Cała prawda o piłce w Chinach. Miał być sukces, a są gigantyczne problemy

Getty Images / Kevin Frayer
Getty Images / Kevin Frayer

Ogromne pieniądze i sprowadzanie piłkarskich gwiazd miało sprawić, że chiński futbol za kilka lat stanie się potęgą. Na razie nie ma powodów do optymizmu. Chińczycy szybko przekonali się, że piłka nożna to bardzo ryzykowny biznes.

W tym artykule dowiesz się o:

Zimowe okienko transferowe w europejskim futbolu rzadko wzbudza emocje. Najbogatsze kluby przeważnie dokonują tylko drobnych korekt w składzie, a jeśli już dokonywane są transfery, to zwykle nie wiążą się one z dużymi nakładami finansowymi.

W 2016 roku było jednak inaczej. Wszystko za sprawą Chińczyków, którzy wymarzyli sobie, że stworzą konkurencję dla najsilniejszych lig świata.

Kibice przecierali oczy ze zdumienia. Kluby z Chin dysponowały ogromnymi pieniędzmi i nie bały się ich wydawać. Ich aktywność była zaskakująca, bo nie podążyły drogą amerykańskiej MLS czy indyjskiej Super League, gdzie sprowadzano gwiazdy, ale te tuż przed emeryturą. Nowy gigant z Azji kupował zawodników znanych, lecz jeszcze nie podstarzałych. Chińczykom udało się nawet skusić wielu młodych i utalentowanych graczy z Ameryki Południowej. Nawet słynni trenerzy, jak Sven-Goran Eriksson, podjęli pracę w tym państwie.

Demba Ba, Hulk, Paulinho, Gervinho, Ramires, Jackson Martinez, Alex Teixeira. Tych piłkarzy kibice z Europy bardzo dobrze znają. Wielu z nich mogłoby nadal grać w bardzo dobrych klubach na Starym Kontynencie, ale wybrali podróż do Azji, gdzie skusiły ich przede wszystkim bajeczne kontrakty. Taki Hulk tygodniowo zarabia ponad 350 tysięcy euro. Robi wrażenie, prawda?

W trakcie zimowego okienka transferowego do chińskiej ekstraklasy zakupiono piłkarzy za prawie 204 mln euro. Więcej wydano jedynie w Anglii, bo aż 236 mln euro, a trzeci w klasyfikacji Włosi na zakupy przeznaczyli ledwie 80 mln euro. To pokazuje, że nowy gracz dysponuje fortuną, która jest realnym zagrożeniem dla konkurencji na rynku transferowym.

To miał być dopiero początek. Chiny założyły sobie dwa ambitne cele. Pierwszy to stworzenie ze swojej ligi mocarstwa, które będzie konkurowało z Premier League, Primera Division, Serie A oraz Bundesligą. Drugim jest wygranie mistrzostw świata w ciągu najbliższych 22 lat.

- W Chinach futbol ma olbrzymi potencjał. Jedyne, czego brakuje, to sukcesów. Chińczycy od 15 lat mają świetne obiekty, ale brakowało im po prostu dobrego piłkarskiego produktu. Była korupcja, byli rozpuszczeni, leniwi piłkarze. To się zmienia, reprezentacja zaczyna wygrywać, kluby coraz lepiej radzą sobie w azjatyckiej Lidze Mistrzów, jest coraz więcej gwiazd. A że jest to plan rozwoju na wiele lat, rodzima piłka nożna stanie się produktem wysokiej jakości i te stadiony będą się coraz bardziej zapełniać - mówi w portalu futbolfejs.pl Radosław Pyffel, prezes think tanku Centrum Studiów Polska - Azja.

Na boisku słabo, na trybunach pusto

Lada moment minie rok od transferowej ofensywy Chinese Super League. To dobry czas, aby dokonać pierwszej weryfikacji. Dokonał tego brytyjski tabloid "The Sun", który wysłał swojego człowieka do Azji. Okazuje się, że wcale nie jest tak różowo, jak wszyscy zakładali. Szybko pojawiły się poważne problemy, które stawiają przyszłość całego projektu pod znakiem zapytania.

Jednym z pierwszych kłopotów są kibice. Gwiazdy miały sprawić, że stadiony momentalnie się zapełnią. To jednak na razie się nie udało, choć bilety wcale nie są drogie. Wystarczy spojrzeć na drużynę Shanghai SIPG, którą prowadzi Eriksson, a której największą gwiazdą jest Hulk. Stadion tego klubu może pomieścić blisko 57 tysięcy kibiców, ale wypełnia się zaledwie w 53%.

Chińczycy jednak nie są głupi i w prosty sposób argumentują przyczyny takiego stanu rzeczy. Znają się na futbolu. Ich zdaniem poziom sportowy nie jest obecnie jeszcze na tyle wysoki, aby trybuny pękały w szwach.

- Ludzie w Chinach kochają futbol, ale mecze w naszej lidze nie są jeszcze wystarczająco atrakcyjne, aby wszyscy przychodzili na stadiony - mówi jeden z mieszkańców Szanghaju i dodaje. - Byłem na jednym meczu, aby zobaczyć Hulka. Bardzo się rozczarowałem. Był ociężały, zmęczony, bez błysku. On po prostu chodził po boisku i niewiele dawał od siebie.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTACIE, JAKA JEST RÓŻNICA W ZAROBKACH MIĘDZY GWIAZDAMI, A MIEJSCOWYMI PIŁKARZAMI I GDZIE CHIŃSCY KIBICE WOLĄ IŚĆ ZAMIAST NA MECZ LIGOWY.[nextpage]W ten sposób doszliśmy do kolejnego problemu. Jeżeli chińscy właściciele klubów liczyli, że sprowadzą gwiazdy i będą one dla nich dawać z siebie wszystko, to mocno się pomylili.

Przyjechali tylko po pieniądze

Przy ogłaszaniu kolejnych głośnych transferów co chwilę podnosiły się głosy, że znani piłkarze wybierają pieniądze i wygodę zamiast walki o wysokie cele i ciągłego rozwoju. Przytoczone słowa na temat Hulka tylko to potwierdzają, bo przecież w Europie był on jednym z czołowych napastników.

Do tego zagraniczne gwiazdy niewiele robią, aby integrować się z lokalnymi kibicami. Żyją w luksusowych warunkach i rzadko opuszczają swoje apartamenty. Mają taką możliwość, bo kluby zapewniają im prywatny samochód z szoferem, a także człowieka, który załatwi za nich każdą sprawę. Dlatego często nawet nie zabierają ze sobą rodzin, bo do Chin lecą dobrze zarobić, a potem chcą wrócić na stare śmieci.

"The Sun" dotarł też do informacji, że zagraniczni piłkarze nie utrzymują bliskich kontaktów z chińskim zawodnikami. Dowodem na to jest, chociażby sytuacja w Shanghai SIPG. Klub przed meczami ma krótkie zgrupowania w hotelu. Problem w tym, że przebywają w nim jedynie Chińczycy.

- Sven i zagraniczni piłkarze wolą zostać w swoich luksusowych apartamentach. To denerwuje miejscowych graczy, bo dlaczego nie ma równych zasad wobec wszystkich? Na to pozwala jednak Eriksson - mówi anonimowo jeden z pracowników SIPG.

Na tym wyliczanka problemów się nie kończy. Kolejnym problemem pomiędzy gwiazdami a Chińczykami są zarobki. Obcokrajowców trzeba było czymś zachęcić, dostali więc bajeczne kontrakty. Problem w tym, że miejscowi piłkarze nadal zarabiają marnie, często nawet piętnaście razy mniej.

Zazdrość przybiera na sile, niewykluczone, że wkrótce dojdzie do poważnego konfliktu. Obcokrajowcy także mają bowiem zastrzeżenia co do postawy ich chińskich kolegów z zespołu. Najczęściej pod ich adresem pada słowo "lenistwo".

- Chińscy piłkarze są bardzo leniwi, a dodatku mają słabą etykę pracy. Chcą być tak samo sławni i dobrze opłacani jak my, ale nie chce im się nad tym pracować - mówi anonimowo jeden z obcokrajowców w CSL.

Chińskie pieniądze uciekną od Anglii?

Wyłania się z tego obraz, który nie jest dla Chińczyków różowy. Miała być bardzo mocna liga, a na razie są rozgrywki na poziomie trzeciej ligi angielskiej. Gwiazdy miały zapełnić stadiony, a tymczasem - poza pobieraniem wysokiego wynagrodzenia - rozbijają szatnię od wewnątrz.

"The Sun" opisuje, że w Państwie Środka o wiele większym zainteresowaniem cieszą się mecze brytyjskiej Premier League. Kibice wolą pójść do knajpy i obejrzeć mecz Chelsea Londyn lub Manchesteru City, zamiast iść na stadion lokalnej drużyny i oglądać marne widowisko.

Najgorsze może jednak dopiero nadejść. Futbol w Chinach niedługo może stracić główny dopływ gotówki. Coraz głośniej mówi się o tym, że biznesowi potentaci z tego kraju swoje pieniądze skierują do Anglii, bo to po prostu będzie dla nich bardziej opłacalne.

Czy zatem marzenia o potężnej lidze i wygraniu mistrzostw świata szybko pójdą w zapomnienie? Na razie wszczęto alarm, ale jak tak dalej pójdzie, to stan chińskiego pacjenta będzie już krytyczny.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: impreza w Romie. Szczęsny w swoim żywiole

Komentarze (0)