Redakcja PZTS: Jest pan przykładem, że bez kariery zawodniczej można zostać cenionym szkoleniowcem.
Tomasz Szary: Od najmłodszych lat związany byłem ze sportem i zawsze wiedziałem, że chcę się nim zajmować. Tenis stołowy poznałem późno, dopiero po studiach na AWF w Katowicach. Od początku mnie zafascynował. Nauczyłem się grać do pewnego poziomu, jednak szybko stwierdziłem, że - mając talent do uczenia dzieci - większą korzyścią będzie zdobywanie wiedzy i rozpoczęcie pracy jako trener. W obecnych czasach jest mnóstwo możliwości samodzielnej nauki, podglądania najlepszych na świecie itd. Postawiłem sobie za cel osiągnięcie wysokiego poziomu jako szkoleniowiec poprzez współpracę z ambitnymi ludźmi. To było 13 lat temu, a od dekady prowadzę zajęcia w MKS Czechowice-Dziedzice.
Od kogo pan się uczył w Polsce?
Edukację trenerską rozpocząłem u Jerzego Grycana, byłego szkoleniowca seniorskiej reprezentacji mężczyzn i kobiet. W 2010 roku zdobył uprawnienia instruktora, a potem dołączyłem do programu "FUNdamenty", w którym znalazła się grupa ambitnych, chcących podnosić swoje kwalifikacje trenerów, z którymi współpracuję do dziś. Za sprawą "Narodowego Programu Rozwoju Tenisa Stołowego w Polsce" mogłem dalej rozwijać się i eksperymentować jako szkoleniowiec, korzystając z wiedzy i doświadczeń z różnych dyscyplin sportu, lecz także innych dziedzin życia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękna partnerka Arkadiusza Milika zakończyła pewien etap
Trzymanie rakietki uchwytem piórkowym było jednym z eksperymentów? W Europie gra się głównie tzw. dłoniowym.
Na naszym kontynencie sądzi się powszechnie, że "piórko" jest uchwytem dla Azjatów, że tylko oni mają do niego predyspozycje, a ja uważam i staram się udowadniać, że jest inaczej. Już czterech moich wychowanków, trzymających rakietki uchwytem piórkowym, zdobyło medale mistrzostw Polski, a są to: bracia Michał i Mateusz Gawlasowie, Maksymilian Gacek i mój syn Piotrek. W kadrze na rozpoczynające się w środę mistrzostwa Europy młodzików jest Mateusz Wiśniewski, ale on z kolei gra po "europejsku". W ubiegłym tygodniu tytuł Drużynowych Mistrzów Polski Szkół Podstawowych po raz pierwszy w historii wywalczyli dwaj piórkowcy - Piotrek i Mateusz.
Czyli nie narzuca pan wszystkim podopiecznym "piórka"? W jaki sposób trenujące dzieci trafiają do poszczególnych, jakże odmiennych grup?
Bardzo ważne są kompetencje sztabu trenerskiego, który potrafi dopasować styl gry do zawodników, do ich predyspozycji, budowy ciała, cech charakteru i wielu innych. Tak "prześwietlony" młody tenisista stołowy ma większą szansę na optymalny dobór stylu i osiągnięcie wysokiego poziomu sportowego. Oczywiście, jak we wszystkim, zdarzają się pomyłki lub późniejsze zmiany.
Na przykład Michał Gawlas, który jest obecnie zawodnikiem Dartomu Bogorii Grodzisk Mazowiecki, wielokrotnego mistrza kraju, zaczynał od uchwytu europejskiego i zdobył nawet medal MP żaków. W kolejnym sezonie podjęliśmy strategiczną decyzję o zmianie na piórkowy, a sporo ludzi mówiło nam wtedy, że zwariowaliśmy. Zakładaliśmy wspólnie z Michałem, że początkowo może on nie przebić się do nawet czołówki wojewódzkiej, ale praca jest ważniejsza niż wynik. Tymczasem po roku znalazł się ponownie na podium MP, tym razem młodzików i sięgał po kolejne krążki. Dziś już nikt nie wątpi w słuszność tamtej odważnej decyzji.
Kto w Europie gra "piórkiem"?
Fantastycznie rozwijają się francuscy bracia Lebrun i właśnie młodszy z nich Felix gra piórkiem przebijając się do światowej czołówki. Aktualnym mistrzem Europy seniorów jest Qiu Dang z Niemiec. Na wysokim poziomie na kontynencie nie ma jednak aktualnie więcej zawodników.
Ten uchwyt to pański autorski pomysł w polskim ping-pongu?
Niczego nowego nie odkryłem. Żeby być w czymś dobrym trzeba śledzić najlepszych na świecie. Cały czas spoglądam na Azjatów, na ich metody szkoleniowe itp. Oni w grupach treningowych mają różne style, zawodników ataku topspinowego i szybkiego, kombi - atak, obrońców, ale również trzymających rakietkę uchwytem piórkowym itd. Piórkowcy wyróżniają się czuciem w palcach, mają dobrze rozwinięty serwis i atak oraz techniki gry przy siatce. Codzienny trening przeciwko piórkowcom jest ważny dla całej grupy pod względem późniejszego dostosowania się do walki z zagranicznymi rywalami trzymającymi w ten sposób rakietkę. My też tak trenujemy w klubie od najmłodszych lat.
Oddzielnie trenują zawodnicy trzymający rakietkę w różny sposób?
Nie, cała grupa trenuje wspólnie, ale wybrane zadania taktyczne są zarezerwowane dla zawodników uchwytu piórkowego. Np. bardzo ważna jest dla nas większa objętość poświęcona na serwis i atak 3 piłki dla piórkowców.
W MKS-ie pracuje sześcioro trenerów z różnymi grupami. Jesteśmy ośrodkiem szkolenia PZTS w południowej części kraju, dlatego też przyjmujemy zawodników z innych klubów. W tzw. grupie mistrzowskiej jest 18 osób, w której piórkowców mamy trzech. Dążymy do dużej indywidualizacji zajęć. Szukamy talentów na miarę kontynentalną. Poza tym tak działamy, co zaznaczałem, by dobrać odpowiedni styl gry do danego pingpongisty. W ten sposób stwarzamy im szansę na wygrywanie nie tylko w kategoriach młodzieżowych, ale w przyszłości. Trzeba mieć pomysł i wiedzieć, w jakim stylu gry dany zawodnik może być najskuteczniejszy w wieku seniorskim. To generalnie duże wyzwanie dla trenerów. Gdybyśmy szkolili wszystkich identycznie, wielu z nich nie miałoby perspektyw na osiągnięcia w tenisie stołowym.
Pan ma azjatyckich idoli?
Uwielbiam oglądać mecze Xu Xina, ale jego system gry akurat nie pasuje do żadnego z naszych piórkowców, więc nie możemy go ślepo naśladować. Uważam, że jeśli inne kraje europejskie nie docenią dobrego szkolenia zawodników w różnych stylach gry, w tym uchwytem piórkowym, to mogą mieć w perspektywie lat duże trudności z coraz bogatszą stylowo grupą młodych Polaków.
Podczas niedawnych MŚ w Durbanie dominowali Chińczycy, ale trzymający rakietę po europejsku.
Niegdyś mnóstwo finałów rozgrywali między sobą piórkowcy Ma Lin, Wang Hao, jednak również dziś piórko ma się dobrze, w czołówce często znajdują się Wong Chun Ting, Xu Xin, a ostatnio Qiu Dang czy Felix Lebrun. Mniej jednak obserwujemy kobiet grających z "piórkiem", jednak mimo to bogactwo różnorodności stylów gry jest u nich większe.
Inaczej zapytam, kto jest pańską inspiracją?
Szukam przede wszystkim pingpongistów - modelów mistrza dla swoich podopiecznych. Aby nasi zawodnicy ciągle się rozwijali, zwracamy szczególną uwagę na technikę, jakość uderzeń, pracę nóg i wiele, wiele innych. Najlepszym tenisistą stołowym wszech czasów jest dla mnie 35-letni dziś Ma Long i młodzi zawodnicy mogą się od niego wiele uczyć.
Tak więc styl piórkowy jest szansą dla Starego Kontynentu?
Kilka tygodni temu byłem na bardzo silnie obsadzonym młodzieżowym turnieju WTT Youth Contender we Władysławowie. Przez wiele godzin oglądałem Chińczyków w kategoriach kadetów i juniorów. Oni idą tym samym torem szkolenia, co ich starsi rodacy, tzn. przywieźli do Polski i piórkowców, i obrońców, i nastawionych na szybki atak. Europejczycy dostali cały wachlarz rywali, z którymi nie mogli sobie poradzić. Z piórkowcami na co dzień mamy mało do czynienia jako Europa ogólnie.
Polscy trenerzy zgłaszają się do pana z pytaniami o wskazówki, porady?
Na zawodach często jest zaciekawienie u szkoleniowców przeciwników, gdy widzą naszych piórkowców. Później faktycznie pytają co i jak. Przede wszystkim doradzam odwagę w spróbowaniu takiego wyzwania i służę pomocą. Błędy, jak wspominałem, będą się zdarzały. Ale trzeba iść do przodu w szkoleniu tenisistów stołowych.
Albert Einstein powiedział kiedyś, że robienie tego samego, w taki sam sposób i oczekiwanie lepszych rezultatów jest szaleństwem. Nie możemy sobie pozwolić na stanie w miejscu.
Mam sygnały, że już w kilkunastu polskich klubów praktykuje się trenowanie piórkowców. To dobrze, bo od czegoś trzeba zacząć, a w Czechowicach-Dziedzicach po prostu przecieramy szlaki.
Osobistym wyróżnieniem jest powołanie do sztabu trenerskiego reprezentacji Polski na ME młodzików?
Czuję się wyróżniony, że dostałem taką szansę od PZTS. Z trenerem Alanem Wosiem mamy pod opieką sześcioro zawodniczek i zawodników. Dla nich to pierwsze poważne zawody mistrzowskie, a nasza rola jako trenerów jest zadbać o to, by mieli okazję do pokazania pełni swoich możliwości.
Pana marzenie trenerskie, takie na całe życie?
Chciałbym, aby moi podopieczni byli w przyszłości gotowi do walki o tytuł mistrza świata. Bardzo realnym wydaje mi się wprowadzenie grupy tenisistów stołowych z Ośrodka w Czechowicach-Dziedzicach na poziom międzynarodowy. Chcę mieć duży wkład w rozwój tego sportu w Polsce również poprzez szkolenie przyszłych kadr trenerskich.
Czytaj także:
- Jakub Kosowski. Z Mozartem grał jak z nut
- MMP: złote pożegnanie bliźniaczek Węgrzyn