Zarobił setki milionów dolarów w ringu, choć nie zadał nawet jednego ciosu

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images /  / Na zdjęciu: Michael Buffer
Getty Images / / Na zdjęciu: Michael Buffer
zdjęcie autora artykułu

Michael Buffer jest tak samo rozpoznawalny jak Muhammad Ali, George Foreman, Mike Tyson czy bracia Witalij i Władimir Kliczko. Trudno sobie wyobrazić poważną walkę bez jego zapowiedzi.

- Let's get ready to rumble ("Przygotujmy się na grzmoty") - 34 lata temu Michael Buffer po raz pierwszy wypowiedział te pięć słów. A właściwie wykrzyczał do mikrofonu, wprowadzając kibiców w stan ekstazy. To był strzał w dziesiątkę. Dzięki tej frazie stał się najpopularniejszym konferansjerem w historii boksu (prowadził również wiele gal wrestlingu). Najpopularniejszym i zarazem najbogatszym. Jego majątek szacuje się na około pół miliarda dolarów.

Marzenie o Hollywood

Nic nie wskazywało, że Buffer stanie się sławny. Był typowym amerykańskim chłopakiem, którego wychowywali przybrani rodzice. Ojciec był kierowcą szkolnego autobusu, matka zajmowała się domem. - Nie mam szczególnych wspomnień z dzieciństwa - wspomina w jednym z wywiadów. - Rodzice zadbali, abym czuł się bezpiecznie i niczym nie przejmował.

Po skończeniu szkoły marzył o karierze aktora. Wysyłał CV do producentów filmowych. Zamiast odpowiedzi w skrzynce pocztowej znalazł bilet do wojska. Trzy lata służył w marynarce wojennej. - Trwała wojna w Wietnamie, bałem się jak cholera, że mnie wyślą do Azji, na front. Na całe szczęście udało się tego uniknąć. Ostatniego dnia służby spadł wielki kamień z mojego serca - przyznaje.

Po powrocie do domu imał się różnych zajęć. Był sprzedawcą samochodów, pracował w firmie ubezpieczeniowej, próbował nawet trenować boks. Cały czas w tajemnicy przed najbliższymi wysyłał listy do Hollywood. Był nawet na kilku castingach. W końcu - mając 32 lata - wziął udział w kilku sesjach fotograficznych jako model. Do dzisiaj w USA złośliwi śmieją się z jego kariery, nazywając go "wanna be actor" ("chciał być aktorem").

Uroda Jamesa Bonda, głos Elvisa Presleya

Przełomowym okazał się jeden z wieczorów w 1982 roku. 38-latek razem z synem oglądali w telewizji galę bokserską. Buffer był wielkim kibicem, a miłość do sportu od najmłodszych lat chciał zaszczepić swojemu potomkowi. - Czekaliśmy na pojedynek, nagle wyszedł na ring jakiś gość i w jednym zdaniu pomylił się trzy razy. Wtedy synek powiedział: "Tato, przecież zrobiłbyś to lepiej, zgłoś się tam do pracy" - twierdzi Buffer.

"Mężczyzna w średnim wieku o urodzie Jamesa Bonda i głosie Elvisa Presleya szuka pracy jako konferansjer" - CV z takim pierwszym zdaniem wysłał do kasyn i hoteli w Las Vegas, które często organizowały gale bokserskie. W końcu otrzymał kontakt do kilku promotorów. Udało się. Jeszcze w 1982 roku zadebiutował w ringu. - Jak dzisiaj patrzę na ten występ, to chciałbym znaleźć wszystkie kopie, rozpalić ognisko w moim ogródku w domu w Los Angeles i zniszczyć je. Abym nigdy nie musiał się wstydzić, jaki wtedy byłem nieporadny - mówi.

Mimo słabego początku, jego kariera wzorcowo się rozwinęła. Kilka lat później wpadł w oko Donaldowi Trumpowi. Temu samemu, który obecnie walczy o fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych. Kiedy - jako właściciel kilku kasyn w Atlantic City - po raz pierwszy usłyszał głos Buffera, powiedział do swojego najbliższego współpracownika: "musimy go mieć".

Opatentował "grzmoty" Od pierwszej gali Buffer szukał odpowiedniego hasła, które będzie wywoływało emocje wśród kibiców. Próbował, eksperymentował, obserwował widownię. - Przez dwa lata użyłem chyba kilkunastu różnych okrzyków bojowych i nic - wspomina. - Nie poddawałem się. Wiedziałem, że aby wyróżnić się z grona konferansjerów, muszę mieć swój znak rozpoznawczy.

W 1984 roku po raz pierwszy krzyknął "let's get ready to rumble". Widownia oszalała! - Wiedziałem, że to był strzał w dziesiątkę - przyznaje Buffer.

Zwrot postanowił natychmiast opatentować. - Pan żartuje ze mnie? Chce pan opatentować te pięć słów? Po co? - urzędnik nie mógł zrozumieć początkującego konferansjera.

Po ośmiu latach walki w urzędzie patentowym, w końcu się udało. Od 1992 roku jest jedynym człowiekiem, który może ich używać w celach zarobkowych. Wieloletnia udręka z patentem opłaciła się i przyniosła mu sporo pieniędzy. Pomijając kilka wygranych spraw sądowych wobec konferansjerów, którzy próbowali wykorzystywać ten zwrot w swojej pracy, otrzymał aż 100 milionów dolarów od firmy Midway, która produkuje gry wideo.

Jak konferansjer wpadł na pomysł, aby użyć tych konkretnych słów? Buffer wykorzystał słowa komentatora ESPN - Sala Marciano - który przed jedną z wielkich walk powiedział: "we're ready to rumble" ("jesteśmy gotowi na grzmoty"). A samo słowo "grzmoty" ("rumble") pojawiło się w zawodowym boksie dzięki Muhammadowi Alemu, który wiele lat wcześniej powiedział: "rumble, young man, rumble".

Oświadczył się na antenie programu telewizyjnego Można ostrożnie szacować, że Buffer zapowiadał kilkaset walk o pasy mistrzowskie. Foreman vs Moorer , Holyfield vs Bowe, Kliczko vs AdamekMayweather Jr vs Pacquiao... Można wyliczać w nieskończoność. - Zwiedziłem praktycznie cały świat - mówił przed rokiem w rozmowie z "Super Expressem". - W samym 2014 roku odwiedziłem 33 państwa. Uwielbiam podróżować, więc taka praca mi pasuje.

Za jeden występ kasuje od 4 do 25 tysięcy dolarów. Oczywiście organizator pokrywa wszelkie koszty związane z podróżą, zakwaterowaniem, wyżywieniem. W Stanach Zjednoczonych jest legendą, ikoną. Największe stacje telewizyjne biją się o to, aby odwiedził ich najpopularniejszy talk-show. Kiedy w 2007 roku na antenie show Jaya Leno oświadczył się swojej trzeciej żonie, program okazał się jednym rekordowych pod względem oglądalności.

- Daję sobie jeszcze dwa, trzy lata, a może pięć - mówił Buffer na łamach "Przeglądu Sportowego" w... 2011 roku. Czyli pięć lat temu. Mimo to nie słychać, aby amerykański konferansjer miał żegnać się z zawodem. Jak na 72-latka doskonale wygląda, świetnie się czuje, non-stop podróżuje, a jego głos nadal elektryzuje.

Pokonał raka

W lutym 2008 roku chciał odebrać wyniki rutynowych badań. Wpadł do kliniki dosłownie na chwilę, zostawił samochód w niedozwolonym miejscu, liczył, że zajmie mu to góra minutę. - Zapraszam go pokoju lekarskiego, tam wszystkiego się pan dowie - usłyszał od pielęgniarki.

- Wiedziałem, że coś jest nie tak, zacząłem się bać - wspomina Buffer.

- Ma pan raka krtani - kilka chwil później usłyszał diagnozę.

- Osunąłem się z krzesła - mówi. - Przecież ja nigdy nie miałem problemów ze zdrowiem. Jak to możliwe?

Lekarze uznali, że za raka są odpowiedzialne papierosy, mimo że Buffer rzucił ten nałóg aż 35 lat wcześniej. Konferansjer natychmiast zdecydował się na operację. Nie było na co czekać. Rokowania były dobre. Pod koniec lutego przeszedł zabieg, a w kwietniu zapowiadał w ringu walkę Joe Calzaghe'ego z Bernardem Hopkinsem. - Bałem się, że braknie mi głosu, że lekarze wycięli za dużo, że będzie kompromitacja - twierdzi.

Nie było. A kibice usłyszeli słynne...

Uwaga: powyższe nagranie nie pochodzi z walki Calzaghe - Hopkins.

Źródło artykułu:
Komentarze (2)
avatar
MArian0s
6.09.2016
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Dla mnie już mocno przereklamowany...