Artur Mazur: Wotore 2. I gdzie ta krew? Walka na chwyty zamiast brutalnego turnieju [KOMENTARZ]

Materiały prasowe / Michał Pasternak poddaje rywala na gali Wotore 2
Materiały prasowe / Michał Pasternak poddaje rywala na gali Wotore 2

W sobotni wieczór postanowiłem zapłacić za oglądanie turnieju Wotore. Czy żałuję zakupu subskrypcji pay-per-view? Absolutnie nie! Czy dostałem "produkt", który oferował mi sprzedawca? Też nie.

W tym artykule dowiesz się o:

Wotore jest pierwszą federacją organizującą walki na gołe pięści w Polsce. W tym roku zorganizowało już dwa turnieje, w których zawodnicy rywalizowali bez rękawic na dłoniach. W styczniu zwyciężył Marek Samociuk. W sobotni wieczór triumfował Michał Pasternak. Miało być krwawo i brutalnie, ale to rzeczywistość okazała się brutalna. Mam wrażenie, że polski kibic wciąż nie widział typowych, pełnych ciosów i nokautów walk na gołe pięści. Powodem są decyzje organizatorów.

Zakładnicy własnych zasad

Trudno nie odnieść wrażenia, że po dwóch turniejach właściciele Wotore (nie mylić z włodarzami) stoją w rozkroku. Pójść w stronę MMA (jak dotychczas) czy może jednak boksu lub formuł stójkowych? Gołym okiem widać, że zasady, które wprowadzili, zwyczajnie się nie sprawdzają i nie dają kibicowi tego, o czym mógł przeczytać na stronie organizacji.

W styczniu turniej na gołe pięści przypominał raczej zmagania sumitów, a to przez przepis mówiący o tym, że o zwycięstwie może przesądzić dwukrotne wypchnięcie rywala poza nieograniczoną linami czy klatką arenę (do niej też przejdziemy). W sobotni wieczór wypychanie nie decydowało (miało decydować tylko po 25 minutach walki) i w tym przypadku organizatorów należy pochwalić. Wykreślenie jednego punktu z regulaminu sprawiło, że oglądaliśmy skończenia przed czasem, ale w większości były to poddania.

ZOBACZ WIDEO: Klatka po klatce (online). Akop Szostak trafi do FAME MMA? "To bardzo sympatyczni goście"

I w tym przypadku Wotore stało się zakładnikiem własnych zasad. Każdy, kto choć raz walczył bez rękawic, potwierdzi, że uderzenie gołą pięścią boli. Ale sprawia nawet większy ból temu, który cios zadaje. - Gołą pięścią nigdy nie uderzysz tak mocno jak tą w rękawicy. Obejrzałem kilka turniejów na gołe pięści. Wysnułem jeden wniosek: w pewnym momencie u zawodników pojawia się lęk. I nie jest to lęk związany z przyjęciem ciosu. Oni boją się go zadać - tłumaczył mi Maciej Kawulski w materiale sprzed kilku dni.

W sobotni wieczór wszechstronni zawodnicy szybko odnaleźli się w realiach turnieju i nie można ich za to krytykować. Bo po co uderzać, skoro można poddać? Obejrzeliśmy 10 walk: 6 z nich skończyło się przez poddania, 4 - przez techniczne nokauty. Przypomnijmy, że w pierwszych zawodach kibice obejrzeli 7 walk: 5 zakończyło się przez dwukrotne wyrzucenie za arenę, jedno przez poddanie i jedno przez techniczny nokaut. W dwóch turniejach nie było ani jednego czystego nokautu!

Suche liczby pokazują trend. Zawodnicy na galach Wotore raczej unikają typowych wymian w stójce. Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że sobotni turniej walk na gołe pięści przerodził się w zawody grapplingowe. Niestety, słabo zestawione, ale za to z efektownymi akcjami. Z jednej strony byli zawodnicy wszechstronni, z drugiej - tacy, którzy głośno mówili, że o parterze nie mają zielonego pojęcia.

I tak Michał Pasternak, który przez turniej przeszedł niczym huragan przez Florydę, nawet przez chwilę nie poczuł strachu, kiedy w walce półfinałowej jego rywal znalazł się na nim w dosiadzie. Bo Damian Bury nie miał pojęcia, co w tej sytuacji zrobić! A Pasternak wiedział. Po chwili złapał nogę rywala i ją wykręcił. Ze świetnej strony pokazał się Kacper Miklasz, który najpierw odprawił przez duszenie gilotynowe Dawida Łagosza, a później "Taktarowem" poddał Karola Grzesiuka. W finale górą był bardziej doświadczony Pasternak, który zapiął bardzo efektowną anakondę (i znów poddanie).

Powrót do korzeni, czyli dokąd

To hasło było przez organizatorów Wotore używane bardzo często. I trzeba przyznać, że Wotore do korzeni wróciło. Ogromnym plusem była sama formuła turnieju, która na mnie zrobiła pozytywne wrażenie. Odpowiedni klimat wprowadziła też specyficzna, świetnie skrojona scenografia. Ogień, tablica turniejowa, bębny - to wszystko sprawiło, że przez chwilę poczułem się jak w filmie "Krwawy sport".

Na wyobraźnię działała również arena walk, ale w tym przypadku organizatorzy też stoją w rozkroku. Z jednej strony anturaż był niepowtarzalny, wręcz w dzisiejszych czasach niespotykany. Z drugiej - pole walki zakłóciło ciągłość pojedynków. Te były wielokrotnie przerywane po tym, jak zawodnicy wypadali za matę. To już w MMA wiedzieliśmy, dlatego warto postawić na wynalazek, który się sprawdził - czyli klatkę. Ale przecież ta nie będzie odróżniała Wotore od konkurencji!

Powrotem do korzeni były też same zestawienia. Wydaje mi się, że wielu kibiców w sobotni wieczór wracało myślami do pierwszych turniejów MMA. Oto na starcie staje kilku zawodników: różne style bazowe, różna waga, brak limitowanych czasem rund, czysta konfrontacja, do końca. Z jednej strony "przyjemnie" się to oglądało, z drugiej - już przed turniejem można było stawiać pieniądze na zwycięstwo Pasternaka. W dobie rozwoju MMA już dawno odkryliśmy, że wszechstronny zawodnik MMA zawsze wygra ze stójkowiczem.

Co dalej?

Właściciele Wotore tuż po ostatniej sobotniej walce zapowiedzieli zmiany. W samej formule walki i matchmakingu. Trudno im się dziwić. Zapowiedzi z folderów reklamowych nie do końca znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości. Mam jednak wrażenie, że będą mieć twardy orzech do zgryzienia.

Z jednej strony szybko wskoczyli na czołówki takich serwisów jak Sherdog (jeden z największych serwisów MMA na świecie) i zyskali promocję, jakiej nie ma niejedna federacja MMA z bogatymi tradycjami. Z drugiej - coś trzeba zmienić, żeby wpisać się w trend krwawych pojedynków bez zasad, bo taki na rynku się pojawił. A Wotore w obecnym kształcie w ten trend nie do końca się wpisuje. Nie zobaczyłem czegoś, czego nie widziałem w MMA, chociaż zapewniano, że tak będzie. Mam wrażenie, że bardziej brutalne walki oglądałem na galach PRIDE, gdzie dozwolone były chociażby "stompy", "soccer-kicki" czy uderzenia kolanami na głowę w parterze.

Wotore nie jest jednak jedyne. Już w czerwcu polski kibic znów będzie oglądał krwawe, dantejskie sceny. Pierwszą galę z walkami na gołe pięści zorganizuje Gromda. Organizatorzy za pomocą formuły bokserskiej i małego ringu chcą na zawodnikach wymusić krwawe konfrontacje. Czy faktycznie będzie bardziej brutalnie? Myślę, że na to pytanie odpowiemy dopiero po gali.

PS
Nie, nie jestem entuzjastą wyścigu na brutalizację sportów walki, oceniam jedynie sobotni "zakup".

Źródło artykułu: