Dawid Góra: Najlepsze zostawiła na koniec. Iga, jesteś wielka! [OPINIA]

PAP/EPA / JASON SZENES / Na zdjęciu: Iga Świątek
PAP/EPA / JASON SZENES / Na zdjęciu: Iga Świątek

Irytacja, frustracja, wściekłość, niemoc. Iga Świątek w finale US Open pokonała rywalkę jeszcze przed meczem. Samo spotkanie początkowo wydawało się wręcz formalnością, choć były piekielnie trudne momenty.

Amatorska analiza psychologiczna zachowania na korcie zazwyczaj odnosiła się do Igi. Zachowanie Polki, zdenerwowanie, było widać po niej jak na dłoni nawet podczas rewelacyjnych meczów liderki rankingu WTA. Tymczasem w sobotę to rywalka nie mogła utrzymać emocji na wodzy. I nawet trudno porównywać to do nerwowych reakcji Świątek z poprzednich meczów.

Ons Jabeur przy stanie 2:0 pierwszego seta, kiedy jeszcze wszystko było możliwe, wyglądała, jakby całym ciałem i mimiką wołała o pomoc. Przerażona twarz, spojrzenie bez nadziei na lepszą przyszłość w ciągu kolejnych kilkudziesięciu minut. Iga natomiast każdą piłką potwierdzała pewność siebie. Przy stanie 3:1 podbiegła do siatki, aby w spektakularny sposób odpowiedzieć na uderzenie przeciwniczki i dopisać następne punkty na swoje konto. Choć moment nie był idealny - wszystko zagrało, jak należy.

Drugi set, mimo że był trudny, bo Jabeur miała sporo dobrych momentów, stanowił koncert frustracji Tunezyjki. Przy stanie 1:0, po przegranej piłce, rzuciła rakietą o kort, a potem próbowała ją jeszcze kopnąć. Dosłownie kilka chwil później rzuciła się na piłkę i w locie wyrzuciła rakietę daleko od siebie. Po przegranym gemie natomiast wystrzeliła piłkę wysoko w powietrze.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisiści czy piłkarze? Jest forma!

To tylko nakręcało Igę. Grała pewnie, spokojnie, stabilnie. Nerwy nie stanowiły problemu. Był moment, kiedy miałem wrażenie, że Jabeur najchętniej zeszłaby z kortu, aby zakończyć nierówną konfrontację.

Z biegiem spotkania irytacja piątej rakiety świata rosła. Nawet kiedy była bliska zakończenia passy Igi, nie potrafiła okiełznać charakteru. Dochodziło do nieeleganckich momentów, kiedy przy stanie 4:2 w tie-breaku Jabeur kopnęła piłkę w kierunku publiczności. Choć akurat pod koniec meczu rywalka Polki grała naprawdę świetnie.

Jedynym momentem, w którym Iga straciła koncentrację był ten, kiedy kibice w Nowym Jorku pomylili trybuny wokół kortu ze stadionem piłkarskim. Okrzyki w trakcie serwisu, a nawet gwizdy tuż przed nim nie mogły nie dekoncentrować. Ale sam wynik [6:2, 7:6(5)] jasno pokazuje, że z tym Iga również poradziła sobie znakomicie.

Zresztą śledząc cały turniej trudno oprzeć się wrażeniu, że Iga najlepsze zostawiła na koniec. W Nowym Jorku nie zawsze urzekała spektakularnymi zagraniami i pewnymi triumfami. Tymczasem w finale zobaczyliśmy jakość prezentowaną przez Polkę w pełnej krasie. I choć to niezwykle wyświechtane sformułowanie, teraz trzeba go użyć - ręce same składały się do oklasków. Zresztą Jabeur po meczu również biła brawo Idze, zachowała się bardzo fair. Widać było nie tylko szczere gratulacje, ale i miłe gesty w kierunku Polki.

To historyczny wieczór dla historii polskiego tenisa. Po serii mniej udanych startów, Iga błyskawicznie się odbudowała i zwyciężyła w turnieju Wielkiego Szlema. U Igi nie ma nawet cienia kryzysu. I w tym sezonie na pewno go nie było nawet przez chwilę. Bo zmęczenie czy znużenie sportem, skutkujące słabszą dyspozycją, może zdarzyć się nawet najlepszym na świecie. A jeśli tenisistka jest w stanie podnieść się po tym płytkim dołku i zaraz po nim wygrać jeden z najważniejszych turniejów w swojej dyscyplinie, na usta cisną się wyłącznie słowa niesłabnącego zachwytu.

Iga, jesteś wielka!

Dawid Góra, dziennikarz WP SportoweFakty

Zwróciłeś na to uwagę? Wyjątkowy napis na meczu Świątek >>
Co tam się działo? Show kibiców na trybunach przy wejściu Świątek i Jabeur >>

Źródło artykułu: