Cóż to była za walka! Cztery lata temu podczas 66. Turnieju Czterech Skoczni Kamil Stoch miał tylko jednego godnego rywala. Jak równy z równym, przez pierwszą część zawodów, walczył z nim Richard Freitag. W Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen wygrał Polak, ale Niemiec zajmował 2. miejsca i na półmetku turnieju nie tracił wiele do lidera.
Freitag zdawał sobie jednak sprawę, że musi pójść na całość w jednym z austriackich konkursów, by pokonać Stocha. Nie wystarczył dobry skok. Potrzebny był perfekcyjny i to jeszcze z wysokimi notami. Niemiec zdecydował się zaatakować na Bergisel w Innsbrucku.
Wybił się potężnie, leciał wysoko i już powietrzu widać było, że będzie to bardzo daleki skok. Poleciał aż na 130. metr. Na Bergisel to imponująca odległość. Tyle tylko, że Niemiec przesadził. Za bardzo chciał dołożyć jeszcze kilka metrów i nie zadbał o idealne lądowanie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa
Po zetknięciu ze śniegiem tyły nart Freitaga skrzyżowały się. Niemiec natychmiast stracił równowagę, nie był już w stanie tego opanować i z impetem runął na zeskok, uderzając głową. Tysiące kibiców pod skocznią zamarło. Na potężnej Bergisel zrobiła się cisza. Niemcy byli w szoku.
Po kilku minutach skoczek opuścił zeskok o własnych siłach, ale dla niego turniej był już skończony. Nie wziął udziału w drugiej serii, poniósł potężną stratę do Stocha i nie miał już szans na pierwszego Złotego Orła w karierze. Konkurs wygrał Polak, który był nie do pokonania także w Bischofshofen. Stoch obronił tytuł i powtórzył wyczyn Hannawalda, triumfując we wszystkich czterech konkursach w jednym turnieju.
Freitag wyczynowi polskiego skoczka przyglądał się z domu. Po upadku w Innsbrucku został wycofany z 66. TCS. Później wrócił, spisywał się całkiem nieźle, ale już nigdy nie odzyskał formy, jaką prezentował przed upadkiem na Bergisel. Imponujący skok na 130. metr i skrzyżowane narty były początkiem końca kariery Freitaga.
Z każdym kolejnym sezonem Niemiec prezentował się coraz słabiej. Wydawało się, że odzyskać dawny blask pomoże mu Stefan Horngacher. Nic z tego. Za Austriaka Freitag popadł w jeszcze większe problemy. Zupełnie nie radził sobie w Pucharze Świata. Stracił miejsce w głównej kadrze.
Próbował je odzyskać przez Puchar Kontynentalny, czy nawet FIS Cup (druga i trzecia liga skoków narciarskich), ale też to nic nie dało. Nawet tam nie był w stanie wygrywać. Horngacher odstawił go na boczny tor i nie umiał i nie umie mu pomóc. W tym sezonie Freitag ani razu nie dostał szansy w PŚ, nie było go nawet w dodatkowej, krajowej grupie niemieckich skoczków na kwalifikacje w Garmisch-Partenkirchen.
Teraz niemieccy kibice fascynują się skokami Markusa Eisenbichlera, Karla Geigera, Andreasa Wellingera czy Constantina Schmida, a o Freitagu wszyscy pomału zapominają. Jeden skok, który okazał się dla niego koszmarem, zmienił wszystko.
We wtorek skoczkowie znów będą rywalizować na Bergisel w Innsbrucku, tym razem podczas 70. Turnieju Czterech Skoczni. W pierwszej serii wystartuje pięciu Polaków. Sensacyjnie nie będzie Kamila Stocha, który odpadł w kwalifikacjach. Trzykrotny triumfator turnieju przeżywa potężny kryzys formy, został wycofany z Bischofshofen i na razie wrócił do domu odpocząć.
Czytaj także:
Żona Stocha zaczęła wojować na Twitterze. Tak broni męża
Ładny gest organizatorów TCS. Zwrócili się po polsku do Kamila Stocha