Futbol ma Diego Maradonę czy Pele, a w hokeju na lodzie był Gordie Howe. Kanadyjczyk to jedna z najwybitniejszych postaci w historii tego sportu. Niestety, świat właśnie obiegła informacja o jego śmierci.
W piątek, 10 czerwca, 88-latek zmarł w domu swojego syna w Toledo. Przyczyna śmierci nie jest znana, ale "Pan Hokej" (tak nazywali go kibice) od dłuższego czasu miał problemy zdrowotne.
Thoughts and prayers to the Howe family as Gordie Howe passes away at the age of 88. #9RIP pic.twitter.com/i9KRzXRgwV
— Detroit Red Wings (@DetroitRedWings) 10 czerwca 2016
W październiku 2014 roku Howe doznał poważnego udaru. Rodzina poddała go leczeniu komórkami macierzystymi w Meksyku. To pomogło, bo Gordie wrócił do domu i przeżył niemal kolejne dwa lata. Innym problemem była jednak demencja.
- Stał się małomówny. Przemawiał powoli, krótkimi zdaniami i bardzo cicho. Czasami trudno było go zrozumieć, ale nadal miał świetne poczucie humoru - opowiada syn Murray.
Śmierć 88-latka wstrząsnęła hokejowym środowiskiem. Był wybitnym zawodnikiem. Na lodzie zasłynął nie tylko z brutalnej gry, ale także imponującej skuteczności. Przez całą karierę w NHL strzelił 801 bramek, a w klasyfikacji wszech czasów lepszy jest tylko Wayne Gretzky (894 bramki).
Howe nie ma sobie równych pod względem ilości występów. W najsilniejszej lidze świata rozegrał 1767 meczów, a fani NHL oglądali go w akcji przez 26 lat. W Meczu Gwiazd wystąpił aż 23 razy, a cztery razy zdobył Puchar Stanleya. W elitarnych rozgrywkach "Pan Hokej" grał nawet w wieku 52 lat, a niemal całą karierę spędził w Detroit Red Wings.
Opracował CYK
ZOBACZ WIDEO wpadka Cristiano Ronaldo na treningu Portugalii