Bartłomiej Bonk przebywa na zgrupowaniu kadry polskich sztangistów. Brązowy medalista z Londynu przygotowuje się do nadchodzących igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. W czwartek odbyła się kolejna rozprawa w sprawie śmierci jego córki.
Sąd Okręgowy w Opolu rozpatrywał wyrok sądu pierwszej instancji. Przypomnijmy, że wówczas warunkowo na dwa lata umorzono sprawę lekarki Hanny Żwirskiej-Lembrych, która cztery lata temu przyjmowała poród bliźniaczek sztangisty. Wtedy nie dopatrzono się jej winy.
Teraz niewiele się zmieniło. Utrzymano poprzedni wyrok, jest on prawomocny. Uznano, że lekarka mogła przyczynić się do śmierci dziecka, jednak sąd podtrzymał warunkowe umorzenie sprawy.
Żona Bartłomieja Bonka nie kryła rozczarowania tą decyzją. - Moje dziecko zapłaciło za ten błąd najwyższą cenę - krótko skomentowała Barbara Bonk (za tvn24.pl).
Możliwe, że rodzina Bonków złoży kasację, ale decyzja w tej sprawie jeszcze nie zapadła.
Córki sztangisty przyszły na świat 20 listopada 2012 roku w Opolu. W trakcie porodu pojawiły się komplikacje. Jedna z bliźniaczek urodziła się zdrowa, natomiast druga z poważnym niedotlenieniem mózgu. Dziecko zmarło po piętnastu miesiącach. Rodzice oskarżali lekarzy, że nie zezwolili na wykonanie cesarskiego cięcia i odpowiadają za tę tragedię. Ustalono, że za to odpowiedzialny był ordynator szpitala, który dziś już nie żyje.
Bonkowie wytoczyli proces także szpitalowi. Wyrok jeszcze nie zapadł, ale rodzice zmarłej Julii chcą 2 milionów złotych zadośćuczynienia, 200 tysięcy złotych odszkodowania oraz 10 tysięcy złotych miesięcznej renty dla drugiej córki.
Opracował CYK