Maja Chwalińska kapitalnie zadebiutowała w Wielkim Szlemie. 21-latka wygrała pierwszego seta z Kateriną Siniakovą 6:0. Po przerwie spowodowanej opadami deszczu gra się wyrównała, ale Polka poszła za ciosem i zwyciężyła.
- Moja przeciwniczka grała mądrze, zawsze była o krok do przodu. Prowadziła wiele wymian. Nie dałam rady - powiedziała Siniakova w rozmowie z idnes.cz. - Walczyłam bardziej ze sobą niż z nią. Nie mogłam wyciągnąć niczego więcej - dodała.
Czeszka podkreśliła, że trudno było przyjechać jej do Londynu ze świadomością, iż nie otrzyma za ten turniej rankingowych punktów. Taką decyzję podjęły władze światowego tenisa, gdy organizatorzy zablokowali udział Rosjan i Białorusinów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co tam się wydarzyło? Szalone sceny po meczu Polaków!
- To niesprawiedliwe, ale są gorsze rzeczy. Do diabła z moją porażką! W Ukrainie giną ludzie, co jest szalone - mówiła.
Siniakova ma częściowo rosyjskie korzenie - jej ojciec urodził się w Rosji. Wciąż mieszkają tam dziadkowie tenisistki. Jest także mocno zaniepokojona tym, co dzieje się od 24 lutego w Ukrainie.
- Jesteśmy rozdzieleni i szukamy sposobów na ponowne spotkanie. Nie są już najmłodsi, więc obawiam się, że coś im się stanie i nigdy ich nie zobaczę. Tata bardzo przeżywa wojnę, nikt nie spodziewał się, że coś takiego się wydarzy - przyznała Czeszka.
Z powodu wojny nie ma z nią także jej rosyjskiego trenera Jewgienija Maniukowa. - Nie otrzymał wizy na czas - wyjaśniła.
- Niektórzy Białorusini chcą pokazać, że wspierają Ukrainę, ale boją się problemów. Widzę, że ukraińskie zawodniczki częściej się spotykają i dyskutują o tym, co się dzieje. Wszyscy staramy się pomóc - zakończyła.
Mimo porażki z Mają Chwalińską wciąż pozostaje w Londynie. W duecie z Barborą Krejcikovą wystąpi bowiem w turnieju deblowym.
Czytaj także:
- Świetnie wywiązała się z roli faworytki. Awans kolejnej Polki
- "Dokonała tego!". Tak Maja Chwalińska zwyciężyła w wielkoszlemowym debiucie