25 lutego po ponad rocznej przerwie zobaczymy w akcji Artura Szpilkę. Polak zdecydował się na odważny krok - w amerykańskim Birmingham zmierzy się z Dominikiem Breazeale. To jeden z czołowych pięściarzy wagi ciężkiej, więc promotor "Szpili" ma pewne obawy.
- Trochę się obawiam się tej walki. Artur miał rok przerwy, a w boksie to jest bardzo dużo. Nie znam Artura na tyle, by wiedzieć jak to zniósł. Ponadto nie wiemy, czy ten ciężki nokaut ze stycznia tamtego roku z Wilderem nie został mu gdzieś z tyłu głowy - mówił Andrzej Wasilewski w "Dzienniku Polskim".
Do powyższych słów odniósł się 27-letni bokser z Wieliczki. Szpilka nie chciał walk na przetarcie i jest przekonany, że po dotkliwej porażce z Deontayem Wilderem nie ma już śladu. W rewanżu zażartował ze swojego promotora.
- Andrzej podchodzi do boksu analitycznie. Nigdy nie był w ringu i nigdy się nie bił, może w szkole, ale też wątpię - wyznał ze śmiechem w rozmowie z portalem sport.tvp.pl.
Przez długi czas kariera Szpilki prowadzona była w bezpieczny sposób. Kibice często zarzucali Polakowi, że buduje rekord na "kelnerach". Teraz obrał inną drogę. Najpierw Wilder, teraz Breazeale, z którym porażka może znacznie skomplikować plany na przyszłość pięściarza z Wieliczki.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Sagana rozpiera energia. Zobacz, co wyprawiał na rowerze