W tym artykule dowiesz się o:
Etiopczyk Feyisa Lilesa uniósł ręce, a następnie je skrzyżował, przekraczając linię mety podczas niedzielnego maratonu na igrzyskach w Rio.
Srebrny medalista wyjaśnił na mecie, że zrobił to na znak protestu przeciwko dyktatorskim działaniom etiopskiego rządu.
- Etiopski rząd morduje ludzi z regionu Oromo, zabiera ich ziemię oraz środki do życia. Pochodzę stamtąd, dlatego w pełni popieram protesty mieszkańców - powiedział Lilesa.
Maratończyk zdradził, że członkowie jego rodziny są zamknięci w więzieniu. - Moi bliscy siedzą za kratkami. A kiedy mówią o prawach demokratycznych, są mordowani - wyjawił.
Protesty w rejonie Oromo trwają już od kilku miesięcy. 9 sierpnia policja użyła ostrej amunicji w starciach z antyrządowymi demonstrantami. Zginęło 97 osób, a kilkaset zostało rannych.
Lilesa przyznał, że poważnie zastanawia się, czy wrócić do swojej ojczyzny. Sportowiec boi się o swoje życie. Zwłaszcza po tym, jak okazał wsparcie protestującym.
- Porozmawiam z rodziną i przyjaciółmi. Jeśli wrócę do Etiopii, mogą (siły rządowe - przyp. red.) mnie zabić. A jeśli mnie nie zabiją, to wsadzą mnie do więzienia. Jeszcze nie zdecydowałem, co zrobię, ale być może przeprowadzę się do innego kraju - powiedział wprost Lilesa.
MKOl zabrania podczas igrzysk olimpijskich manifestowania przekonań politycznych. Czy Etiopczyk w związku z tym nie boi się, że zostanie ukarany?
Lilesa wytłumaczył, że dla niego ten protest był bardzo ważny. - Nie mogłem zrobić inaczej. Musiałem pokazać, co czuję. Mój kraj ma wielki problem. A protestowanie w Etiopii jest bardzo niebezpieczne - stwierdził.
Etiopczyk ukończył maraton w Rio z czasem 2:09:54. Lepszy od niego był tylko reprezentant Kenii - Eliud Kipchoge (czas 2:08:44). Na najniższym stopniu podium stanął Galen Rupp z USA (2:10:05).
Opracował PS