Po raz trzeci w karierze Iga Świątek wygrała Roland Garros. W finale liderka światowego rankingu WTA pokonała Karolinę Muchovą, która na etapie półfinału wyeliminowała drugą rakietę świata, Arynę Sabalenkę. Z powodu kontuzji turnieju nie dokończyła natomiast Jelena Rybakina.
Przez to, że nasza tenisistka w Paryżu nie rywalizowała z Sabalenką i Rybakiną, media umniejszyły jej sukcesu. Stwierdzono bowiem, że miała łatwiej o obronę tytułu, bo wcześniej odpadły największe rywalki.
W obronie Świątek stanęła legenda tenisa, Jimmy Connors. W swoim podcaście "Advantage Connors" przyznał on, iż organizatorzy marzyli o finale z udziałem Igi i Aryny. Tak się jednak nie stało, ale decydujący pojedynek i tak dostarczył sporych emocji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: popisy córki gwiazdy tenisa
- Nie odbieram niczego ani Muchovej, ani Świątek. Muchova bardzo wysoko postawiła poprzeczkę Polce. Finał pokazał, że na horyzoncie nagle pojawiła się kolejna groźna zawodniczka - przyznał ośmiokrotny triumfator Wielkich Szlemów.
Ponadto Connors nawiązał również do czasów, gdy w tenisie dominowali mieliśmy dwóch dominatorów. - Roger Federer i Rafael Nadal również nie grali ze sobą zbyt wielu finałów - nawiązał do braku rywalizacji Sabalenki i Świątek w finale Roland Garros.
Zarzuty wobec triumfu naszej tenisistki są wręcz absurdalne. W końcu podczas tegorocznego Australian Open Białorusinka okazała się najlepsza, a nie pokonała wówczas liderki światowego rankingu. Wtedy jednak nikt tego nie wypominał.
Do najbliższej rywalizacji Świątek z Sabalenką lub Rybakiną może dojść podczas Wimbledonu. Turniej na kortach trawiastych rozpocznie się już na początku lipca.
Przeczytaj także:
Kilkulatka zadała Świątek niełatwe pytanie. Tak wybrnęła