Przypomnijmy. W sobotę, po swoim skoku w trakcie sobotniego konkursu drużynowego Pucharu Świata w Lahti, Jewgienij Klimow pokazał rękawiczkę z rosyjską flagą narodową. W obliczu wojny na Ukrainie ten gest oburzył fanów.
Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) zadeklarowała, że zajmie się tą sprawą i całkowicie ją wyjaśni. Efekt? Dyrektor Pucharu Świata, Sandro Pertile, przekazał przed niedzielnymi zawodami, że nie dopatrzono się tam dwuznacznego gestu. A Klimow w takich rękawiczkach miał skakać już we wcześniejszej fazie sezonu.
Wielu takie tłumaczenie w ogóle nie przekonuje. FIS jednak dość biernie podchodzi do kwestii brutalnej inwazji Rosji na Ukrainę.
ZOBACZ WIDEO: Sporty zimowe nie są domeną Polaków? "Często nie mamy warunków, żeby trenować"
Trener Polaków, Michal Doleżal, po niedzielnym konkursie został zapytany o gest Klimowa i zamieszanie wokół tego. Nie miał żadnych wątpliwości.
- Była dyskusja o tym, z czym Klimow wyskoczył. Czegoś takiego ja nie akceptuje. Ale decyzja należy do innych - przyznał szkoleniowiec.
W niedzielę Kamil Stoch jako jedyny skoczek w całej stawce zaprezentował otwarty przekaz sprzeciwiający się wojnie na Ukrainie.
- Rozmawiamy wszyscy o tym. W tym stuleciu taka sytuacja nie przechodzi przez głowę. Jeśli człowiek ma jakieś uczucia i potrafi wyobrazić sobie, co ludzie przeżywają na Ukrainie, nie da się obok tego przejść - dodał Doleżal.
Czytaj także:
- Cały świat widział gest Kamila Stocha. Reakcja Finów
- Zmiana lidera! Zobacz klasyfikację Pucharu Świata