Tomasz Drwal: Zawodnicy? Produkt uboczny. Mnie chodzi o radość ze sportu

Adam Popek
Adam Popek
Wieczór Walk R8 jest pana autorskim pomysłem?

Nie do końca. Założenie było takie, żeby część z osób, które przyszły amatorsko poćwiczyć i złapały przysłowiowego bakcyla mieli szansę zasmakowania prawdziwej atmosfery panującej na galach sportów walki. Pomyślmy, gdzie taki zawodnik mógłby zawalczyć wśród dużej publiki, świateł, muzyki? Tego nie przeżyjesz na amatorskich zawodach. Tutaj gość idzie procesem rasowego zawodowca. Ma tzw. fight week. Jest ważenie, trzeba zmieścić się w limicie, są plakaty z jego wizerunkiem reklamujące wydarzenie. Stanowi istotną składową imprezy, a nie uchodzi za mały trybik maszyny działającej i po swojemu. Poza tym sam start. Stres, emocje. Pamiętam swój debiut w UFC. Dotąd moje walki odbywały się w jakichś ciemnych norach Berlina czy innych małych halach, a tu nagle ok. 10 tysięcy ludzi. To mnie zjadło.

Szkoła Walki Drwala, Wieczór Walki R8, opracowywanie treningów. Spełnia się pan jako organizator?

Organizacja właściwie polega na dobraniu odpowiednich, kompetentnych ludzi i w dalszej kolejności nadzorowania realizowanej strategii. Nie cierpię jeżeli choćby dwa tryby nie działają, bo wtedy zaczyna się psuć. Organizacja polega na kontroli. Narzucasz rytm, a inni mają się wywiązać z zadań. W przeciwnym razie żegnamy się. Musi być ścisła hierarchia. Czy jestem dobrym organizatorem? To jak z tym wchodzeniem do walki. Miarę tego czy ktoś jest dobry stanowi frekwencja podczas zajęć i faktyczny przyrost umiejętności. Moim zadaniem jest tego pilnować, aczkolwiek to nie takie proste. Cały czas, bowiem mówimy o pracy z ludźmi.

Jest pan postrzegany w środowisku głównie poprzez UFC. Czego nauczyły Stany Zjednoczone?

Tego, że tam też jest wielka polityka, show biznes. Zacytuję takiego kolegę z Ameryki, który mówił, że traktują nas jak striptizerki. Tańczysz dobrze, to tańczysz dalej. Tańczysz źle, nie ma cię. Istnieje duża polityka. Ja, kiedy już wszedłbym w rolę zarządcy i poczuł to, pewnie bym robił podobnie. Pewnie jest chłopak w Kazachstanie, Kirgistanie albo gdzieś indziej, który niejednego mistrza UFC rozłożyłby. Tylko z biznesowego punktu widzenia jaki to ma sens dla Amerykanów? Oni wolą mieć swojego mistrza. W kraju mieszka 320 milionów ludzi, niech 100 milionów kupi pay-per-view. Przykładowo oczywiście. Bo chcą zobaczyć swojego czempiona. A tak przyjechałby gość, nieznany kompletnie, bez znajomości języka, tamtejszej mentalności i weź się z nim dogadaj, powiedz, żeby zrobił show. On nie stanie się ikoną. W Polsce było UFC. Fakt, sprzedało się, ale nie tak dobrze jak KSW.

Jakie etapy kariery najbardziej pan wspomina?

Jak już jesteś naprawdę zawodowcem to nie ma czego wspominać. Wtedy masz już pracę w fabryce. Wstajesz, jesz, idziesz na trening, wracasz, jesz odżywki, śpisz. Tak do walki. Potem natomiast masz 2 miesiące przerwy i nie wiesz co ze sobą zrobić. Kasa ucieka. Ty nie masz pomysłu na życie, bo czekasz aż dostaniesz następną walkę, po czym znowu powtarzasz ten sam schemat. Jak masz farta, to dostaniesz sponsora, coś odłożysz. Generalnie tak jak opisałem wyglądało moje funkcjonowanie w Stanach Zjednoczonych. Jedyną rzecz jaką wspominam, to że gdy przychodziły okresy między walkami, a interesują mnie Parki Narodowe, zatem do nich jeździłem.

Ale trzeba było coś wymyślić, prawda?

Właśnie, Szkoła Walki Drwala. Trochę trwało zanim przekonaliśmy się, żeby wyjść szeroko do ludzi. Wydaje mi się, że MMA to ciągle taki underground. Nie wiem czy jakbyś powiedzmy chciał zacząć trenować i poszedł do rasowego klubu, gdzie pełno jest zawodników z pierwszych stron gazet to czy jako początkujący zostałbyś właściwie metodycznie potraktowany.

Chce pan dać im to samo, czego sam się nauczył, ale zarazem uchronić od przykrości związanych choćby ze sportem zawodowym?

Ja płaciłem za to wysoką cenę. Łącznie z niewłaściwym doborem trenerów, środków treningowych. Wybierając trenera właściwie powierzasz mu swoje ciało oraz duszę. Nawet w Ameryce niekoniecznie trafiłem na idealnych. Niedawno zrobiłem badania. Wyszło, że mam ogromne predyspozycje do triathlonu. Wolno się męczę. Generalnie ciężko mnie zmęczyć. Z kolei jak się zmęczę to muszę trzy razy dłużej odpoczywać. W Ameryce prawdopodobnie sam zamęczałem siebie. Funkcjonowało hasło "push yourself". "Ktoś tam więcej od ciebie trenuje, patrz." A to nie do końca tak.

Miał pan w swojej karierze prawdziwego opiekuna?

Ciężko było. W ogóle uważam, że trudno o trenera z duszą. W Polsce, bez urazy, nie widzę trenera, któremu jako zawodowiec bym się powierzył. Teraz byłem w Szwecji, spotkałem pewnego szkoleniowca. To był pierwszy gość, który przedstawił mi wizję, jakby mnie prowadził, a ja właśnie czegoś takiego bym oczekiwał. Dokładnie tego, co mówił. Jemu chyba potrafiłbym zaufać. Monitorował obciążenie. Mówił - jeśli jesteś zmęczony, lepiej się wyśpij. Trenujmy tak, żeby sprawiało ci to radość. Wtedy będziesz myślał podczas walki. Nasza polska myśl szkoleniowa trochę zatrzymała się w czasie pod względem sportów walki. Nawet jadąc na kadrę judo bądź zapasów. Przecież to sporty indywidualne. A tymczasem wszyscy robią to samo.

W sportach walki jesteście pozostawieni sami sobie?

Wiem, na przykładzie Pawła Nastuli, że on miał osobnego trenera na kadrze. W MMA, choć ja już nieco wypadłem z zawodowego obiegu, ci trenerzy będą. Oni teraz się szkolą, my zaś jesteśmy ich materiałem doświadczalnym. Ja i trochę młodsi zawodnicy. Pewnie dopiero za około 5 lat powstanie wzorzec, szablon treningowy, który będzie można zastosować.

Co chce pan społeczności dać poprzez Wieczór Walk R8?

Emocje, radość, przeżycie. To, żeby ludzie spojrzeli na wydarzenie przez pryzmat sportu, nie zaś tego durnego gadania, obrzucania się błotem. Poza tym niech rozmawia się o walce, a nie całej otoczce. Bo dziś bywa na odwrót. To co poza walką przyćmiewa popisy zawodników.

Czy Szkoła Walki Drwala założona przez pierwszego polskiego zawodnika w UFC okaże się prawdziwym sukcesem na rynku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×