To nie tak miało wyglądać. Iga Świątek była główną faworytką do wygrania Australian Open w tym roku. Bukmacherzy dawali jej najwięcej szans. Polka zatrzymała się jednak na IV rundzie, przegrywając z Kazaszką Jeleną Rybakiną 4:6, 4:6.
Od samego początku mecz nie układał się po myśli Polki. Dość powiedzieć, że ostrzeżenie dostała... przed rozegraniem pierwszej piłki.
Największym problemem Świątek w tym meczu był serwis. Numer jeden światowego tenisa wygrała tylko 57 procent punktów przy własnym podaniu i aż czterokrotnie dała się przełamać.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldo pękał ze śmiechu. Wszystko przez tego chłopczyka
Jej trener Tomasz Wiktorowski w rozmowie z "Jedynką" mówił o przyczynach porażki.
- Wejście w ten mecz nie było dobre. Jak się dobrze rozpocznie, potem łatwiej kilka elementów ze sobą złożyć - powiedział.
Wiktorowski wprost przyznał, że zawiodło przygotowanie mentalne.
- Zabrakło prostej, nawet prymitywnej walki, zawzięcia, pójścia do każdej piłki. Wtedy kort się zawęża, rywalka nawet podświadomie też zaczyna podejmować większe ryzyko - dodał.
- Nie widziałem decyzji, aby niezależnie, co się będzie działo, podbiec do każdej piłki. Wydaje mi się, że 2-3 piłki były w zasięgu Igi, a ona do nich nie dotarła. Na tyle, na ile znam Igę wiem, że przy swoim najlepszym nastawieniu, do takich piłek by doszła - zaznaczył.
Nikt w obozie Świątek nie robi jednak wielkiej tragedii z tej porażki. To kolejna lekcja, z której trzeba wyciągnąć wnioski.
Mimo porażki Świątek wciąż mamy swoją reprezentantkę w turnieju gry pojedynczej kobiet. W nocy z niedzieli na poniedziałek o awans do ćwierćfinału postara się Magda Linette.
Świątek czekają teraz starty w turniejach na Bliskim Wschodzie.