Z soboty na niedzielę (18/19 maja) w PreZero Arena Gliwice odbywała się gala Fame MMA 21. Walką wieczoru było starcie Tomasza Adamka z Patrykiem "Bandurą" Bandurskim. Obyło się bez niespodzianki.
Zwycięstwo z tej walki wyszedł Adamek, dla którego był to debiut we freak fightach. Już od początku walki widać było jego ogromną przewagę, jeśli chodzi o doświadczenie. Na dystansie trzech rund trzykrotnie posyłał rywala na deski.
Dzień po walce, a dokładniej w niedzielę (19 maja), "Góral" miał wracać do Stanów Zjednoczonych (tam mieszka na co dzień). Niespodziewanie na Okęciu Adamek napotkał na problemy. O wszystkim opowiedział w rozmowie z "Faktem".
ZOBACZ WIDEO: Czerkawski po karierze miał mnóstwo zajęć. Teraz zdradza, kim jest dziś
- Siedziałem już w samolocie lecącym do USA. Nagle podeszła do mnie stewardesa. Usłyszałem, że jestem pijany i że nie mogę lecieć. A to kompletna bzdura. Po sobotniej walce w Gliwicach wypiłem trochę wina, rano jedno piwko i to wszystko - mówił.
Adamek ma swoją teorię. Jego zdaniem stewardesa, widząc poobijaną twarz boksera, przestraszyła się i pomyślała, że może on stanowić niebezpieczeństwo dla pozostałych pasażerów lotu.
- Jestem poobijany, mam podbite oko, więc może pomyśleli, że biłem się po pijaku. To skandal! Tak tego nie zostawię. Już dzwoniłem do prawnika - dodawał wyraźnie zdenerwowany "Góral".
Legendarny bokser wróci do Stanów Zjednoczonych w poniedziałek (20 maja). O kontakt poprosiliśmy przedstawicieli lotniska na Okęciu.
- Nie jestem w stanie potwierdzić tej sytuacji, bo jak patrzyłem w raporty naszych służb, to takiej sytuacji nie było zanotowanej. Nasze służby nie były w to zaangażowane. Być może linia lotnicza bezpośrednio poprosiła policję o pomoc - usłyszeliśmy w odpowiedzi.
Zobacz także:
Zawsze może na nią liczyć. Tak wygląda żona Usyka
Już wszystko jasne. Tak sędziowie punktowali walkę Usyk - Fury