Drużyna naszych szpadzistek będzie jedną z największych polskich nadziei medalowych na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Do stolicy Francji ekipa uda się przecież w glorii aktualnych mistrzyń świata. Tytuł zdobyła przed rokiem w Mediolanie.
Jak jednak walczyć o olimpijski medal, gdy na dwa miesiące przed najważniejszą imprezą w życiu w drużynie panuje zamieszanie? I to nie ze względu na kontuzje. Niedawna decyzja zarządu Polskiego Związku Szermierczego wywołała reakcję środowiska, zaalarmowany o sytuacji został nawet Polski Komitet Olimpijski.
- Przepisy, którymi kieruje się związek, są niepojęte. To się po prostu nie mieści w głowie - grzmi w rozmowie z WP SportoweFakty Radosław Zawrotniak, drużynowy wicemistrz olimpijski z Pekinu z 2008 roku, obecnie trener szpadzistki Aleksandry Jareckiej w KS AZS AWF Kraków.
ZOBACZ WIDEO: Śmierć zajrzała w oczy Świderskiemu. "Mogliby mnie nie odratować"
To właśnie brak tej zawodniczki w pierwotnym składzie kadry na igrzyska wywołał burzę w polskiej szermierce i atak na decyzje PZSzerm. Działacze się bronią. Kto ma racje?
Zarząd zmienia decyzję?
Najpierw jednak o przepisach, które jeszcze brzmią jasno. Reprezentacja Polski w szpadzie kobiet uzyskała cztery miejsca na igrzyska w Paryżu. Trzy z nich są przeznaczone dla zawodniczek startujących w drużynie, ale także indywidualnie. Czwarte nazwisko przypada szpadzistce rezerwowej w rywalizacji zespołowej.
Pierwsze dwa miejsca były wręcz zarezerwowane dla Renaty Knapik-Miazgi i Alicji Klasik, ponieważ wypełniły minimum krajowe jako pierwsze i dzięki temu miały zapewniony start indywidualny. Dwa kolejne miejsca? Nazwiska miał wskazać trener Bartłomiej Język. Jego kandydatki musiały zostać zatwierdzone przez dyrektora sportowego związku oraz zarząd związku.
Jak poinformował serwis "eurosport.tvn24.pl", trener jako trzecią zawodniczkę miał wskazać zajmującą trzecie miejsce w krajowym rankingu Jarecką, jednak po rozmowach z zarządem zmienił decyzję i wskazał na Martynę Swatowską-Węglarczyk.
Protesty wywołała jednak dopiero decyzja o tzw. dogrywce o czwarte miejsce. "Walkę" o nie miały stoczyć Jarecka (54. miejsce w światowym rankingu) z Ewą Trzebińską (pozycja 118.). Problem w tym, że wybitna szpadzistka, jaką bez wątpienia jest Trzebińska (w dorobku cztery medale MŚ), nie spełniła krajowego minimum kwalifikacyjnego.
Do tego nie wyjaśniono, na czym miałaby polegać ich rywalizacja.
"Tam nie decyduje sport, ale polityka"
Do gry wkroczył klub Jareckiej. KS AZS AWF Kraków wysłał pismo do zarządu związku, poprosił też o interwencję Polski Komitet Olimpijski. Ostatecznie związek zdecydował się zwołać zarządu i w czwartek ogłosił kadrę na turniej olimpijski,. Na czwartym miejscu pojawiło się nazwisko Aleksandry Jareckiej.
Koniec sprawy? Otóż nie.
Wspomniany już Radosław Zawrotniak zapowiada, że dla niego i klubu sprawa nie jest jeszcze zakończona.
- Czy zostało nam coś wyjaśnione? Nie, nic. Po pierwszym posiedzeniu zarządu wystosowaliśmy protest. Otrzymaliśmy odpowiedź, ale od dyrektora Jacka Słupskiego, więc nie wiemy, czy nasze pismo zostało rozpatrzone przez zarząd. Czwartkowa decyzja nas nie satysfakcjonuje, Ola powinna móc wystartować indywidualnie. Na pewno będziemy próbowali dochodzić sprawiedliwości w jej imieniu - zapowiada.
Trener szpadzistki mówi wprost - chodzi o klarowne i przejrzyste zasady powołań na wielkie imprezy. Jego zdaniem związkowe przepisy są niejasne, prowadzące do sporów i nadużyć. A Jarecka powinna być numerem trzy w kadrze, ponieważ jest przed Swatowską-Węglarczyk w krajowym rankingu.
- Tam nie rządzi sport, a polityka. Na niedawnym walnym zebraniu złożyliśmy propozycję regulaminu powoływania nazwisk, za które odpowiadałaby rada zawodnicza. Zostało zlekceważone. A mamy w czasie sezonu tyle imprez, że wszystko powinno być wybierane na podstawie wyników rywalizacji, czyli miejsca w rankingu. A u nas są przepisy, które prowadzą do nadużyć i konfliktów - przekonuje nas wybitny reprezentant Polski.
- Mamy na przykład taki przepis, dotyczący powołań na mistrzostwa Europy, gdzie związek powołuje czteroosobową kadrę i jest to wybór trenera po akceptacji dyrektora i zarządu. To jest przecież niepojęte, a takie sytuacje pojawiają się od lat. Powiem wprost - nie ma zawodnika w naszej szermierce, który nie zostałby skrzywdzony. Wielu kończyło przez to kariery. Gdy młodzi widzą, że sprawy są załatwiane przy zielonym stoliku, to odchodzą i zajmują się pracą - słyszymy.
"Wywołano chaos w drużynie"
Trzy nasze szpadzistki wystartują w Paryżu indywidualnie, jednak największe szanse na sukces mają w rywalizacji drużynowej. W zespole walczącym o najwyższe cele potrzebna jest atmosfera, zaufanie i przede wszystkim spokój. A o niego trudno, gdy na dwa miesiące przed igrzyskami wokół zawodniczek wywołuje się zamieszanie.
- To było zupełnie niepotrzebne ze strony związku i wprowadziło chaos wśród samych zawodniczek. Mamy wprawdzie jeszcze trochę czasu, więc stosunki w drużynie powinny się poprawić. One sobie poradzą, są świadome, dojrzałe i każda z nich prezentuje mistrzowską klasę - ocenia Zawrotniak.
Według niego jedynym plusem całej afery, jeśli można w ogóle go wymienić, jest reakcja w środowisku szermierczym.
- Muszę powiedzieć, że środowisko zareagowało bardzo solidarnie i mocno nas wspierało, także zawodnicy z innych klubów i robili to w otwarty sposób. Były też osoby, które pisały do nas i namawiały do walki o Olę, ale bali się zabrać stanowiska publicznie. Po prostu bali się ostracyzmu.
Związek się broni
W sprawie zamieszania wokół składu kadry szpadzistek na igrzyska w Paryżu próbowaliśmy uzyskać komentarz od Polskiego Związku Szermierczego. Na zadane pytania otrzymaliśmy odpowiedź, którą prezentujemy poniżej (pisownia oryginalna).
Musimy dodać, że treść korespondencji mailowej między WP SportoweFakty a PZSzerm została opublikowana przez związek na oficjalnym profilu związku na Facebooku.
Pytanie redakcji: Co zdecydowało o ostatecznym postawieniu na Aleksandrę Jarecką?
Ostatni wynik i dyspozycja sportowa na Pucharze Świata w Emiratach Arabskich. Trener kadry Bartłomiej Język i dyrektor sportowy Łukasz Mandes zgodnie zarekomendowali Aleksandrę Jarecką do drużyny na Olimpijski start.
Czy miało to związek z reakcją środowiska krakowskiego i pismem wysłanym do PKOl?
Wybór reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie to jest bardzo poważna i ważna decyzja, przede wszystkim dla zawodników. Kłamstwa i prymitywne manipulacje, takie jakie były wyszczególnione w piśmie, nie miały żadnego znaczenia w procesie podejmowania decyzji o składzie reprezentacji. Decydowała aktualna forma i wyniki sportowe, które spełniały wymogi zasad kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie. Z przykrością musimy zauważyć, że prezes AZS AWF Krakow prof. Michał Spieszny zaangażował się w tworzenie konfliktu nie znając tych zasad, albo ich nie rozumiejąc.
Czy związek uważa obowiązujące przepisy za klarowne? Czy o składzie na wielką imprezę nie powinien decydować wyłącznie ranking sportowy?
Zasady były klarowne od początku sezonu olimpijskiego, zostały przekazane do wiadomości wszystkim zainteresowanym i wówczas nikt ich nie podważał, nie było żadnych protestów. Dla porównania w reprezentacjach, które stanowią potęgę światową jak Włochy czy Francja, które zakwalifikowały wszystkie drużyny na Igrzyska w Paryżu, te zasady były znacznie bardziej liberalne i ocena przydatności do zespołu była ważniejsza niż punktacje. My uważaliśmy, że warto zastosować wariant pośredni, czyli kryterium w postaci krajowego rankingu olimpijskiego oraz możliwość doboru zawodniczki, która z racji innych walorów jak choćby silna psychika jest w stanie wziąć na siebie ciężar odpowiedzialności za wynik. Tego typu zawodniczka może stanowić trzon reprezentacji, która walczy o medal olimpijski. W naszym zespole od trzech sezonów taką zawodniczką jest Martyna Swatowska-Wenglarczyk i jej pozycja w reprezentacji jest niepodważalna.
Trener Radosław Zawrotniak zapowiada, że to nie koniec sprawy i jego zawodniczka zasłużyła na start indywidualny - czy zmiany w składzie są jeszcze możliwe?
Proces wyłaniania reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie jest zakończony. Z całym szacunkiem, ale zgodnie z kryteriami i regulaminami Radosław Zawrotniak nie jest osobą, która decyduje o procesie wyłaniania reprezentacji Polski na Igrzyska Olimpijskie. Niestety jego ostatnie działania mają zły wpływ na atmosferę w drużynie.
Otoczył się osobami, z których jedna próbuje być i dziennikarzem, i stroną w sprawie (pan Jakub Zborowski), a druga w studio telewizyjnym kompromituje się nie mając nic do powiedzenia przez cały program, a potem się awanturuje, że nie pozwolono się jej wypowiedzieć. Tyle, że Pan Zieliński przypomniał sobie, że jednak chciałby coś powiedzieć z chwilą, gdy program się skończył.
Żenująca sytuacja, którą wywołał Pan Zawrotniak, bo to on zabiegał o poruszenie tego tematu w Telewizji Kraków, ale gdy dowiedział się że nie będzie w studio sam, że w rozmowie weźmie też udział przedstawiciel Związku, najpierw oznajmił, że nie może uczestniczyć w tej rozmowie, a następnie chciał wymusić na dziennikarce odwołanie programu. Przysłał ostatecznie w zastępstwie pana Zielińskiego, efekty jego wystąpienia albo raczej milczenia są już znane.
Emocjonalne wybryki pana Zawrotniaka źle wpływają na atmosferę w drużynie i Zarząd Związku nie pozwoli, by przed Igrzyskami takie działania zaburzały przygotowania do startu w Paryżu.
W imieniu Zarządu PZS, Jacek Słupski, Dyrektor Generalny
***
Od PZSzerm usłyszeliśmy, że w najbliższym czasie działacze planują także zorganizowanie konferencji prasowej, na której wyjaśnią całe zamieszanie.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty