W tym artykule dowiesz się o:
W latach osiemdziesiątych Polacy pokochali tenis stołowy. To zasługa jednego człowieka: Andrzej Grubba sprawił, że cały kraj zaczął interesować się tym sportem. To dla niego na mecze przychodziły tak wielkie tłumy kibiców, że nie dla wszystkich wystarczało miejsca.
Wielkiego mistrza nie ma z nami już od prawie jedenastu lat. Przegrał walkę z chorobą nowotworową. Wciąż jednak wszyscy o nim pamiętają, a spora w tym zasługa corocznego turnieju Grubba Polish Champions. 7 maja odbędzie się trzecia edycja tej imprezy.
Grubba długo nie interesował się tenisem stołowym. Próbował swoich sił w bardziej popularnych dyscyplinach - piłka nożna, piłka ręczna, biegi. W każdym z tych sportów w przyszłości mógł iczyć na większą sławę. Zakochał się jednak w małej rakietce.
Zaczynał w niewielkim klubie LZS Zelgoszcz. Nie miał tam dobrych warunków do treningu, ale mimo to szlifował swój talent. Kolejnym etapem w karierze był Neptun Starogard Gdański. Przełomowym momentem był jednak transfer do AZS Uniwersytet Gdański. Stała za nim matka Leszka Kucharskiego, innego wybitnego tenisisty.
- Kiedy miał 15 lat, moja mama ściągnęła go do AZS. To był chłopak ze wsi, który był szalenie ambitny. Ta jego niesamowita ambicja doprowadziła go na światowy szczyt - mówił w jednym z wywiadów Kucharski.
Andrzej #Grubba
— Retro Sports (@RetroSportsPL) 20 stycznia 2015
Bohater i idol młodzieży w latach 80. Przedwcześnie odszedł. Sympatyczny człowiek.#Sportowiec 1985 pic.twitter.com/XNv8o0j7D7
Można bez końca wymieniać sukcesy Grubby. Na mistrzostwach świata i Europy zdobył piętnaście medali, ale tylko jeden był złoty. W 1982 roku, w Budapeszcie, razem z Holenderką Bettiną Vriesekoop, wygrał rywalizację w grze mieszanej.
To on był jednym z pierwszych Europejczyków, który potrafił nawiązać walkę z Chińczykami, a czasami nawet ich ogrywał. Do pełni szczęścia brakowało jedynie spektakularnego sukcesu na MŚ lub igrzyskach olimpijskich. Trzy razy wracał z brązowym medalem z mistrzostw globu, ale na IO nigdy nie zdobył krążka.
- Zapamiętałem go jako człowieka o nienagannych manierach z najlepszym w świecie bekhendem, o niepowtarzalnej pracy nóg - wspomina dziennikarz Radia Gdańsk, Włodzimierz Machnikowski, przyjaciel Grubby.
Andrzej Grubba - Grenzaus Gentleman ist unvergessen. http://t.co/Jka8rrnzCx pic.twitter.com/MpIdqYxr44
— Zugbrücke Grenzau (@TTCGrenzau) 25 lipca 2015
Nie brakuje głosów, że "Gruby" miał talent, aby rządzić na europejskich arenach, a być może walczyć o najwyższy stopień podium na świecie. Nie był jednak odpowiednio mocny psychicznie. Często w trudnych chwilach przy stole popełniał błędy, które miały decydujący wpływ na losy meczów.
Kibice i tak go kochali. Na mecze AZS Gdańsk w Pucharze Europy przychodziło tyle ludzi, że wielu kibiców musiało wracać do domów, bo brakowało dla nich miejsc. Skąd tak wielka sympatia? Wielka w tym zasługa charakteru Grubby.
- Był profesjonalistą i dżentelmenem przy stole oraz poza nim - oceniał Joerg Rosskopf, jeden z wielkich tenisistów stołowych.
- Andrzej, w przeciwieństwie do mnie, potrafił ważyć słowa, dbał też o swój obraz w mediach. Może dlatego odniósł w sumie większe sukcesy - dodaje w "Super Expressie" Kucharski.
Grubba zawodowo grał do 1998 roku. Po zakończeniu kariery nadal poświęcał się ukochanej dyscyplinie. Był trenerem i działaczem. Czy czegoś żałował ze swojej kariery sportowej? Nie, bo zawsze podkreślał, że czuje się spełniony. Medale nie miały dla niego największej wartości.
- Największą przyjemność sprawiło mu zwycięstwo w plebiscycie na najlepszego sportowca za rok 1984. To wyróżnienie zawsze najczęściej wspominał. Wielkim przeżyciem były olimpiady, choć stamtąd medalu nie przywiózł - mówiła żona Lucyna.
Być może Andrzej Grubba nadal byłby wśród nas, ale w pewnym momencie zaatakowała go bardzo groźna choroba.
Jeden z najlepszych polskich sportowców okresu mojego dzieciństwa RT @RetroSportsPL: Andrzej #Grubba#Sportowiec 1985 pic.twitter.com/RjRRtlTK9P
— Mariusz Moński (@M_Monski) 29 grudnia 2014
Niemal dwanaście lat temu tenisista dowiedział się, że ma raka płuc. To wywróciło spokojne życie jego rodziny do góry nogami.
- Czwartego października 2004 roku. Ten dzień będę pamiętał do końca życia. Żona, słysząc mój kaszel, namówiła mnie, bym zrobił rentgen klatki piersiowej. Słowa lekarzy zabrzmiały jak wyrok - mówił w "Rzeczpospolitej".
Grubba jednak zawsze był typem wojownika i choroba tego nie zmieniła. Od początku walczył, aby wygrać z nowotworem. Zaczęły się chemioterapie, które wyniszczyły jego organizm. Bywały sytuacje, że ludzie go nie poznawali.
- Zaufałem tym, którzy wiedzą, jak to robić, prof. Jackowi Jassemowi i dr. Rafałowi Dziadziuszce. Były momenty trudne, ale teraz chyba wychodzę na prostą. Napełniam się optymizmem i czekam na lepsze czasy. Na szczęście mam opiekę najlepszą z możliwych - mówił.
Andrzej #Grubba i Leszek #Kucharski#Sportowiec 1985 pic.twitter.com/pqv0DDDUpd
— Retro Sports (@RetroSportsPL) 5 marca 2015
Optymizm byłego mistrza Europy był jednak dobrą miną do złej gry. Rodzina wszędzie szukała dla niego ratunku wobec agresywnej formy raka - Gdańsk, Niemcy, Stany Zjednoczone. We wszystkich klinikach mówiono, że nowotwór jest już w zbyt zaawansowanym stopniu, aby z nim wygrać. 21 lipca 2005 roku Polskę obiegła smutna wiadomość: Andrzej Grubba zmarł w swoim domu. Miał 47 lat.
- Pamiętam tamten dzień, to był czwartek. Około ósmej zatelefonował do mnie Adam Giersz, były trener i przyjaciel z informacją, że Andrzej nie żyje. Zmarł w małym pokoiku pośród setek pucharów, które zdobył w swej prawie trzydziestoletniej karierze - mówi Machnikowski.
- To było tak nagle, tak szybko, i w takim stanie, że wszystkich zaskoczyło, a nas najbardziej - dodała żona zmarłego.
Wybitnego sportowca i wielkiego dżentelmena pochowano w Sopocie. W ostatniej drodze towarzyszyło mu wielu wiernych fanów. Piękne słowa wypowiedział wówczas Jerzy Dachowski, prezes PZT.
- Mówił o tym, że "Gruby", jak go nazywaliśmy, wprowadził tenis na salony i że odebrał tyle trudnych piłek, ale do tej ostatniej nie zdążył - dodaje Machnikowski.