeliczniki za wiatr. Najdalszy lot wykonany w odpowiednim stylu zapewniał zwycięstwo. W pierwszej serii 17-krotny zwycięzca zawodów Pucharu Świata skoczył 133,5 metra, co pozwoliło na zajęcie trzeciego miejsca. Wyprzedzali go Velli-Matti Lindstroem oraz Stefan Hocke.

- Bardzo ładny skok! Chyba będziemy mieli nowy rekord skoczni w Engelbergu! Prędkość na progu 92,3 km/h, nieco mniejsza od tych, którzy uzyskiwali największe prędkości, ale Adam Małysz z reguły uzyskuje mniejsze prędkości na progu. Jest nieco lżejszy od wielu zawodników ze światowej czołówki, tylko 54 kilogramy przy 169 cm wzrostu. Nie przeszkadza mu to uzyskiwać duże odległości. A jednak pół metra zabrakło do wyrównania rekordowych osiągnięć Stephana Hocke i Veli-Matti Lindstroema. 133,5 metra, ale myślę, że trener Tajner, a także i my w naszych domach możemy być zadowoleni z tego skoku Adama Małysza - relacjonował Stanisław Snopek na antenie Telewizji Polskiej.

ZOBACZ WIDEO: Były skoczek komentuje słowa oburzonego Małysza. "Dzisiaj kombinezony są na limicie"

Fani Adama Małysza wierzyli, że jest w stanie zaatakować w drugiej serii i odnieść kolejne zwycięstwo w sezonie. Mistrz świata z Lahti poleciał na 135,5 metra i wszyscy byli przekonani, że wyprzedzi będącego wówczas na pozycji lidera Svena Hannawalda. Skoczył od niego dwa metry dalej.

Tak się jednak nie stało, a wszystko za sprawą słabych ocen sędziowskich. Fantastyczny skok zakończony zachwianym telemarkiem oceniono na trzy "siedemnastki" oraz dwie skrajne noty po 16,5 i 17,5 punktu. Zawodnik zdobył łącznie 51 punktów. Był to najgorzej oceniony skok w finałowej rundzie. Pomimo 269 metrów uzyskanych w dwóch seriach zajął ostatecznie dopiero czwarte miejsce, a konkurs niespodziewanie wygrał Stephan Hocke. Lądował on łącznie o dwa i pół metra bliżej od Polaka. Jak się później okazało, przyczyną przyznania Małyszowi niskich not były słowa niemieckiego trenera stojącego na wieży w pobliżu sędziów.

- Pamiętam, jak byłem czwarty, wygrał wtedy Stefan Hocke. Dostałem niskie noty od sędziów, a później się dowiedziałem, że po moim skoku jeden z niemieckich trenerów krzyknął: "ohne Telemark" (bez telemarku) i sędziowie się tym zasugerowali i dlatego nie byłem na podium. Takie sytuacje powodują, że człowiek staje się mocniejszy. Hocke już później nie istniał, a ja skakałem dalej dobrze - wspominał Małysz po latach w rozmowie z TVP Sport.

18-letni zwycięzca nie wygrał już później żadnych zawodów. Drugi konkurs na Gross-Titlis-Schanze padł łupem Orła z Wisły. Wygrał z przewagą sześciu punktów nad drugim Simonem Ammannem i 13,8 punktów nad trzecim Martinem Kochem. Było to jego jedyne zwycięstwo na szwajcarskiej ziemi.

Czytaj także:
Ten wieczór należał do nich. Czy dominacja Norwegów była jednorazowym sukcesem?
Ważne słowa Kamila Stocha. W ten sposób uspokoił swoich fanów

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×