Tak Lewandowski odprężał się przed meczem. Zobacz, gdzie zabrała go żona

PAP/EPA / STR / Instagram/annalewandowska / Na zdjęciu: Robert Lewandowski, na małym zdjęciu: z żoną Anną Lewandowską
PAP/EPA / STR / Instagram/annalewandowska / Na zdjęciu: Robert Lewandowski, na małym zdjęciu: z żoną Anną Lewandowską

Robert Lewandowski otrzymał od trenera FC Barcelony dwa dni wolnego, ale jego żona nie pozwala mu się nudzić. Udało jej się namówić go na udział w zajęciach, na które sama chodzi od kilku miesięcy.

- Realizuję takie swoje marzenie, które nie jest dla mnie łatwe - mówiła kilka miesięcy temu Anna Lewandowska, która rozpoczęła wtedy naukę tańca. Najpierw pod okiem Rafała Maseraka, a teraz kontynuuje wszystko u Mathiasa Fonte.

Nagrania, które umieszczała w sieci robiły furorę. Teraz okazuje się, że postanowiła na zajęcia zabrać swoich najbliższych.

- Zmotywowałam Adriannę oraz... - słyszymy na krótkim filmiku, który pojawił się na jej InstaStories. I po tych słowach ukazał się Robert Lewandowski. Wspomniana Adrianna to z kolei członkini jej "Healthy Teamu".

ZOBACZ WIDEO: Odważna kreacja Ewy Brodnickiej. "Szalejesz"

U Lewandowskiego wolny dzień nie oznacza w żadnym wypadku lenistwa i braku ruchu. Tym razem "rozrywkę" zadbała więc żona, która zabrała go właśnie na zajęcia z bachaty (przypomina tańce latynoamerykańskie, ale jest o wiele bardziej sensualna i zawiera domieszkę erotyzmu).

Zawodnicy FC Barcelony po powrocie z Arabii Saudyjskiej, gdzie wygrali Superpuchar Hiszpanii (w finale pokonali Real Madryt 3:1, a Polak zaliczył gola i asystę), dostali dwa dni wolnego.

Do zajęć piłkarskich wrócą w środę, a w czwartek czeka ich mecz w 1/8 Pucharu Króla przeciwko drużynie AD Ceuta FC. "Lewy" wystąpi w tym spotkaniu, ponieważ w La Liga czekają go jeszcze dwa mecze pauzy. To konsekwencje czerwonej kartki i "gestu w stronę sędziów" podczas ligowego starcia z Osasuną Pampeluna.

Zobacz także:
"Leje się ze mnie, płonę!". Tak wygląda Lewandowska po wycieńczającym treningu
Lewandowska odsłoniła brzuch. Treningi nie idą na marne!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty