Welsh Open: Kosmiczny mecz O'Sullivana

Geniusz, wirtuoz, mistrz - takie określenia padają pod adresem Ronniego O'Sullivana po półfinale Welsh Open. Anglik pokazał fenomenalnego snookera pewnie awansował do niedzielnego finału.

Grzegorz Lemański
Grzegorz Lemański

Barry Hawkins i Ronnie O'Sullivan znają się bardzo dobrze z zeszłorocznego finału mistrzostw świata. Wówczas również górą był starszy z Anglików, ale po meczu wypowiadał się w samych superlatywach o swoim przeciwniku. W półfinale Welsh Open Hawkins zagrał na jeszcze wyższym poziomie, ale to wystarczyło jedynie do wygrania dwóch frejmów.

Pierwszego z nich wicemistrz świata wygrał już na otwarcie, wprawiają zgromadzoną w Newport Centre publiczność w osłupienie. Skazany na pożarcie snookerzysta najpierw wbił długą czerwoną, potem zmusił rywala do faulu, a frejma skończył stupunktowym brejkiem. Podobny przebieg miała również druga partia, z tą jednak różnicą, że licznik Hawkinsa zatrzymał się na 58 punktach. Wówczas do stołu podszedł Ronnie O’Sullivan i rozpoczął przedstawienie, które kibice snookera zapamiętają na lata.

Najpierw fenomenalnym czyszczeniem zgarnął drugą partię, potem stupunktowym brejkiem wyszedł na prowadzenie 2:1, by jeszcze przed przerwą zapisać na swoim koncie trzecią partię po dłuższej i bardziej wyrównanej końcówce. Gdy po przerwie aktualny mistrz świata zapisał na swoim koncie 124 - punktowego brejka wszyscy byli przekonani, że widzieli w tym meczu już wszystko. Najlepsze miało jednak dopiero nadejść.

W szóstej partii do głosu wreszcie doszedł Barry Hawkins. Świetnie dysponowany w tym turnieju Anglik, który w poprzedniej rundzie bez litości rozprawił się Marco Fu, uzbierał 64 punkty, po czym przy próbie rozbicia czterech czerwonych niedokładnie wyszedł do koloru. Hawkins musiał ratować się odstawną, pozostawiając na stole 67 punktów w bardzo trudnym układzie. Ustawione zabezpieczenia nie zatrzymały jednak O’Sullivana, który popisał się jednym z najlepszych czyszczeń w historii, pozostawiając na twarzy rywala uśmiech niedowierzania. Po spotkaniu stwierdził tylko z wrodzoną skromnością:

- Potrzebowałem tego czyszczenia. Dostałem szansę i nie mogłem jej zmarnować. Rzeczywiście było bardzo dobre. Fajnie się, że udało.

Na koniec spotkania O’Sullivan do swojego dorobku dorzucił jeszcze jedną setkę, trzecią w meczu i siódmą w całym turnieju. Chwilę wcześniej Barry Hawkins  zdołał wygrać jeszcze jednego frejma, ale była to tylko nagroda pocieszenia na otarcie łez.

W niedzielnym finale Ronnie O’Sullivan zmierzy się z Dingiem Junhui, który kilka godzin wcześniej nie bez problemów wyeliminował Joe Perry’ego. W pierwszych dwóch partiach Chińczyk wydawał się niezwykle stremowany, często podejmował błędne decyzje i mylił się nawet w najprostszych sytuacjach. Z czasem jednak nerwy mijały, a Ding wszedł w swój trans, o czym świadczyć może okazały, 114 punktowy brejk.

Po przerwie Joe Perry spróbował jeszcze powrócić do meczu, wygrywając dwa kolejne frejmy i doprowadzając do stanu 3:3. Później przy stole niepodzielnie rządził już jednak Chińczyk, który wygrał 3 z 4 frejmów, pieczętując swoje zwycięstwo siódmym stupunktowym brejkiem z turnieju.

W niedzielnym finale dojdzie więc do prawdziwego pojedynku gigantów. Z jednej strony prezentujący kosmiczną formę Ronnie O’Sullivan, wygrywający praktycznie wszystkie turnieje w których chce wystartować, z drugiej natomiast Ding Junhui, który w obecnym sezonie triumfował w czterech turniejach i chciałby wyrównać rekord pięciu zwycięstw w sezonie, należący obecnie do Stephena Hendry'ego.

Półfinały:
Ronnie O’Sullivan - Barry Hawkins 6:2
Ding Junhui - Joe Perry 6:4

Finał:
14:00 Ronnie O’Sullivan - Ding Junhui (finałowa sesja o 20:00)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×