Trwający Wimbledon był dla nas słodko-gorzki. Rozpoczęło się fantastycznie, bowiem w głównej drabince pojawiło się aż pięć Polek.
Po raz pierwszy w historii do drugiej rundy turnieju wielkoszlemowego awansowało pięć Biało-Czerwonych. A mogło być jeszcze lepiej, gdyby już w pierwszym meczu porażki nie doznali Hubert Hurkacz oraz Kamil Majchrzak.
Ostatecznie w turnieju singlowym już w czwartej rundzie nie było żadnego reprezentanta naszego kraju. Sensacyjnie odpadła nawet Iga Świątek.
ZOBACZ WIDEO: Tyle zarabiają ratownicy wodni. Dziennikarz WP ujawnia kwotę
Mimo krótkiej gry Biało-Czerwonych w singlu na pochwałę zasłużyły Maja Chwalińska oraz Magdalena Fręch. Obie pozostawiły po sobie dobre wrażenie. Ich aktualna dyspozycja może zaprocentować w przyszłości, bowiem obie mają jeszcze przed sobą sporo lat gry.
Niesamowite otwarcie
Dla Mai Chwalińskiej (WTA 170) był to debiut w wielkoszlemowym turnieju. W pierwszej rundzie trafiła na Czeszkę Katerinę Siniakovą (WTA 79), która była zdecydowaną faworytką. Ale tylko na papierze, bowiem na korcie w pierwszym secie po prostu nie istniała. 20-latka zdominowała swoją rywalkę i wygrała premierową odsłonę... do zera. Wiele osób mogło po tym wyniku przecierać oczy ze zdumienia.
W drugim secie Polka dopełniła formalności i sprawiła niespodziankę. Jej kolejną przeciwniczką była Alison Riske (WTA 36). Poprzeczka powędrowała jeszcze wyżej, ale na Chwalińskiej nie robiło to wrażenia. 20-latka przełamała rywalkę bardzo szybko i wygrała pierwszego seta. Wszyscy jej postawą byli po prostu wniebowzięci.
Zaczęły się schody
Chciałoby się, żeby było pięknie i kolorowo przez długi czas. Gdy Polka przełamała rywalkę na dzień dobry, wydawało się, że ponownie sprawi sensację. Nikt nie spodziewał się, że od tamtego momentu rozpocznie się koszmar. Riske momentalnie odrobiła przewagę i wygrała... dwanaście gemów z rzędu. Oglądaliśmy zupełnie inny obraz gry Chwalińskiej, która była po prostu bezradna. Amerykanka wykorzystała to perfekcyjnie i ostatecznie to ona mogła cieszyć się z awansu do kolejnej rundy.
"Zostawiłam na korcie wszystko, ale tym razem moje ciało nie współpracowało. Gratulacje dla Alison Riske za świetny mecz. Dziękuję wszystkim za wasze wsparcie. Dziękuję także Wimbledonowi za to doświadczenie. Nie mogę się doczekać, by wrócić tu za rok" - napisała Chwalińska na temat tego meczu.
Osiągnęła więcej niż wielu liczyło
Magdalena Fręch (WTA 92) po raz pierwszy w karierze dotarła do trzeciej rundy Wimbledonu. Faworytką nie była już od inauguracyjnego pojedynku, w którym mierzyła się z Camilą Giorgi (WTA 27). Na korcie jednak obie tenisistki prezentowały podobny poziom.
Tak było jednak tylko w pierwszym secie. Drugi został rozegrany w koncertowy sposób, ale... nie przez faworytkę. To Polka zaczęła grać jak z nut i wygrała ostatecznie 7:6(4), 6:1. Wyeliminowanie rozstawionej zawodniczki było niespodzianką, którą dokonała Fręch.
W kolejnej rundzie zagrała kolejne, solidne spotkanie, które po raz drugi wygrała 2:0 i awansowała dalej. I to ponownie bez straty seta.
Dwa oblicza Fręch
Kolejną przeciwniczką Polki była triumfatorka Wimbledonu w 2019 roku, Simona Halep. W tym spotkaniu Fręch nie dawano już kompletnie żadnych szans.
Mimo to 24-latce udało się pozostawić po sobie dobre wrażenie, jeżeli mowa o pierwszym secie. W nim Polka okazała się minimalnie gorsza, bowiem Rumunka wykorzystała jej słaby początek (Fręch została dwukrotnie przełamana). Druga partia była już jednak koncertem w wykonaniu Halep. W ten sposób 18. rakieta świata rozprawiła się ze swoją rywalką i stała się jedną z faworytek do wygrania Wimbledonu.
- Trudno było mi odegrać piłkę i zrobić cokolwiek na początku pierwszego seta. Do stanu 0:4 nie miałam szans "załapać się" do gry. Mogłam powalczyć serwisem, ale i on nie był tak dobry jak we wcześniejszych meczach - analizowała Magdalena Fręch w rozmowie z Polsatem Sport (więcej TUTAJ).
Zjawiskowa Chwalińska, solidna Fręch
Mimo, że Polki pożegnały się z turniejem dosyć szybko, to ich postawę trzeba jednak docenić. Na temat ich występów wypowiedział się Wojciech Fibak z rozmowie z naszym portalem.
- Maja Chwalińska na tym turnieju była po prostu zjawiskowa. Bardzo solidnie walczyła natomiast Magdalena Fręch. Obie zachwycały nas swoją grą i pokazały się z bardzo dobrej strony. To dobry prognostyk na przyszłość - powiedział były tenisista w rozmowie z WP SportoweFakty.
Wimbledon w wykonaniu Chwalińskiej i Fręch trzeba jak najbardziej zaliczyć jako udany. Obie wygrały spotkania, w których nie były faworytkami. Nie wyszło to jednak po raz drugi, chociaż mimo porażek pozostawiły po sobie dobre wrażenie. Kto wie, jakby potoczyły się losy ich pojedynków, gdyby nie brak sił czy słaby początek.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty