Powiało chłodem po pierwszych treningach na normalnej skoczni. Jednak tak, jak jedna jaskółka nie czyni wiosny, tak pierwsze mrozy nie są gwarantem zimy stulecia. Mowa oczywiście o początkowo słabszych skokach Kamila Stocha podczas sesji treningowych. W tym miejscu trzeba jednak rozgraniczyć skoczków narciarskich na dwie grupy. Owszem, dla nas zawsze wielkim mistrzem pozostanie Adam Małysz, ale jego następca na dzień dzisiejszy jest zawodnikiem ze ścisłej światowej czołówki. I właśnie tacy stanowią pierwszą grupę. Oni znają swoją wartość, a ich trenerzy zdają sobie sprawę z ich możliwości. Grupa ta do pewnych zagadnień podchodzi z większym luzem, bez zbędnego wysiłku. Czymś takim są treningi. Przypuszczam, że właśnie to było powodem słabszych odległości Stocha. Nasz lider najzwyczajniej w świecie testował różne rozwiązania, by wczuć się dobrze w skocznie. Gregor Schlierenzauer czy dawniej wspomniany Małysz bądź Janne Ahonen w szczytowej formie nie zawsze brylowali na treningach. Często służyły czemuś innemu niż wywarcie dobrego wrażenia na trenerze lub zagwarantowania sobie miejsca w składzie. Kamil Stoch choćby był ostatni w treningu miejsce w kadrze mieć musi.
Druga grupa to zawodnicy tej klasy co Gregor Deschwanden, Michael Hayboeck czy Andreas Wank. Dla nich sesja treningowa ma zupełnie inne znaczenie. Dlatego też często skoczkowie tego pokroju spisują się w różnego rodzaju próbach bardzo dobrze. Tutaj stawką jest uznanie w oczach trenera, poczucie własnej wartości, utrzymanie wiary w siebie. Pierwszy dzień był słaby, a co pokazał lider Pucharu Świata drugiego dnia? Być może Stoch wychodzi z założenia, że czasem lepiej zrobić krok w tył, by potem przeskakiwać innych. - Nie pierwszy raz, kiedy treningi Kamila są nijakie, zresztą wielu zawodników wtedy nie błyszczy, a kiedy przychodzi konkurs przeciera się oczy To cecha dobrych zawodników - mówił trener polskich skoczków.
Poza treningowymi rezultatami naszej największej nadziei medalowej na pierwszy plan wybija się decyzja Łukasza Kruczka.Trener wykazał się dużą odwagą i to trzeba mu przyznać. Przecież odsunięciem Piotra Żyły od kwalifikacji jeszcze przed skokiem Dawida Kubackiego już naraził się kibicom. Ci kochają pierwszego, lecz niekoniecznie za jego dorobek sportowy, a za wizerunek, który skutecznie kreuje w mediach. O ile ewentualną porażkę Żyły fani puściliby w niepamięć, o tyle z Kubackim nie będzie tak łatwo. Tym bardziej, gdy wyparł on ze składu właśnie "Złotoustego". Dawid był lepszy w treningach, prezentuje ostatnio dosyć dobrą formę. Igrzyska wiążą się z dużą presją, a taki test ma on już za sobą. Gdzie będzie ona tak wielka jak nie podczas konkursu drużynowego w Zakopanem przed publicznością licznie zgromadzoną, czekającą na zespołowy triumf rodaków? A tam Kubacki poradził sobie wyśmienicie.