W Fidżi Seru Rabeni był wielką gwiazdą rugby. Występował w kadrze, w rozgrywkach klubowych także przebił się czołówki. W ciągu 16-letniej kariery grał w drużynach z Anglii, Nowej Zelandii oraz Francji.
We wtorek pojawiła się przykra informacja o śmierci 37-letniego zawodnika rugby. Na razie nikt nie podaje oficjalnej przyczyny śmierci, ale pierwsze pogłoski wskazują na zawał serca, do którego miało dojść w trakcie spożywania śniadania. Teść zdradził jedynie, że Seru ostatnio trochę chorował.
- Bardzo smutna wiadomość o śmierci Seru Rabeniego. Niech ten wielki człowiek spoczywa w pokoju - napisał na Twitterze Ben Ryan, były trener zawodnika z kadry Fidżi.
We are shocked and saddened to hear of the passing of Seru Rabeni. Our thoughts go to all his friends and family pic.twitter.com/QN07b4bgUO
— Leicester Tigers (@LeicesterTigers) 15 marca 2016
Rabeni przez całą karierę wyróżniał się szybkością oraz dużą brutalnością. Rywale bardzo nie lubili grać przeciwko niemu, bo to oznaczało bolesne starcia. To właśnie styl gry sprawił, że w środowisku zyskał przydomek "Rambo".
- Nienawidziłem każdej minuty gry, gdy musiałem grać przeciwko niemu - wspomina Eliota Faumaono-Sapolu, były reprezentant Samoa.
- Seru był także wspaniałym człowiekiem. Bardzo przyjacielski i zawsze lubiany przez zawodników i pracowników - dodaje Simon Cohen, trener Leicester Tigers.
Rabeni zostawił żonę oraz osierocił dwójkę dzieci. Karierę zakończył w 2013 roku, a potem próbował swoich sił jako trener.
Opracował CYK
Zobacz wideo: piłkarska afera w Czechach