Jak donosi serwis NRK, pięć dni przed swoją zawodową walką Andreas Iversen otrzymał telefon od lekarza, który przekazał mu, że testy krwi wykazały obecność wirusa HIV. Dla 29-letniego boksera był to szok, który całkowicie wytrącił go z równowagi.
- To kompletnie mnie załamało - mówi zawodnik. Zgodnie z przepisami każdy bokser w Norwegii musi przejść badania na obecność HIV i wirusów zapalenia wątroby. Iversen wykonał je rutynowo przed pojedynkiem, jednak błąd w laboratorium sprawił, że wynik był fałszywy. Przez dwa dni nie wiedział, czy będzie mógł walczyć ani czy naprawdę jest chory. - Przygotowywałem się na najgorsze - wspomina.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica wspomina potworny wypadek. "Nie jestem już tym samym człowiekiem"
Niepewność i lęk sprawiły, że sportowiec nie był w stanie zasnąć. - Musiałem się upić, żeby w ogóle zasnąć. Wypijałem butelkę wina każdej nocy. Kiedy alkohol przestawał działać, piłem dalej, żeby znowu zasnąć. Chciałem zapomnieć, że mam HIV. To były dwa najgorsze dni w moim życiu - opowiada Iversen w rozmowie z NRK.
Dwa dni później lekarz zadzwonił ponownie i przekazał, że... test był błędny. - Pamiętam, jak powiedział: "Nie masz HIV". Nigdy w życiu nie byłem tak szczęśliwy. Nie mogłem powstrzymać emocji - przyznał.
Eksperci podkreślają, że sytuacja, w jakiej znalazł się Iversen, mogła mocno wpłynąć na jego psychikę. - W boksie kluczowa jest głowa. Taki cios emocjonalny przed walką może zniszczyć przygotowania - mówi analityk NRK Anders Werner Ofsti.
Sam bokser przyznaje, że mimo traumatycznego doświadczenia wyszedł z tego silniejszy. - Nauczyłem się robić badania z dużym wyprzedzeniem. Wszystko, co nas spotyka, to test. Ten zdałem. Nie uciekłem, tylko stałem się mocniejszy - podkreśla Iversen.