Janusz Korwin-Mikke: Polityk, który nie potrafi grać w pokera to żaden polityk [WYWIAD]

Newspix / TEDI / Na zdjęciu: Janusz Korwin-Mikke
Newspix / TEDI / Na zdjęciu: Janusz Korwin-Mikke

Grał z Anatolijem Karpowem, otarł się o prezesurę w Polskim Związku Szachowym. Jego domeną są nie tylko kontrowersyjne wypowiedzi, ale też sporty umysłowe. Choć od szachów woli brydża. - Tam jest więcej życia - tłumaczy Janusz Korwin-Mikke.

W tym artykule dowiesz się o:

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Szachy pomagają w polityce?

Janusz Korwin-Mikke, poseł, jeden z liderów Konfederacji: Nie wiem czy pomagają, ale brak umiejętności gry w szachy na pewno przeszkadza. Nie mówię, że politycy powinni grać dobrze, ale przydatna jest już sama umiejętność.

Zna pan polskich polityków, którzy grają w szachy?

Tak, Tadeusz Iwiński, Tadeusz Cymański. Choćby Wojciech Bartelski, przez osiem lat burmistrz warszawskiego Śródmieścia, jest niezłym szachistą.

Ma pan swoje szachowe autorytety?

Jest ich wielu, ale nie ukrywam, że nie fascynuje mnie, kto aktualnie wygrywa największe turnieje. Patrzę na szachy jako pole walki. Dzisiejsze szachy polegają niestety na znajomości debiutów [początkowa faza partii - przyp. red.]. Jeśli ktoś nie ma o tym pojęcia to się nie liczy. Zawodnicy znają na pamięć 20 pierwszych ruchów, a dopiero potem zaczynają podejmować decyzję w zależności od tego, jak układa się partia. To zresztą daje większe szanse kobietom, bo mają one lepszą pamięć od mężczyzn. Dzisiaj szachiści są niezwykle opanowani, natomiast rzadko myślą samodzielnie.

Nowocześni szachiści nieźle opanowują też grę środkową, ale w końcówkach należy już myśleć samodzielnie i nietypowo. Odnoszę wrażenie, że niektóre końcówki zagrałbym lepiej niż zawodnicy z dzisiejszej czołówki. Tak się wyczerpują grą środkową, że nie mają siły na koniec.

ZOBACZ WIDEO: Lotos PZT Polish Tour. Paula Kania-Choduń: Tenis w końcu sprawia mi przyjemność

Świetnym polskim szachistą żydowskiego pochodzenia był Akiba Rubinstein. Dziś mniej znany ze względu na to, że sporą część życia męczyła go choroba psychiczna. Każdy szachista musi być trochę zwariowany?

Nie, ale każdy musi być maniakiem. Robert Fischer w wieku dziewięciu lat powiedział matce, że rzuca szkołę i zajmuje się szachami. Faktycznie tak zrobił. Za jego czasów Polska zdobyła szachowe mistrzostwo świata. Wtedy większość najlepszych szachistów w Polsce to byli Żydzi. Kiedyś za okupacji siedziało ich kilku w jednym pomieszczeniu i analizowali grę. Wpadło gestapo, a tam 15 Żydów i tajemnicze zapiski: Ge7-f8... . Niemcy natychmiast wtrącili ich do więzienia jako szpiegów. Kiedy Niemiecki Związek Szachowy dowiedział się, kogo zamknęło gestapo, wstawił się za więźniami i wyciągnął ich z aresztu. Wszyscy wyjechali za granicę. Z wyjątkiem dr Dawida Przepiórki, który odmówił wyjazdu. I tego nie przeżył.

Szachiści z całego świata szanują się tak bardzo, że nawet Niemcy w czasie wojny potrafili odpuścić Żydom?

Oczywiście! Jest jeszcze inna historia z szacunkiem w roli głównej. Po rewolucji Aleksander Alechi, mistrz świata (i reakcjonista...) chciał zwiać do Rumunii przez Odessę - i wpadł. Zamknięto go w celi - i zastanawiał się - Sybir czy rozwałka. Pewnego dnia przyszedł dyrektor więzienia i powiedział, że pewien towarzysz chce zagrać w szachy. Zasady miały być takie, że więzień nie mógł podawać mu ręki ani się odzywać. Alechin się zgodził. Przyniesiono stolik, szachy - i wszedł... Lejba Bronstein, ps. Lew Trocki. Alechin tak się zdenerwował, że o mało nie przegrał - ale w końcu wygrał. Trocki popatrzył przez chwilę na planszę, bez słowa wyszedł - i na drugi dzień Alechina wsadzono na statek do Rumunii.

Pan natomiast grał z rosyjskim arcymistrzem Anatolijem Karpowem.

Tak, dwa razy, w symultanie. I przegrałem.

Widzi pan jakąkolwiek szansę na zwycięstwo z takim zawodnikiem?

Sam na sam to nie. Gram na swoim poziomie, a on jest arcymistrzem. Choć jakieś szanse na to, że zrobiłby błąd zawsze są...

W 2000 roku był pan kandydatem na prezesa Polskiego Związku Szachowego. Gdyby pan nim został, reszta życia potoczyłaby się inaczej?

Nie, to byłaby tylko dodatkowa praca. Prezesura w tym środowisku nikogo nie pochłania tak bardzo, żeby rezygnować z pozostałej części obowiązków. Choć był kiedyś człowiek, który tak zrobił. Kirsan Iljumżynow jako prezydent Republiki Kałmucji w Federacji Rosyjskiej (jedynej republiki z religią... buddyjską!) poświęcił się tak, że z tego obszaru uczynił stolicę szachów. Cała republika grała. Włożył w to mnóstwo pieniędzy. Niestety było też trochę złej krwi. Kiedy coś nie szło po jego myśli, przekupywał ludzi. W ogóle kiedyś była inna kultura jeśli chodzi o szachy, ale mam na myśli bardzo odległe czasy - XIII-XIV wiek. Wtedy na terenie Meklemburgii absztyfikant, aby zdobyć żonę, musiał wygrać ją w szachy ojca.

Jednak pana ulubionym sportem jest brydż.

Najpierw grałem w szachy, ale faktycznie wolę brydża. Tam jest więcej życia. W szachach zawsze denerwowała mnie długość rozgrywki. Spędzenie dwóch godzin przy planszy nie jest w moim stylu. A brydż to kwestia pięciu, może siedmiu minut na rozdanie. Obecnie modne są jednak szachy szybkie. Gdyby funkcjonowały w czasach mojej młodości, pewnie pochłonęłyby mnie całkowicie.

Mówimy o sportach umysłowych. Te fizyczne nigdy pana nie przyciągały?

Jak to nie? Grałem w piłkę nożną. A w koszykówkę z AZS UW, czysto amatorską drużyną, graliśmy nawet w II lidze. Pływałem sporo. Grałem też w ping ponga i tenisa ziemnego. Całkiem przyzwoicie zresztą.

Ogląda pan mecze w telewizji?

Nie mam czasu. Choć z drugiej strony to kawałek telewizji, gdzie królują czyste, niezakłamane emocje.

Na pewno? Proceder kupowania meczów w polskiej lidze zakończył się wcale nie tak dawno.

Pamiętam, wyniki po 8:1 itd.

A to niestety nie jest wyjątek w sporcie. Do tego dochodzi choćby doping.

No widzi pan. A w szachach praktycznie nie da się oszukać. Najwyżej w jakichś wyjątkowych przypadkach.

Ale już w polityce oszustw jest mnóstwo.

W polityce przede wszystkim jest blef. Tutaj znowuż przydaje się poker. Polityk, który nie potrafi grać w pokera to żaden polityk.

Źródło artykułu: