Na koniec roku włoski sprawdzian mistrzyni Polski

Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: Natalia Bajor
Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: Natalia Bajor

Natalia Bajor (ZKS Palmiarnia) na koniec roku zagra w jednym turnieju w singlu, deblu i mikście. Taki wymagający sprawdzian będzie miała w Parmie (WTT Feeder), gdzie wystąpi w grach podwójnych z Zuzanną Wielgos i Markiem Badowskim.

W tym artykule dowiesz się o:

Redakcja PZTS: Tydzień bez turnieju to ostatnio rzadkość w pani kalendarzu...

Natalia Bajor: W piątkowe południe wróciłam ze Star Contendera w Omanie, a weekend spędziłam w domu rodzinnym w Brzegu. Potrzebowałam krótkiego "resetu". Od początku października, tj. od obozu w Zagrzebiu poprzedzającego DME, ciągle byłam w rozjazdach. Ale już krótka przerwa za mną, od poniedziałku jestem w Drzonkowie w ZKS Palmiarnia Zielona Góra, którego barwy będą reprezentowała podczas indywidualnych mistrzostw kraju.

Wkrótce kolejny turniej, ale już ostatni w tym roku.

W najbliższy piątek wyjeżdżam do Parmy na WTT Feeder. Tym razem wystąpię w kwalifikacjach miksta z Markiem Badowskim, więc będę od początku rywalizacji. Zazwyczaj na takie turnieje jeździłam dopiero na decydującą część singla i debla.

ZOBACZ WIDEO: Sensacyjny powrót Krychowiaka? "Może pomogę im awansować"

Brak medalu we Włoszech będzie rozczarowaniem?

Wcale tak nie uważam. Obsada jest dobra, na liście widziałam mocne Japonki i Koreanki, są przedstawicielki innych państw. Jak zwykle, poza moją formą, ważne będzie losowanie. W Prisztinie wygrałem z dwoma Japonkami, a w ćwierćfinale spotkałam się z... kolejną Japonką i przegrałam. Kolejna sprawa, rzadko występuję we wszystkich trzech konkurencjach. Mam nadzieję, że czeka mnie dużo grania.

Jest pani rozstawiona z dwójką, a z jedynką zagra Japonka Kaho Akae.

W sierpniu spotkałam się z nią 2-krotnie podczas Feedera w Ołomuńcu. W singlu przegrałam 0:3 o medal, zaś w deblu z Anią Brzyską uległyśmy w finale parze Kaho Akae/Misuzu Takeya 1:3. Indywidualnie zmierzyłam się z Akae także rok temu na Pucharze Świata Drużyn Mieszanych w Chengdu. Poniosłam porażkę 0:3 na przewagi w poszczególnych setach.

Za kilka dni rozpoczyna się kolejna edycja PŚDM w Chengdu, niestety bez Biało-Czerwonych.

Nie udało się nam awansować, byliśmy pierwszym zespołem rezerwowym z Europy. Szkoda, bo warto pokazywać się na takich imprezach pod kątem igrzysk olimpijskich w Los Angeles w 2028 roku. O ile w 2024 roku sporo ekip wystawiło drugi, czasem trzeci skład, o tyle teraz jadą bardzo silne pierwsze reprezentacje. Musimy jak najlepiej zaprezentować się na przyszłorocznych DMŚ w Londynie i liczyć, że dostaniemy się do kolejnego pucharu mieszanego, pod koniec 2026.

Wracając do Feedera w Italii, jakie dotychczasowe wspomnienia z tego kraju?

Niezbyt często odbywają się tam duże turnieje. W tamtym roku nie byliśmy ze względu właśnie na PŚDM, z kolei o 2023 i turnieju w Bielli nie ma co wspominać.

Niedawno w turniejach tej samej rangi srebro w Portugalii i brąz w Gdańsku. U siebie było trudniej?

Chyba jednak w Porto, bo tam pokonałam m.in. Ukrainkę Matiuninę i Malezyjkę Ai Xin, a w Gdańsku najcięższy - z wygranych meczów - rozegrałam ze Słowaczką Kukulkovą.

Za każdym razem półfinałową rywalką była Koreanka Kim Seongjin. Po zwycięstwie 3:0 kilka dni później w Centrum Szkolenia PZTS przegrała pani 2:3. Co się zmieniło w krótkim czasie?

W Portugalii byłam lepsza od niej w trzech pierwszych piłkach, zaś w Gdańsku niepotrzebnie dopuszczałam do dłuższych akcji, co pasowało Azjatce. Poza tym w rewanżu Kim dokładniej odbierała mój serwis. W ostatnim secie, przy 10:11, popsułam podanie, co przecież jest rzadkością w takiej sytuacji. Dodam też, że w trakcie polskiego Feedera poczułam olbrzymi kryzys fizyczno-mentalny. Już dawno czegoś takiego nie miałam.

W którym momencie zawodów?

W dniu meczu z Kukulkovą (3:2) mówiłam trenerowi, że jestem bardzo zmęczona i nie wiem, czy dam radę zagrać. To był taki sportowy "zjazd", kompletny brak sił i energii. Na szczęście szybko się pozbierałam i miałam szansę dojść do drugiego finału z rzędu. Nie mówię, że ograłabym Japonkę Sato, bo ona na Feederach nie traci w ogóle setów, ale jest różnica między drugą a trzecią pozycją patrząc na liczbę punktów.

Na końcówkę roku w reprezentacji nie może pani narzekać?

Pewnie, że nie. Od DME poczułem, że wróciłam do swojej dobrej dyspozycji. "Poszukiwałam" jej przez kilka miesięcy. Wreszcie zagrałam na fajnym poziomie w Zadarze i poszłam za ciosem. Pozytywnie nastawiałam się: że nie zapomniałam jak się gra i mogę rywalizować z najlepszymi.

W międzyczasie wystąpiła pani w wyżej notowanym Star Contenderze w Omanie. Po wygranej z Rumunką Diaconu 3:0, przegrała pani w 1/16 finału z Koreanką Kim Neyeong 1:3.

Kiedyś z nią grałam na Star Contenderze w Indiach i byłam blisko sukcesu, wygrywając 2:0 w setach i prowadząc w piątym. Natomiast w Maskacie w pierwszym secie przy 9:9 popełniłam dwa proste błędy. W drugim od 2:5 niemal tylko ja punktowałam do końca. W następnym secie byłam bez szans, zaś w czwartym zabrakł mi szczęścia w końcówce. Miałam przekonanie, że gram lepiej od Neyeong, lecz ciągle czegoś mi brakowało. Zapisałam na koncie sporo świetnych, lecz mam wrażenie też, że za dużo było tzw. szybkich punktów dla przeciwniczki. Z takimi tenisistkami stołowymi błąd w postaci np. trochę gorszego odbioru bardzo dużo kosztuje.

Zadebiutowała pani w TTC Berlin Eastside w Lidze Mistrzyń. Wygrałyście z Linz AG Froschberg 3:1, ale pani przegrała...

Już po raz piąty lub szósty w karierze spotkałam się z Tajką Suthasini Sawettabut. Mam wrażenie, że zwycięża ta, którego akurat ma swój dzień. Stylowo jesteśmy podobne do siebie, opieramy grę na bekhendzie, ona też lubi szybki tenis stołowy. Z pewnością słabiej się broniłam. Zazwyczaj dobrze blokuję pierwsze piłki, a w LM miałam z tym problem. Zresztą potwierdziło się w rozmowie z Suthasini to, co przypuszczałam - była lepiej przygotowana. Sporo czasu poświęciła na trening, rezygnując z kilku startów w zawodach WTT.

Dwa punkty dla pani zespołu, broniącego tytułu w Champions League, wywalczyła nieznana szerszemu gronu kibiców Yuka Kaneyoshi.

Znakomita obrończyni i faktycznie nie jest jeszcze zbyt rozpoznawalna w Europie. Trudno w to uwierzyć, patrząc na jej umiejętności, ale nie łapie się w seniorskiej kadrze Japonii. Tymczasem w lidze niemieckiej w poprzednim sezonie przegrała tylko raz - z doświadczoną Sabine Winter. Ograła zaś będącą w tym samym wieku mistrzynię świata juniorek Annett Kaufmann.

Co wyróżnia Kaneyoshi?

Pierwszy raz w życiu spotkałam się z zawodniczką, która gra krótkim i długim czopem. Miałam okazję z nią potrenować i przyznaję: jest fantastyczna. W opisywanym meczu LM z Linzem "oddała" solidnej Britt Eerland... 11 małych punktów. To najlepszy komentarz co do jej klasy.

W LM w grudniu zagracie z Saint-Denis, ale polskich fanów interesuje - poza singlem - również debel i mikst w Parmie.

W reprezentacji szukamy optymalnego debla, bo przecież w tej konkurencji będą rozdawane medale na igrzyskach, ale jest też częścią olimpijskiej rywalizacji mieszanej. Dobrze mi idzie z Anią Brzyską, teraz gram z Zuzią Wielgos, z którą też już zanotowałyśmy dobry występ. W mikście zaś po długiej przerwie wspólnie wystąpimy z Markiem Badowskim. Cieszę się, że wrócił do kadry narodowej. Mamy spore doświadczenie i duże możliwości w tej konkurencji. Ostatnio miksta nie grałam, ale nie była to moja decyzja.

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści