Redakcja PZTS: Kibicuje pan piłkarzom Realu Madryt czy FC Barcelona?
Piotr Chodorski (SBR Dojlidy Białystok): Wielkim fanem futbolu nie jestem, brakuje czasu na regularne śledzenie meczów, ale z tych klubów wybieram Real.
Z pingpongowym "Real", czyli FC Saarbruecken, spotkacie się w 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Z pewnością porównanie jest uzasadnione, niemiecki klub mógłby wystawić dwa, a nawet trzy fantastyczne zespoły. Wszyscy w naszym klubie ostrzą sobie zęby na dwumecz z gigantem tenisa stołowego, w składzie z finalistami ubiegłorocznego olimpijskiego singla, Fan Zhendongiem i Trulsem Moregardem.
ZOBACZ WIDEO: Przyjęła pod dach Ukrainkę. Teraz co miesiąc dostaje od niej taki SMS
Na takie spotkania czasem czeka się całe życie...
Wolę zmierzyć się z kimś takim i spróbować sprawić sensację, niż mielibyśmy trafić na kogoś dużo słabszego i odpaść po męczarniach. Osobiście mocno nakręcam się na pojedynki z gwiazdami ping-ponga. W dwumeczu ciężko nam będzie zwyciężyć, ale przed własną publicznością postaramy się o gigantyczną niespodziankę. Taki wynik poszedłby w świat.
Stać pana na pokonanie medalistów mistrzostw świata i igrzysk?
Gdybym miał zmierzyć się z Zhedongiem lub Moregardem w wielkich zawodach, to pewnie przegrałbym po walce, ale raczej dość wyraźnie. Takie spotkania pucharowe to coś innego, szansa na jakiś niezwykły rezultat. W tym upatruję naszą szansę na Podlasiu. Jeśli będę w stanie dojść do swojej gry, wtedy jestem niebezpieczny dla każdego rywala. Ale wszystko mu się zgrać.
Będzie pan "studiował" grę Fan Zhedonga?
Nigdy nie analizuję przeciwników i tym razem postąpię podobnie. Nie chodzi o brak szacunku dla nich, po prostu wiem, że wyjdę do gry przeciwko zawodnikowi, który niemal wszystko potrafi. Moim zadaniem jest uprzykrzyć mu życie przy stole i coś "wyrwać".
Truls Moregard występował przez 2 lata w polskiej Lotto Superlidze. Doszło do bezpośredniego meczu?
Kiedy Szwed był w Działdowie, ja grałem do Rzeszowa, potem on przeniósł się do Bydgoszczy, mnie los pokierował do Zamościa. Niestety, nie miałem okazji rywalizować z Moregardem. Bardzo liczę na mecz w Białymstoku.
W tenisie stołowym nie ma niepokonanych graczy. Fan Zhedong, czyli największa chińska gwiazda grająca w Europie, poniósł dwie porażki w debiucie w Bundeslidze.
Słyszałem, że przegrał i z Francuzem Ruizem, i Niemcem Dudą, aktualnym wicemistrzem kontynentu. To pokazuje, że każdy jest tylko człowiekiem i może mieć gorszy dzień. W przypadku Zhedonga może zadziałał brak aklimatyzacji po podróży z Chin.
Jaki jest sposób na słynnego Azjatę?
Wytrącać jego atuty i uwypuklać swoje. Pewnie nie będzie czytał tego artykuły, więc... Jego skutecznie i odważnie ruszę na stronie bekhendowej, ale i forhendowej, to rywal wtedy się usztywnia, gra słabiej, popełnia więcej błędów. Zresztą przyznam może nieskromnie, że czasem mam takie zagrania, że aż sam jest zdziwiony i pod dużym wrażeniem. Wiem, że stać mnie na wielki mecz, dużo zależy od mojej "głowy", nastawienia, kołaczących myśli itd.
W karierze juniorskiej pokonał pan Fang Bo, późniejszego seniorskiego wicemistrza świata.
Mam przed oczami ten mecz, rok 2008, mistrzostwa świata juniorów w Madrycie. Prowadziłem 3:1 i 9:8 w piątym secie, brakowało mi dwóch punktów do zwycięstwa. Chińczyk miał już żółtą kartkę za opóźnianie gry. Zamiast serwować biegał koło stołu, co nie spodobało się sędziemu. W końcówce znów zrobił to samo i dostał czerwoną kartkę, co wiązało się z przyznaniem dla mnie dziesiątego punktu. Takiej okazji nie mogłem zmarnować. Triumfowałem 4:1.
W czym Piotr Chodorski był lepszy od Fang Bo?
No cóż, zadziałał mój bekhend. Mam piękne wspomnienia z hiszpańskiej stolicy. Azjata nie spodziewał się takich bloków i ataków.
W jakim składzie przystąpicie do walki o ćwierćfinał Champions League?
Podobnie jak w pierwszej rundzie grupowej, zagramy razem z Patrykiem Chojnowskim, a niespodzianką niech pozostanie na razie nazwisko trzeciego tenisisty stołowego.
Dwa lata temu w Lotto Superlidze wygrał pan z Nigeryjczykiem Aruną, wtedy 16. w rankingu ITTF.
Kiedy Aruna przychodził do Jarosławia był światową dziesiątką, potem nieco spadł. Ale to klasowy zawodnik, co jakiś czas ogrywający znanego Chińczyka czy Japończyka. Tak więc wygranie z kimś takim było mega wyczynem. Co prawda w rewanżu uległem mu 0:3, lecz wówczas nie byłem tak zmobilizowany. Końcówka sezonu, utrzymanie zapewnione... Moja głowa myślała inaczej, tak już mam. Szkoda, że nie wykorzystałem prowadzenia 7:1 w drugim secie i nie doprowadziłem do remisu 1:1. Bo na pewno jeszcze bym powalczył.
Aż szkoda, że nie ma pana w zawodach międzynarodowych.
Nie, nie myślę już o tym. Mam Lotto Superligę, będę grał - niczym żużlowiec - także w kilku ligach zagranicznych, m.in. w Norwegii, Hiszpanii i we Włoszech. Z rywalami z Czech mierzę się w turniejach w Częstochowie.
Jako bardzo młody chłopak był pan w kadrze Odry Głoski, pierwszego polskiego klubu w Lidze Mistrzów.
Miałem 13, może 14 lat, kiedy zasiadałem na ławce rezerwowych w zespole prowadzonym przez prezesa Jerzego Wieczorka. Podczas prezentacji przybijałem piątkę m.in. z Belgiem Saive'em, Białorusinem Samsonowem, Duńczykiem Maze'm, był chyba też Niemiec Boll. Same asy ping-ponga. Z tym, że wtedy wymienione gwiazdy były... prawdziwymi gwiazdami. Nie było aż tak wielu turniejów, nie było mocno hulającego internetu. Rzadko można było obejrzeć w akcji tych najlepszych.
W tym sezonie SBR Dojlidy świetnie spisały się w eliminacjach LM, zajmując 2. miejsce w Serbii.
Pojechaliśmy bez większych szans na awans, a tymczasem z Patrykiem Chojnowskim ograliśmy dwa z trzech klubów. Osobiście wygrałem pięć z sześciu pojedynków. Przed turniejem nie uwierzyłbym w takie liczby.
W którym pojedynku zagrał pan najlepiej?
Chyba w wygranym 3:2 z Tajwańczykiem Liao Cheng-Tingiem, dziś grającym w Bundeslidze, wcześniej w Polsce. Bardzo trudny, również pięciosetowy był mecz z jego rodakiem Yeh Chih-Weiem. W Lotto Superlidze reprezentuje KTS Gliwice, dlatego może dojdzie do rewanżu. Cieszą także zwycięstwa nad kadrowiczami z Belgii Tomem Closset 3:1 i Iranu Amirem Hodaei 3:1.
Polska superliga jest większym wyzwaniem, skoro pański bilans to 2-4?
Wcale nie jest taki zły, patrząc na to z kim trzeba walczyć w naszej lidze. Oczywiście, mógłby być lepszy, jednak mam wrażenie, że w niektórych meczach popełniliśmy błąd w ustawieniu drużyny.
O co walczy białostocki zespół w tym sezonie?
Władze klubu powiedzą, że o play-off i będzie to zgodne z prawdą. Ale w moim odczucie najważniejsze jest nazbieranie szybko punktów i zagwarantowanie sobie utrzymania w elicie. Później już bez stresu można próbować ograć faworytów.
Której porażki najbardziej szkoda?
Z moim poprzednim klubem, Akademią Zamojską Trefl. Byliśmy już trochę zmęczeni i nie podołaliśmy, a ja znów musiałem uznać wyższość Szweda Viktora Brodda. Do tej pory z nim nie wygrałem.