Kamaz zmiażdżył jego samochód. Tragiczna historia polskiego mistrza olimpijskiego

Robert Czykiel
Robert Czykiel

Malinowski jednak wszystko robił z głową. Treningi miał wcześniej dokładnie rozpisane, a harmonogram był dla niego jak biblia. Nikt ani nic nie było w stanie go zmusić do zmiany planów. Nawet pieniądze nie robiły na nim wrażenia.

- Bronek, jak nie miał w planach startu, to nie startował. Pamiętam, jak zadzwonił do klubu organizator biegów we Francji i kusił pieniędzmi za udział. Był to cykl biegów sylwestrowych. Przekazałem Bronkowi, że jest taka propozycja. Spojrzał w plan treningowy przygotowany przez trenera Ryszarda Szczepańskiego i powiedział, że nie ma zaplanowanych startów w tym czasie. I nie pojechał - opowiada brat Robert.

To przynosiło efekty. W 1978 roku polski biegacz zdobył w Pradze drugi w karierze złoty medal mistrzostw Europy. Dwa lata później poleciał do Moskwy na igrzyska. Malinowski już przed imprezą zapowiadał, że ze Związku Radzieckiego przywiezie złoto.

Rosjanie byli przez niego wściekli

Patrząc na warunki, w jakich się przygotowywał, obietnica Polaka brzmiała trochę jak szaleństwo. Odżywki, odnowa biologiczna, komfortowe miejsca do treningu? Nic z tych rzeczy. Rzeczywistość była brutalna.

- Bywało, że na stadionie nie mieliśmy ciepłej wody. A zimą, jak ogrzewaliśmy się piecykami, tak zwanymi kozami, to raz dziewczęta omal się nie zaczadziły. Takie to były czasy. Rolę "odnowy biologicznej” pełnił przedwojenny bramkarz, który był w klubie masażystą. Dresy suszyły się na sznurkach zawieszonych w poprzek klubowej szatni. Podczas zgrupowań w Szklarskiej Porębie bywało, że na drugi trening wychodziło się jeszcze w wilgotnych rzeczach - zdradza trener Szczepański.

Bieg na stadionie w Moskwie był mistrzostwem w wykonaniu Polaka. Zaczął spokojnie i nie zrobiło na nim wrażenia, że w pewnym momencie uciekł mu Filibert Baya z Tanzanii. Kibice z ZSRR już świętowali, że biegacz z Polski nie zdobędzie złota. On jednak utarł im nosa. Do samego końca wierzył w sukces i na metę wpadł jako pierwszy. Miejscowi fani byli wściekli, a Malinowski zdobył wymarzone złoto.

Polski mistrz olimpijski miał 29 lat, gdy osiągnął największy sukces w karierze. Mógł realnie myśleć o kolejnych igrzyskach, a także medalach na mistrzostwach Europy i świata.

- Bronek miał progresję. Był w stanie pobić swoje życiówki - mówi Szczepański.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×