- Teraz to nie do pomyślenia - kwituje Małysz odpowiadając na pytanie o wojnę technologiczną, jaką stosowali skoczkowie w jego czasach. Dotyczyła ona jednak naszych rywali. Polaków nieRozwiń
było na to stać. - Sven mógłby opowiedzieć, jak w 2002 roku, czyli wtedy, gdy wygrał turniej, w nartach Rosignolla wprowadzono pewną zmianę. Zupełnie mi nie pasowała! Nie mogłem z tym
dojść do ładu. Skakałem nawet pięć metrów krócej na tych nartach. Wszelkie zmiany technologiczne muszą więc być dopasowane indywidualnie - zaznacza Martin Schmitt. Małysz zgadza się, że
narty należy dopasować do zawodnika. Jeden woli miękkie, inny twardsze. Czasem stosowano rozszerzane szpice. Jeszcze wcześniej robiło się nawet pęk, żeby narty rozstawały się na środku.
Wkładano tam kliny. Polska rzeczywistość wyglądała jednak nieco inaczej... - Nie wiem, czy koledzy pamiętają 1998 rok. Miałem kombinezom od Harady i skakałem w nim cały rok. On miał nieco
za długie nogawki, więc kombinezon był zagięty. Teraz to jest nie do pomyślenia. Byliśmy wtedy w skokach za słabym krajem, aby zatrudnić osoby pracujące nad różnymi technologiami -
przyznaje Małysz. Rozmowę prowadził Marcin Gazda z Eleven Sports