Polska nadzieja na Tokio. Aleksandra Kowalczuk pisze historię taekwondo

Materiały prasowe / Paweł Skraba / Na zdjęciu: Aleksandra Kowalczuk ze srebrnym medalem Uniwersjady w Tajpej
Materiały prasowe / Paweł Skraba / Na zdjęciu: Aleksandra Kowalczuk ze srebrnym medalem Uniwersjady w Tajpej

Aleksandra Kowalczuk opiekuje się psami ze schroniska i studiuje wychowanie fizyczne. To prywatnie. Zawodowo właśnie została pierwszą polską mistrzynią Europy w taekwondo i jest jedną z naszych nadziei na medal igrzysk olimpijskich w Tokio.

W tym artykule dowiesz się o:

Było jak w hollywoodzkim hicie. Takim o pięściarzu, który już leży na deskach, a jednak ostatkiem sił, tuż przed gongiem kończącym walkę pokonuje odwiecznego rywala. Tyle że w tej historii cios zastąpiło celne kopnięcie, a boksera 21-letnia Kowalczuk.

Polka w finale ME w Kazaniu pokonała dwukrotną mistrzynię świata i brązową medalistkę igrzysk olimpijskich Biankę Walkden. Dała jej radę po raz drugi w życiu. I wzięła rewanż za porażkę w medalowej walce z MŚ w Czelabińsku (2015), gdy Brytyjce pomogli sędziowie.

W finale ME Kowalczuk sześć sekund przed końcem walki przegrywała 7:9. Skończyło się na 10:9. - Trener strasznie krzyczał, wywierał presję. Wreszcie udało mi się trafić rywalkę w głowę i już nie odrobiła strat - opowiada nasza taekwondzistka. - To mój pierwszy poważniejszy sukces w karierze, jeszcze to do mnie nie dociera. Dostaję mnóstwo wiadomości, życzeń, nie nadążam odpisywać. Trudno się przyzwyczaić, że mogę o sobie mówić: "mistrzyni Europy".

Bezpieczeństwo przede wszystkim

Miłość do takewondo rodziła się w bólach. To nie była bajka, w której mała Ola idzie na pierwsze zajęcia i od razu wie, że bicie, kopanie rywalek będzie dla niej sposobem na życie. Zdarzały się wagary, ucieczki z treningów. Była przecież normalną, młodą dziewczyną.

Rodzice nie mieli sportowej przeszłości, ale córkę do aktywności zachęcali. Tańce, jazda konna, gimnastyka... - Trochę się tych sportów przez moje dzieciństwo przewinęło - opowiada. - Pewnego dnia trenerka na gimnastyce zobaczyła mnie i zaproponowała taekwondo. Zanim je pokochałam, minęło jednak sporo czasu. Przekonały mnie pierwsze medale mistrzostw Polski. Wtedy ten sport zaczął mi się podobać.

Mama wcale nie odradzała jej zabawy w sporty walki. Przeciwnie, przekonywała: "jak się nauczysz, będziesz się czuła bezpieczniej". I razem z tatą pilnowała małej Oli. Rodzice kupili pierwszy sprzęt, przywozili i odwozili z treningów. - Pilnowali, to trzeba było chodzić - śmieje się Kowalczuk.

Życie w podróży

Urodziła się w Hrubieszowie, później rodzina przeprowadziła się do Olsztyna. Tam sportu uczył ją Marcin Chorzelewski. Dziś Kowalczuk mieszka w Poznaniu, miejscowa Akademia Wychowania Fizycznego zaoferowała jej lepsze warunki treningu. W stolicy Wielkopolski nad rozwojem talentu 21-latki czuwają Arkadiusz Kordus, Waldemar Łakomy i Łukasz Scheffler.

Tak, jak Ola migruje po Polsce, tak też dzięki sportowi ogląda świat. Wylicza, że odwiedziła już trzydzieści pięć krajów, choć nie wszędzie mogła się wycieczkami nacieszyć. - Takie wyjazdy to często tylko hotel, sala, autokar. Brakuje czasu na zwiedzanie, same hale też bywają na uboczu. To jednak, co już zobaczyłam, zawsze będzie moje - mówi z uśmiechem.

Kowalczuk, jak przystało na sportowca, spędza poza domem nawet 160 dni w roku. A kiedy jest na miejscu, haruje. - Od poniedziałku do piątku mam po dwa treningi dziennie. Rano krótszy, wieczorem dłuższy. Weekendy mamy dla siebie, chyba że są zawody - opowiada.

Kiedy ma wolne, wraca do swojego świata. Nie kopie, nie bije. Studiuje wychowanie fizyczne, lubi chodzić na zakupy, często odwiedza schronisko dla zwierząt. - Wyprowadzam psy na spacer, bawię się z nimi. One tego potrzebują, a mnie to odpręża i relaksuje - wyjaśnia. O sporcie może porozmawiać z siostrą, która też się  zapaliła do taekwondo. 14-letnia Oliwia ostatnio przywiozła nawet do domu srebro z Pucharu Polski.

Tokio oczkiem w głowie

Kiedy pytam o najlepszy czas dla taekwondzistki, Kowalczuk odpowiada bez namysłu: 18-25 lat. Nasza mistrzyni jest więc w kwiecie sportowego wieku i trudno się dziwić, że jej oczkiem w głowie są dziś igrzyska olimpijskie w Tokio.

- Przyznaję, że to we mnie siedzi. Zwłaszcza że dzięki mistrzostwu Europy awansuję na siódme miejsce w rankingu olimpijskim, a jego pierwsza szóstka już na pół roku przed igrzyskami ma pewną kwalifikację - wyjaśnia. W Kazaniu dorzuciła do swojego dorobku 40 punktów. Tyle samo waży zwycięstwo w turnieju Grand Prix, trzy razy więcej można dostać za złoto mistrzostw świata.

Kowalczuk piszę historię. W ciągu roku zdobyła dla polskiego taekwondo pierwszy medal Uniwersjady (srebro w Tajpej), pierwsze podium zawodów Grand Prix (drugie miejsce w Londynie) i pierwsze mistrzostwo Europy. Jakby była skazana na bycie tą "pierwszą". Kolejną szansę dostanie za rok na MŚ w Manchesterze. Później zostaną tylko igrzyska.

Autor na Twitterze:

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: niesamowite sceny w szatni Realu. Syn Marcelo skradł show!

Źródło artykułu: