Ten Polak był jednym z najlepszych pięściarzy w historii. Zamordowano go z zimną krwią

Robert Czykiel
Robert Czykiel
Dwa miesiące później doszło do rewanżu, który zapisał się w historii boksu. Walka była zakontraktowana na... 45 rund, a kibice zobaczyli niesamowitą wojnę. Ketchel i Thomas zadawali cios za ciosem, to była ringowa wojna. Obaj kilka razy leżeli na deskach, każdy z nich był już niesamowicie wyczerpany. Ostatecznie to Polak w 32. rundzie zadał kończący cios. "Chluba Kalifornii" została obnażona, a Stanley po tym starciu został okrzyknięty "Zabójcą z Michigan". Później walczyli jeszcze dwa razy i za każdym razem wygrywał Ketchel.

Kibice byli zachwyceni nową gwiazdą wagi średniej. Mówiło się, że Ketchel jest mistrzem świata tej kategorii, choć był to jeszcze wówczas tytuł nieoficjalny. To nie spodobało się bliźniakom Sullivanom. Pierwszy wyrwał się Mike, który w ringu chciał ośmieszyć Stanleya. Wyszło zupełnie na odwrót, bo pochodzący z Irlandii pięściarz już w pierwszej rundzie został znokautowany. To rozwścieczyło jego brata Jacka, który niespełna trzy miesiące później stanął do walki z mającym polskie korzenie pięściarzem. Wytrzymał o wiele dłużej, ale i on - w dwudziestej rundzie - nie podniósł się z desek.

Po tych pojedynkach Ketchel oficjalnie został uznanym mistrzem świata wagi średniej. Teraz musiał w każdym kolejnym starciu potwierdzać, że zasługuje na ten zaszczytny tytuł. Łatwo nie było, bo na horyzoncie pojawił się Billy Papke, z którym przez rok "Zabójca z Michigan" rywalizował aż cztery razy.

Przed pierwszą walką Amerykanin miał imponujący bilans (29-0), ale przegrał na punkty. W rewanżu doszło do skandalu. Papke, wiedząc, jak groźny jest Polak, posunął się do nieczystego zagrania. Po pierwszym gongu, gdy rywale zwyczajowo podawali sobie ręce, Billy zadał dwa potężne ciosy na twarz. Ketchel mocno ucierpiał, bo poważnie spuchło mu oko, przez co w kolejnych rundach niewiele widział. Walczył jedynie o przetrwanie i przyjął wiele uderzeń. Pewne było, że długo tak nie wytrzyma. Został znokautowany w dwunastej rundzie. Papke zdobył pas, bo wówczas nie było przepisów, które zakazywały takich zagrywek. Dopiero po tej walce wprowadzono zwyczaj, który obowiązuje do dziś - pięściarze witają się ze sobą przed pierwszym gongiem w obecności sędziego.

Rewanż był kwestią czasu. W listopadzie 1908 roku, czyli ponad dwa miesiące po pamiętnym starciu, Ketchel i Papke spotkali się po raz trzeci. Tym razem nie było skandalu, a jedynie demolka w wykonaniu Stanleya. "Zabójca z Michigan" zmasakrował rywala i zakończył pojedynek w jedenastej rundzie, dzięki czemu odzyskał tytuł mistrza świata. Potem spotkali się jeszcze raz, a kibice ponownie zobaczyli piękno boksu. Ringowi wrogowie nie kalkulowali, czego dowodem były połamane kości dłoni u obu z nich. Zwycięzcę wskazali sędziowie. Nie mieli wątpliwości, że to syn polskich emigrantów był lepszy.

- Ketchel był wyjątkiem gatunku ludzkiego. Był dzikusem. Zawsze chciał swoim rywalom zmasakrować oczy, nos i usta. Był żądny krwi. Jego pseudonim "Zabójca" pasował do niego idealnie - mówi ekspert Dan Morgan.

Jego zęby znaleziono w rękawicy

Najbardziej pamiętna walka w karierze Ketchela odbyła się w październiku 1909 roku. Polak zgodził się na pojedynek o mistrzostwo świata wagi ciężkiej, co było z jego strony szaleństwem. Czarnoskóry Jack Johnson był wyższy, cięższy i silniejszy. Organizatorzy walki zdawali sobie z tego sprawę i - chcąc zapobiec nieszczęściu - w kontrakcie zapisali, że Amerykanin nie będzie dążył do nokautu.

NA TRZECIEJ STRONIE - MIĘDZY INNYMI - PRZECZYTASZ, JAK KETCHEL ZGUBIŁ MISTRZOWSKI PAS, POPADŁ W PROBLEMY Z ALKOHOLEM I ZOSTAŁ BRUTALNIE ZAMORDOWANY

Czy Ketchel to najlepszy Polak w historii boksu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×