Po raz drugi w historii istnienia organizacji Fame MMA zorganizowany został turniej w kategorii do 93kg, w skład którego weszło łącznie ośmiu zawodników. Wszystkie siedem starć w ramach ćwierćfinałów, półfinałów i finału rozegrano w rzymskiej klatce.
W ćwierćfinałach i półfinałach miały miejsce pięciominutowe starcia. Finał odbył się z kolei bez limitu czasowego, zawodnicy walczyli do przerwania pojedynku lub poddania. Dla końcowego triumfatora zagwarantowany był milion złotych.
Jeszcze w sobotę, 31 sierpnia do obsady turnieju wskoczył Damian "The Karpi" Kasprzak, który zastąpił Piotra "Szeliego" Szeligę. Jednak jego starcie z Maksymilianem "Wiewiórem" Wiewiórką zakończyło się zwycięstwem rywala, który triumfował we wcześniejszej rywalizacji o tak ogromną premię.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pogromca Błachowicza złapał oponę. Kilkanaście sekund i po sprawie!
Półfinałowym rywalem Wiewiórki został Kamil "Taazy" Mataczyński, który sensacyjnie wyeliminował faworyta do końcowego triumfu Grzegorza "Grega" Gancewskiego. Drugą parę stworzyli Arkadiusz Tańcula, pogromca Alana Kwiecińskiego i Piotr "Tybori" Tyburski za sprawą pokonania Tomasza "Zadymy" Gromadzkiego.
Ostatecznie awans do finału uzyskali Mataczyński oraz Tyburski. Zawodnicy, którzy mieli już zapewniony zysk na poziomie 300 tysięcy złotych, przystąpili do walki o kolejne 700 tys. dla zwycięzcy.
Po ponad 13-minutowej rywalizacji końcowy triumf odniósł Mataczyński. Sędzia Piotr Jarosz przerwał pojedynek po tym, jak Tyburski, mimo jego komunikatu, nie bronił się przed ciosami rywala.
W tym starciu nie brakowało zwrotów akcji, jak na tak długą potyczkę przystało. Zarówno jeden, jak i drugi mieli momenty, gdy byli już pod ścianą. Jednak Mataczyński był w stanie przetrwać i zachował więcej energii od Tyburskiego, co przełożyło się na zamknięcie rywalizacji w momencie, gdy rywal nie miał już sił.
Końcowy triumf debiutanta w organizacji Fame MMA jest wielką niespodzianką. Nie dość, że na dzień dobry wyeliminował faworyta, a następnie triumfatora pierwszej edycji, to jeszcze tak naprawdę nie wystąpiłby w turnieju, gdyby nie kontuzja Tomasza "Stracha" Oświecińskiego.