Polska czeka na nowego Andrzeja Grubbę. Tenis stołowy podnosi się z kryzysu

- Potrzebujemy idola. Takiego, jakim w skokach był Adam Małysz i jakim w piłce jest Robert Lewandowski - mówi Leszek Kucharski, wielokrotny medalista mistrzostw świata i Europy. Na horyzoncie pojawiło się kilku świetnych młodych polskich zawodników.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Miłosz Redzimski Newspix / TOMASZ BROWARCZYK / 400MM.PL / Na zdjęciu: Miłosz Redzimski
Miłosz Redzimski spędza przy stole nawet 6 godzin dziennie. Ojciec Samuela Kulczyckiego dorabia na poczcie, żeby opłacić synowi treningi w Niemczech. Maciej Kubik zaczynał na szkolnych stołach, ale ma taki talent, że ogrywa rywali starszych o kilka lat.

W polskim środowisku tenisa stołowego mówi się, że mamy prawdziwy wysyp młodych talentów. Kulczycki jest wicemistrzem świata juniorów, Redzimski to wicemistrz świata kadetów. Obaj mają medale mistrzostw Europy. Wcześniej dwukrotnym mistrzem Europy kadetów został Kubik. Wygląda na to, że Polska może znowu się liczyć w tej nieco zapomnianej u nas, choć jednej z najpopularniejszych dyscyplin sportu.

Być jak Lewandowski

Wang Zeng Yi wychował się w kraju, gdzie według nieoficjalnych statystyk w tenisa stołowego gra 300 milionów ludzi (liczba ludności ogółem to miliard 400 mln). Każdy uczeń na zakończenie szkoły musi zaliczyć jakiś sport i większość wybiera właśnie tenis. Tak zrobił też Wang, zanim przyjechał do Polski. Do kraju Andrzeja Grubby, którego Chińczycy uwielbiali po tym, jak wygrał Puchar Świata w chińskim Wuhan w 1988 roku.

- Trochę się zdziwiłem, że w Polsce tenis stołowy to sport właściwie świetlicowy - mówi zawodnik, który od ponad 20 lat mieszka w Polsce i reprezentuje barwy naszego kraju. - W Chinach na hale potrafi przyjść nawet kilkanaście tysięcy widzów. Najlepsi zawodnicy są na wielkich reklamach w centrach miast. Tak jak w Polsce Robert Lewandowski. Gdy zdobyłem mistrzostwo Europy, była o tym tylko krótka wzmianka - rozkłada ręce zawodnik reprezentujący obecnie barwy gdańskiego AZS AWF.

Faktycznie, w ostatnich latach tenis stołowy - można powiedzieć - zszedł w Polsce do podziemia. - Potrzebujemy swojego Adama Małysza, nowego Grubby - uważa Szymon Kulczycki, ojciec Samuela, aktualnego mistrza Polski.

Właśnie Samuel Kulczycki (19 lat), Maciej Kubik (18 lat) i Miłosz Redzimski (15 lat) to najlepsi kandydaci do tego, by zaistnieć w światowym tenisie i sprawić, by znowu stał się on sportem popularnym.

Wielkie polskie legendy

- Pochodzę ze wsi Lipka w Wielkopolsce. Mieszka tam około dwa tysiące osób. W świetlicy gminnej mieliśmy 6 stołów do tenisa stołowego i one były cały czas zajęte - mówi Tomasz Redzimski, ojciec Miłosza i trener Dartom Bogorii Grodzisk Mazowiecki, wielokrotnego mistrza Polski i obecnego lidera Superligi. - 12 osób grało, 6 czekało na swoją kolej. Dopiero gdy okazało się, że mam talent i wygrywam zawody, przydzielono mi jeden z tych stołów do treningów - wspomina.

To były lata 80., a na wielką popularność tenisa złożyło się kilka czynników. - Było zapotrzebowanie na idoli, a w tamtym okresie nie było aż tak dużo sukcesów w sporcie - uważa Redzimski.

Po wielkiej erze sukcesów polskiego sportu, która miała miejsce w latach 70., nadszedł kryzys. Drużyna piłkarska powoli "wygasała". W 1984 roku Polacy nie pojechali na igrzyska olimpijskie do Los Angeles. A Andrzej Grubba był już seryjnym mistrzem Polski, mistrzem Europy w grze mieszanej z 1982 roku i w 1984 roku wicemistrzem Europy w deblu i singlu. Wygrał w tym roku plebiscyt "Przeglądu Sportowego" na najlepszego sportowca kraju, był ambasadorem Polski i światowego tenisa stołowego. Jeździł na Barbados, do Hong Kongu, na Jamajkę. I grał. W pięknych hotelowych salonach nad brzegiem oceanu prezentował tenis stołowy miejscowym notablom siedzącym przy drinku, a w wolnych chwilach zwiedzał zakazane dzielnice Kingston, gdzie co chwila zaczepiali go dealerzy narkotyków. Grubba był w tym czasie na szczycie. Jego mecze oglądały tłumy, hala w katowickim Spodku potrafiła zgromadzić wiele tysięcy osób.
Andrzej Grubba zapoczątkował modę na tenis stołowy Andrzej Grubba zapoczątkował modę na tenis stołowy
- Ludzie żyli meczami Grubby i Leszka Kucharskiego. Byli wszędzie w mediach, mieli status gwiazd - wspomina Szymon Kulczycki.

- Pamiętam jak kiedyś przerwali program w telewizji, żeby nadać mecz Grubby z Appelgrenem. Polak wtedy przegrał. Ale dla nas to było oczywiste, że musimy obejrzeć Grubbę. W stanie wojennym, gdy Polacy nie mogli wyjeżdżać z kraju, tenisiści stołowi brali udział w turniejach zagranicznych - opowiada Redzimski.

"Potrzebujemy idola"

Kryzys sportu rozpoczął się już na początku lat 90. - Po upadku komuny z Polski wyjechała za granicę masa trenerów i zawodników. Na zachodzie, w Niemczech, można było normalnie żyć z gry w tenisa stołowego, nawet w niższych ligach płacono lepiej niż u nas w najlepszych klubach - opowiada Redzimski. - Fabryki wycofywały się ze sponsorowania, z dnia na dzień kluby zaczęły walczyć o przetrwanie.

Polska miała jeszcze wyniki, zawodnicy wychowani w starym systemie jeszcze się trzymali. Spore sukcesy odnosili Tomasz Krzeszewski i Lucjan Błaszczyk, którzy wygrywali medale mistrzostw Europy, ale potem przyszła dziura pokoleniowa. Medale w mistrzostwach Europy zdobywali jedynie zawodnicy "importowani", wśród mężczyzn Wang Zeng Yi (mistrzostwo Europy w deblu w 2013), wśród kobiet Li Qian  (mistrzostwo Europy 2018 w singlu, brązowy medal mistrzostw świata w 2015 w deblu).

Z czasem Chińczycy całkowicie zdominowali grę, właściwie przywłaszczyli ją sobie. To też nie wpływa dobrze na rozwój tenisa stołowego w Europie, brakuje tu idoli.

- Nie pomaga też, że jest to trudna dyscyplina do oglądania. Bardzo bazuje na rotacjach, czego wiele osób nie rozumie - mówi Redzimski.

- Dla ludzi, którzy głęboko w tym nie siedzą, jest to trudne w odbiorze. Wiele dyscyplin jest znacznie prostszych. W tenisie widzisz dystans i bieganie, nie jest to takie proste. Postronny widz nie rozumie, dlaczego ktoś nie odbił prostej piłki, tymczasem ta piłka w ogóle nie była prosta - śmieje się Jerzy Grycan, były trener reprezentacji Polski i Australii.

Paweł Walczak, agent tenisistów: - Brakuje wsparcia mediów. W czasach świetności tenis był pokazywany w TVP o godzinie 17 w niedzielę, dziś ciężko jest przebić się gdziekolwiek.

Tenis stołowy jest jedną z wielu dyscyplin, która musi rywalizować o rynek. Z różnym powodzeniem. Ludzie masowo skierowali wzrok na tych, którzy odnosili sukcesy. Skoki narciarskie, siatkówkę i oczywiście wszechobecny futbol.

- Trudno nam rywalizować z piłką nożną. Zwłaszcza teraz, gdy jest Robert Lewandowski. Wszyscy chcą wychować piłkarza, do tenisa stołowego przychodzą często zawodnicy, którzy nie przebili się w piłce - mówi Leszek Kucharski, wielokrotny medalista mistrzostw świata, Europy i oczywiście Polski. - Potrzebujemy kogoś takiego jak Lewandowski. Idola.

Jeden z największych talentów w Europie 

W ostatnich latach pojawiło się kilku graczy mających ku temu zadatki. To wspomniani Redzimski, Kulczycki czy Kubik. Wszyscy są synami trenerów.

Miłosz Redzimski, gdy miał wciąż 14 lat, został brązowym medalistą mistrzostw Polski seniorów. Zaczął od oglądania treningów ojca z innymi zawodnikami.
Na zdjęciu: Miłosz Redzimski Na zdjęciu: Miłosz Redzimski
- Kiedy zawodnicy schodzili na chwilę przerwy, stawał na ich miejscu i ćwiczył ze mną. Potem trenował codziennie rano, gdy miał na późniejszą godzinę do szkoły i po południu, czasem nawet od 16 do 20.30. Wtedy przyjeżdżałem po niego, a on prosił jeszcze o pół godziny, jeszcze przeciągał. Więc czekałem - opowiada Tomasz Redzimski.

On sam jest fanatykiem tenisa stołowego, walczy o system szkolenia, analizuje, stara się wyprzedzać konkurencję. I syn przejął to po nim.

- Kiedyś, gdy Miłosz miał 8 lat, zapytał, co robię. Powiedziałem, że analizuję mecz. Wyszedł z pokoju, wrócił potem z zapisaną kartką: "Patrz tata, przeanalizowałem mecz Waldnera, tyle wygrał akcji topspinem forhendem". I to było naprawdę fajnie zrobione - opowiada Redzimski.

Gdy pojechał na swoje pierwsze zawody, został rozstawiony z nr 64, najniższym. Wygrał. Teraz ma 15 lat, jest drużynowym mistrzem Europy juniorów, mistrzem Europy w mikście, ma też brązowy medal mistrzostw Polski seniorów. Uchodzi za jednego z najbardziej obiecujących zawodników w Europie.

Dorabiał na poczcie, żeby syn mógł trenować

19-letni Samuel Kulczycki wychowywał się w rodzinie, gdzie tenis stołowy jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Dziadek jest znanym działaczem, ojciec jest trenerem. Gra od 5. roku życia, wygrywał masowo turnieje, a w wieku 13 lat wyjechał do niemieckiego Ochsenhausen, kilkaset kilometrów od domu. Koszt miesięcznego utrzymania w klubie to 2 tysiące euro. Ojciec dorabiał więc jako kurier na poczcie w Polsce, żeby to sfinansować.
Samuel Kulczycki gra coraz lepiej w lidze niemieckiej Samuel Kulczycki gra coraz lepiej w lidze niemieckiej
Inwestycja opłaciła się, Kulczycki grywał na równym poziomie z czołowymi seniorami w Niemczech, obecnie jest rakietką nr 3 w Ochsenhausen, w najlepszej lidze Europy. I aktualnym wicemistrzem świata juniorów.

Nie chciał robić z niego gwiazdy

W tej samej drużynie gra Maciej Kubik, rocznik 2003. Ich losy są w sumie ze sobą powiązane od lat. Gdy mieli po 10 lat, wygrali razem z Samuelem w Brzegu Dolnym swoje pierwsze ogólnopolskie zawody. W deblu. Pokonali całą grupę chłopców starszych o 2 lata.

Maciej również jest synem trenera. - Nie miałem planów, żeby zrobić z niego gwiazdę tenisa stołowego. Chciałem go jedynie wychować poprzez sport. Próbował różnych dyscyplin, rozwijał się bardzo wszechstronnie. Bardzo dobrze grał w piłkę nożną, w ręczną, w koszykówkę, wygrywał biegi przełajowe na Ursynowie. W końcu zdecydował się na tenis stołowy, co mnie bardzo ucieszyło - opowiada Marcin Kubik.

Maciek w każdej wolnej chwili korzystał ze stołów szkolnych, przychodził przed lekcjami, zostawał po nich. Wygrywał zawody na Mazowszu, gdzie regularnie ogrywał chłopców o 3 lata starszych. W końcu możliwości treningowe załatwił mu prezes Warszawianki, Tomasz Jakubowski. Młody zawodnik zaczął wyjeżdżać za granicę na międzynarodowe obozy. Rósł, aż wygrał mistrzostwa Europy w singlu i deblu i przez cały rok 2018 utrzymywał się na 1. miejscu w europejskim rankingu w swojej kategorii wiekowej.
Maciej Kubik i Samuel Kulczycki od najmłodszych lat tworzyli mocny duet Maciej Kubik i Samuel Kulczycki od najmłodszych lat tworzyli mocny duet
Ci trzej młodzi gracze są uważani za przyszłość polskiego tenisa stołowego. Wang Zeng Yi: - Na pewno mają możliwości, by być w pierwszej dwudziestce na świecie.

"A ile sprzedajecie nart do skoków"

- Ludzie dziwią się, że jestem profesjonalnym zawodnikiem tenisa stołowego. Mówię, że gram w ping ponga, a oni wtedy pytają: "No dobra, ale gdzie pracujesz". Nie rozumieją, że można tak zarabiać na życie - mówi Wang.

Oczywiście daleko nam nawet do europejskich potentatów. W Niemczech jest zrzeszonych ponad 500 tysięcy zawodników w 9100 klubach. To oznacza, że niemal w każdej wiosce jest klubik tenisa stołowego. To przekłada się na poziom, ale też na frekwencję na trybunach.

W Polsce 10 tysięcy zawodników ćwiczy w 700 klubach.

Paweł Walczak, agent tenisistów, opowiada historię, jak negocjował kontrakt dla swojego klienta z siecią dużych sklepów ze sprzętem.
- Proszę pana, ludzi w Polsce nie interesuje tenis stołowy - zaczął dyrektor.
- Dlaczego pan tak sądzi? - odparł Walczak.
- Polacy interesują się teraz skokami.
- A ile pan sprzedaje rocznie nart do skoków?
- Ok, macie tę umowę

W tej chwili szacuje on ilość stołów w Polsce na około 150 tysięcy. Paweł Walczak: - Liczymy, że zainteresowanie będzie się zwiększało. Nie tylko jest to świetna zabawa, ale też tani i ogólnodostępny sport. Można go uprawiać właściwie w każdym wieku, nie niesie za sobą ryzyka kontuzji, tak jak wiele innych sportów. Przy okazji wzmaga koncentrację.

Nauczył się chińskiego, żeby poznać tajemnice gry 

Polskie kluby są coraz mocniejsze w Europie. W sezonie 2018/19 KTS Tarnobrzeg wygrał Ligę Mistrzyń. Dartom Bogoria Grodzisk Mazowiecki i Dekorglass Działdowo grają regularnie w Lidze Mistrzów, z czego Bogoria dwukrotnie w ostatnich latach doszła do ćwierćfinału.

Budżety klubów zbliżają się do tych z Zachodu. Niedawno Dekorglass Działdowo, którego budżet szacuje się na 2 miliony złotych rocznie, podpisał umowę z Jakubem Dyjasem. Najlepszy obecnie polski zawodnik zarabia ponad 50 tysięcy złotych miesięcznie.

Nieco mniejszy budżet ma Dartom Bogoria. Ale to klub, gdzie zastosowano system szkolenia oparty na badaniach Jerzego Grycana, trenera tenisa stołowego, który nauczył się języka chińskiego, by zgłębiać tajniki tenisa stołowego w kraju największych mistrzów. Dziś Bogoria produkuje masowo klasowych zawodników, a Grycan, główny "ideolog", szkoli coraz więcej trenerów w kraju.

- Przez wiele lat nie mieliśmy żadnego systemu. Opieraliśmy się na opiniach, które często powodowały powielanie błędów. Dlatego zawierzyłem naukowym rozwiązaniom. Trener Grycan był przy największych sukcesach polskiego tenisa stołowego w latach 90., opracował program oparty na chińskich wzorcach. Dlatego za jego namową zmieniliśmy sposób treningu - przyznaje Redzimski. - Postawiliśmy na naukę fundamentów w pierwszej kolejności. Potem określamy rodzaj zawodnika i trenujemy pod konkretny styl. Zmieniliśmy też sposób treningu i częściej gramy ćwiczenia nieregularne w stosunku do regularnych. Bardziej symulujemy warunki meczowe, co wcześniej nie było oczywiste.

Marcin Kubik: - Kiedyś na szkoleniach ciągle spotykali się ci sami. Teraz pojawiają się nowi. To chyba oznacza, że tenis się odradza.

W książce "Integralny Tenis Stołowy" Jerzy Grycan opisuje badania dr. Daniela Amena, który prześwietlił wszystkie dyscypliny sportu i wynik był jednoznaczny - to właśnie tenis stołowy jest sportem, który najlepiej rozwija ludzki umysł. - I z taką informacją musimy dotrzeć do społeczeństwa - kończy Redzimski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kapitalny gol w wykonaniu piłkarki! Trafiła idealnie
Czy interesujesz się tenisem stołowym?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×