Polski piłkarz o grze w Arabii. Dostał Koran, by przejść na islam. Bał się, że wezmą go za terrorystę

Instagram
Instagram

Łukasz Gikiewicz w trakcie kariery piłkarskiej zwiedził pół świata i przeżył niejedno. Dziś niczego nie żałuje i nie przejmuje się opiniami ludzi, którzy nazywają go "turystą".

W szczerym wywiadzie dla weszlo.com Łukasz Gikiewicz opowiada m.in. o problemach w Arabii Saudyjskiej i grze w lidze tajlandzkiej.

29-letni piłkarz występował w arabskim Al-Wehda Club Mekka w drugiej połowie 2015 r. Kraj szejków kojarzy się z ogromnymi pieniędzmi, ale takich Polak nigdy nie zobaczył. Nie dostał nawet mieszkania, mieszkał w hotelu.

Dlaczego szejk - właściciel klubu - mu nie płacił?

- Przez te kilka miesięcy nie dostałem żadnej pensji. Jak nie ma wyników, to szejk uważa, że może się zdenerwować i ci nie zapłacić. Niby jest świadomy, że kiedyś i tak będzie ci to musiał zapłacić i to z nadwyżką, ale teraz tego z premedytacją nie zrobi, mimo że ma, z czego i dla niego to tylko dwie minuty. Taka mentalność - wyjaśnia.

Były zawodnik Śląska Wrocław twierdzi, że w Arabii Saudyjskiej żyło mu się dobrze. Na odchodne dostał niecodzienny prezent i "ofertę".

- Od kapitana dostałem na pożegnanie przetłumaczony Koran i list, żebym się przeniósł na ich wiarę. W Koranie jest tak napisane, że jak namówisz na wiarę w Allaha, będziesz żył wiecznie. Bałem się przewieźć to przez granicę, trafiłem na czas, gdy były te zamachy terrorystyczne - zdradza.

Gikiewicz od lutego tego roku występuje w lidze tajlandzkiej. Zaczynał od gry w barwach Ratchaburi FC. Teraz jest zawodnikiem BEC Tero Sasana. Ludzie mówią, że wybrał egzotykę, żeby zarabiać pieniądze i wylegiwać się na plaży. Jego zdaniem te opinie są krzywdzące.

- Ja nie pojechałem tam się opalać. Mieliśmy trening o 17, bo między 10 a 15 jest tam 40 stopni, a ja przez ten czas siedziałem w domu. Wyjeżdżałem tylko na trening. Nie byłem na basenach, nie pływałem z krokodylami. W Tajlandii są trzy przerwy na kadrę - tylko wtedy jeździłem pozwiedzać, odpocząć - tłumaczy.

O futbolu w Tajlandii w Polsce mówi się z przymrużeniem oka. Gikiewicz ma na ten temat zupełnie inne zdanie. Twierdzi, że poziom tamtejszej ligi jest wysoki.

- Polacy oceniają tajlandzką ligę, mówią, że jest ogórkowa, a nigdy nie obejrzeli żadnego meczu. No to jak to jest? Każdy może zobaczyć rozgrywki w internecie, to żaden problem. Kiedy pokazałem jakiś mecz trenerowi grup młodzieżowych Śląska, był w szoku, jakie tam jest tempo, jak zorganizowane są drużyny - opowiada.

Zobacz więcej: Tajlandia: Wymarzony debiut Łukasza Gikiewicza

Gikiewicz wśród gwiazd ligi wymienia m.in. Yannicka Djalo i Diogo.

- W Tajlandii grałem w jednym klubie z Yannickiem Djalo, który od małolata przechodził kolejne szczeble w szkółkach razem z Cristiano Ronaldo. Brazylijczyk Diogo zarabia miesięcznie 150 tysięcy dolarów. W ilu ligach są takie zarobki? Przecież nie dostają takich sum za siedzenie z cygarem i bananami na plaży - podkreśla.

Gikiewicz obecnie czeka na oferty. Liga tajlandzka skończyła się przedwcześnie - po śmierci króla Bhumibola Adulyadeja, który panował nieprzerwanie przez 70 lat. Polski napastnik nie wyklucza, że znów obierze jakiś egzotyczny kierunek, wspomniał m.in. o Korei Południowej.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: po 107 dniach wróciła! Włodarczyk znów rzuca młotem. W Katarze

Źródło artykułu: