Zginął, jadąc na trening FC Koeln. Mija 25 lat od tragicznej śmierci niemieckiego piłkarza

Selekcjoner reprezentacji Niemiec Berti Vogts miał jego nazwisko w swoim notesie, zamierzał powołać utalentowanego napastnika do kadry. Maurice'owi Banachowi nie było jednak dane zagrać w drużynie narodowej. Zmarł w tragicznych okolicznościach.

Przemek Sibera
Przemek Sibera
Maurice Banach w barwach FC Koeln WP SportoweFakty / Twitter / Maurice Banach w barwach FC Koeln

Równo 25 lat temu, 17 listopada 1991 roku, niemiecki futbol stracił znanego i utalentowanego sportowca. Na autostradzie A1 na odcinku z Wuppertalu do Kolonii, w miejscowości Remscheid, doszło do tragicznego wypadku, w którym zginął zawodnik 1.FC Koeln Maurice Banach.

Trzy telefony do żony

Ekipa ratunkowa, która przybyła na miejsce wypadku, ujrzała przerażający widok. Prowadzony przez piłkarza o pseudonimie "Mucki" niebieski Opel Omega wbił się w filar mostu i stanął w płomieniach. Napastnik zmarł na miejscu, w wieku zaledwie 24 lat. Zostawił żonę Claudię i dwójkę małych synów.

Był leniwy niedzielny poranek. Nagle w domu Banachów zadzwonił telefon. Raz, drugi, trzeci. - Odebrałam trzy telefony. W dwóch pierwszych głos ze słuchawki zapytał mnie, czy wiem, gdzie jest mój mąż. Odpowiedziałam, że pojechał na trening. Dopiero za trzecim razem miał odwagę powiedzieć mi prawdę - przyznała żona zmarłego Claudia.

Krótko po tragedii wiadomość o śmierci dotarła również do klubu z Kolonii. Pierwsza drużyna akurat kończyła trening, na którym zabrakło Banacha.

- Gdy to usłyszałem, nie mogłem o niczym myśleć. Byłem całkowicie wytrącony z równowagi. Musiałem pójść do szatni, żeby zebrać się w sobie. To było straszne, całkowity szok - zdradził Joerg Berger, który wówczas prowadził zespół "Koziołków".

Nadmierna prędkość, przebita opona, a może alkohol?

Trener zwołał swoich piłkarzy i przekazał smutną informację. Koledzy Banacha płakali. Byli roztrzęsieni.

- Przyjechał do nas pastor z Aachen, który był zarazem kibicem Koeln. Odbył z nami rozmowę, a następnie wspólnie opłakiwaliśmy go. Pojechaliśmy na miejsce zdarzenia, położyliśmy kwiaty - wspomniał obrońca Falko Goetz.

Kolejny planowany mecz - z Dynamem Drezno - został odwołany. Kilka miesięcy później wyszło na jaw, że trener reprezentacji Berti Vogts obserwował "Muckiego".

- Słyszałam, że Vogts miał go na swojej liście i chciał go powołać do kadry - powiedziała Claudia.

Okoliczności wypadku sportowca do dziś pozostały niewyjaśnione. Ze śledztwa wynika, że tego dnia widoczność była dobra, a droga sucha. Świadkowie wskazywali na nadmierną prędkość. W spekulacjach przewijał się również wątek przebitej opony, zaśnięcia za kierownicą oraz prowadzenia na "podwójnym gazie".

- Banach miał pić dzień wcześniej na przyjęciu karnawałowym. Krążyły plotki, że w jego organizmie wykryto promil alkoholu. Tę informację rodzinie udało się jednak zdementować - pisały media.

Bolesne wspomnienia

Claudia w rocznicę śmierci Maurice'a zawsze zapala znicz na jego grobie. Kiedyś bardzo często jeździła na miejsce tragedii. Łudziła się, że jej ukochany wróci.

- Chciałam się zobaczyć z "Muckim". Żyłam we własnym świecie, myślałam, że on się tylko schował. Na miejscu znalazłam jednak tylko jego łańcuszek, który dzisiaj wisi na szyi mojego starszego syna Danny'ego - wyjawiła żona piłkarza.

Od kilku lat kobieta nie chce jednak widzieć miejsca, w którym zginął Banach.

- Kiedy jedziemy z rodziną z Muenster do Kolonii, wybieramy nie A1, lecz autostradę A43. Sama autostradami już nie jeżdżę - przyznała.

Claudia od 2008 roku jest ponownie mężatką, po ślubie z Austriakiem Rudim Weiglem. Kobieta nosi podwójne nazwisko Banach-Weigl.

- Maurice na zawsze pozostanie w moim sercu. Odkąd jestem w związku, jego strata nie boli już tak bardzo. Znów potrafię się uśmiechać - powiedziała.

NA KOLEJNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN. O POWODACH KONFLIKTU ŻONY BANACHA Z FC KOELN ORAZ PROBLEMACH ZDROWOTNYCH JEJ SYNA.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×