- Kiedy zbliżamy się w okolice rekordu świata i robimy to po raz pierwszy, przekraczamy pewną granicę i można powiedzieć, że lecimy w nieznane. Nie ukrywam, że w pewnym momencie robi się to straszne. Kończą się linie i tracimy orientację, czy już trzeba lądować, czy nie. To dezorientacja, która powoduje pewnego rodzaju chaos. Nie ukrywam, że moja reakcja była bardzo automatyczna i odpuściłem ten swój skokw Vikerdund, choć mogłem skoczyć dalej. To był lot w nieznane, który zrobił się trochę straszny - mówi Maciej Kot w rozmowie z reporterem WP SportoweFakty Michałem Bugno. W miniony weekend w Vikerdund Maciej Kot ustanowił swój życiowy rekord w długości skoku narciarskiego. Uzyskał odległość 244,5 metra.