Szef FIS, Gianfranco Kasper w rozmowie z dziennikiem "Dagbladet" przyznaje, że spodziewa się surowej kary dla Therese Johaug. - Normalnie są za coś takiego cztery lata dyskwalifikacji, potem odwołanie i skrócenie do trzech, dwóch i pół. Ale na razie to czyste spekulacje, bo tylko Norwegowie mają akta sprawy - zaznacza.
Jeśli norweski związek zdecyduje się oszczędzić swoją zawodniczkę, FIS będzie się odwoływać. To samo zapowiada Światowa Komisja Antydopingowa. - Jeśli Norwegowie uznają, że biedną dziewczynę trzeba oczyścić z zarzutów, to oczywiście, że wkroczymy do akcji. Być może rzeczywiście będą w stanie udowodnić, że jest niewinna. Ale my to sprawdzimy - mówi wprost Kasper.
Świat dowiedział się o wpadce dopingowej Johaug 14 października. Sama zawodniczka poznała wyniki testów tydzień wcześniej. 28-latka jest zawieszona na co najmniej dwa miesiące (nie może trenować z kadrą i brać udziału w zawodach). A to oznacza, że na pewno nie wystartuje w PŚ w Kuusamo (26-27 listopada) i Lillehammer (2-4 grudnia), a być może również w pozostałych zawodach przed Bożym Narodzeniem: w Davos (10-11 grudnia) i La Clusaz (17 grudnia).
Przypomnijmy, że obrończyni Kryształowej kuli tłumaczy, iż clostebol znalazł się w jej organizmie, ponieważ używała maści Trofodermin, aby leczyć usta poparzone słońcem na przełomie sierpnia i września. Włoscy lekarze nie do końca wierzą w tę wersję zdarzeń.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: genialna akcja polskiej piłkarki. Zrobiła to jak Messi!