"Trudności na każdym kroku". Dlaczego brazylijski tenis kuleje?

Getty Images / Quality Sport Images / Na zdjęciu: Beatriz Haddad Maia
Getty Images / Quality Sport Images / Na zdjęciu: Beatriz Haddad Maia

W ciągu roku jest w zasadzie tylko jedna okazja, aby pochylić się nad brazylijskim tenisem. Korzystając z niej, prosi się o pytanie, dlaczego kraj mistrzów piłkarskich, siatkarskich czy pięściarskich, nie może doczekać się tenisowego.

Tę okazję stanowi dopiero co zakończony turniej ATP 500 w Rio de Janeiro, największy na kontynencie. W tym roku wyjątkowy ze względu na przebieg finału - Cameron Norrie po blisko trzech godzinach gry pokonał Carlosa Alcaraza - lecz tradycyjny ze względu na skład. Nie zdarzyło się jeszcze, by do półfinału w Rio dotarł ktoś z gospodarzy, więc marzenia o trofeum pryskają szybko. Od ostatniego triumfu Brazylijczyka na własnej ziemi minęło już 19 lat...

Dla porównania, w latach 80. i 90. Brazylijczycy wygrali pięć imprez głównego cyklu na własnym terenie. Przełom wieków to złoty okres z Gustavo Kuertenem w fotelu lidera rankingu i Fernando Meligenim oraz Andre Sa dochodzącymi do wielkoszlemowych ćwierćfinałów. I gdy wydawało się, że wszystko zmierza we właściwą stronę, w ostatnich latach za sukces uznawany jest każdy wygrany mecz na poziomie wyższym niż challengery.

Jest wstyd, nie ma organizacji 

- Bycie sportowcem w Brazylii nie jest łatwe. Trudności masz na co dzień i na każdy możliwy sposób - mówi Fernando Meligeni, czwarty singlista na Igrzyskach w Atlancie i wujek Felipe Meligeniego, aktualnie drugiej rakiety kraju. - Zachęta do uprawiania tenisa jest bardzo mała. Gdy są pieniądze, nie ma organizacji. Szkoda - żali się dalej były tenisista w wywiadzie dla brazylijskiego portalu UOL.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!

Z kolei Gustavo Kuerten podnosi temat tak dobrze znany w Polsce. - Mam nadzieję, że będziemy mieć porządne centrum tenisowe. Najbardziej mi wstyd, gdy jeżdżę po całym świecie, zwłaszcza po Stanach, i widzę te niesamowite areny. Powinniśmy mieć 10 czy 15 takich, a nie mamy ani jednej - mówi trzykrotny zwycięzca Roland Garros w rozmowie ze Sports Illustrated. Nad Wisłą doczekaliśmy się na centrum w Kozerkach, nad Amazonką wciąż czekają. Czołowi brazylijscy gracze często szlifują formę w Argentynie lub Hiszpanii, gdzie warunki do treningu są o wiele lepsze.

Kuertenowi nie wypada tego mówić, ale Brazylijczycy wstydzić mogą też się za swoich reprezentantów. I nie chodzi o ich postawę na korcie, a pomiędzy meczami. W latach 2018-2020 aż troje czołowych tenisistów zostało zawieszonych. Beatriz Haddad Maia i Thomaz Bellucci za doping (i te kary już minęły), a Joao Souza dożywotnio za ustawianie meczów. Cała trójka była notowana w pierwszej setce rankingów ATP oraz WTA i stanowiła ścisłą czołówkę krajowego tenisa.

Mistrzowie bocznych kortów 
 
Po odbyciu kary to właśnie Haddad Maia stara się ratować honor brazylijskiego tenisa. Trzynaste miejsce w rankingu wygląda efektownie, ale optymizm gaśnie po przytoczeniu jej wielkoszlemowego bilansu. Barierą nie do przejścia jest dla niej druga runda. Trudno nazwać ją zatem pierwszoplanową postacią rozgrywek, skoro przez największe zawody przechodzi niezauważona.

Słabo widoczni dla przeciętnego kibica są też debliści: Marcelo Melo, Bruno Soares, Rafael Matos czy Luisa Stefani. To mistrzowie bocznych kortów, skupiający uwagę koneserów. Pierwsi dwaj są już po czterdziestce i pomału będą oddawać pole młodszym, natomiast Matos i Stefani to powiew świeżości. Dopiero co zostali mistrzami Australian Open w grze mieszanej, lecz ten sukces nie zbawi brazylijskiego tenisa.

- W moich najlepszych latach, między 1997 a 2004 rokiem, ludzie wszędzie zamieniali dużą piłkę do futbolu na małą do tenisa. We wszystkich dzielnicach, w biednych społecznościach, po prostu wszędzie dookoła - opowiada Kuerten, który jako jedyny w Erze Open potrafił rozkochać Brazylijczyków w tenisie.

Zmiana pokoleń  

Czy wiatr zmian zawieje w najbliższym czasie nad Sao Paulo i okolicami? Nadzieją na lepsze jutro jest Joao Fonseca, mimo tylko 16 lat już teraz czołowy junior świata. Organizatorzy turnieju w Rio umożliwili mu nawet debiut w głównym cyklu. Doszło do symbolicznej zmiany pokoleń, bo następnego dnia na tym samym korcie karierę kończył Thomaz Bellucci - ostatni Brazylijczyk notowany w pierwszej pięćdziesiątce rankingu ATP.

- Ma przed sobą wielką przyszłość, nawet trudno powiedzieć jak daleko zajdzie. Jest super prowadzony przez Andre Sa i Guiego Teixeirę. To wielka przyszłość naszego tenisa - chwalił młodzieńca Bellucci na konferencji prasowej poprzedzającej turniej w Rio.

Teraźniejszość jest mniej okazała. Brazylia, która przeciętnej osobie jawi się jako kraj bogaty w sportowe plony, na kibicach tenisa postanowiła testować cierpliwość.

Zobacz też:
"Zaszczycony i dumny". Djoković skomentował pobicie rekordu 

Komentarze (0)