Gra Igi Świątek w Warszawie była bliska perfekcji. Polka we wszystkich rozegranych pięciu meczach nie straciła nawet seta, a w finale rozbiła Niemkę Laurę Siegemund (6:0, 6:1). Niemniej trzeba uczciwie przyznać, że jej rywalki były słabsze niż te, z którymi mierzyła się w trakcie Wimbledonu.
W Londynie najlepsza rakieta świata niespodziewanie odpadła z turnieju w ćwierćfinale po porażce z Eliną Switoliną. Po wyczerpującym spotkaniu z Belindą Bencić wiele wskazywało na to, że najtrudniejsze wyzwanie, być może aż do samego finału, jest już za Polką. Tymczasem rzeczywistość okazała się zgoła odmienna.
- Wszyscy myśleli, że mecz ze Switoliną będzie zdecydowanie łatwiejszy dla Igi Świątek niż ten rozegrany wcześniej przeciwko Bencić. Stało się inaczej i przebieg ćwierćfinału był na pewno dużym zaskoczeniem. Z pewnością Iga zagrała trochę słabiej, szczególnie w drugiej fazie meczu. Bez wątpienia Switolina zagrała bardzo dobrze. Nie należy również zapominać, że ma więcej doświadczenia na trawie. Mało kto pamiętał, że ona już kiedyś grała w półfinale Wimbledonu, to dużo starsza zawodniczka od Igi i bardziej ograna - powiedział Tomasz Wolfke w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Dzieci Kardashian oszalały. Gwiazdor spełnił ich marzenie
"Iga traci głowę"
Autor wielu książek i uznany komentator przede wszystkim podkreśla jeden ważny czynnik. - Switolina postawiła Idze bardzo trudne warunki. W dużej mierze zgadzam się z tym, co napisał Karol Stopa. Można powiedzieć, że trafiła kosa na kamień. Gdy Iga napotyka na twardy opór i zawodniczka z drugiej strony siatki gra tak samo jak ona, czyli dochodzi do wszystkich piłek, odbija je przed sobą i robi to agresywnie, zwykle zaczynają się kłopoty - mówił Wolfke.
Wielu ekspertów podkreśla atletyczną budowę liderki rankingu WTA, która w krótkim czasie zrobiła ogromny progres pod względem wytrenowania sylwetki. Być może to właśnie największy atut Polki, który w połączeniu z jej zwinnością tworzy zabójczą mieszankę dla wielu rywalek.
- Należy podkreślić, że w tenisie szkopuł polega na tym, aby odbijać piłki przed sobą, choćby te pół metra. Wówczas można zepchnąć rywalkę do rozpaczliwej defensywy, dyktować warunki albo kontrować. Iga jest świetna w tym elemencie, a w dodatku ma bardzo giętki nadgarstek, wręcz niespotykany, co zawsze dawało jej ogromną przewagę, gdy była juniorką. Z tym, że jeśli po drugiej stronie siatki znajdzie się taka Switolina, która potrafi na to odpowiedzieć, jest szybka i za sprawą swojego doświadczenia bardzo sprytna, Iga trochę traci głowę - ocenił komentator.
Mocniej nie zawsze znaczy lepiej
Gdy coś idzie nie po jej myśli, wtedy Polka próbuje wygrać mecz organizmem. - Działa trochę na zasadzie siła razy ramię. Sprowadza się to do tego, że Iga próbuje uderzyć jeszcze mocniej, co nie zawsze znaczy lepiej. Im gra się szybciej i mocniej, tym bardziej się traci kontrolę. Później ni z tego ni z owego Iga na 20 rozegranych piłek przegrywa 18 i w ogóle nie wiadomo dlaczego. Przecież mówimy o tenisistce, która od czasu, gdy została liderką wygrała 40 setów 6:0. Takie rzeczy są wręcz niepojęte i się nie zdarzają. Nawet Serena Williams, czy Maria Szarapowa zostają daleko w tyle, biorąc pod uwagę ten czynnik - zauważył nasz ekspert.
Wolfke ma jedną radę dla Polki. - Kiedy Iga trafia na rywalkę, która gra od niej chociaż o 5 procent wolniej, to po prostu ją rozstrzeliwuje, zabija, zamęcza. Kiedyś nazwałem taką grę "tenisem z kuźni", bo nie jest zbyt piękna, ale bardzo skuteczna, robiąca wrażenie i wyglądająca efektownie. Switolina jednak sobie z tym poradziła i Iga nie potrafiła znaleźć na nią recepty. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Polka powinna urozmaicić swój tenis, zacząć grać więcej debli, mikstów, poprawić grę przy siatce... Może popracować z Łukaszem Kubotem albo Jankiem Zielińskim? - zastanawiał się nasz rozmówca.
"Zabrakło urozmaicenia gry"
Przed prestiżowym turniejem na londyńskich kortach Iga Świątek wzięła udział w turnieju w Bad Homburg. Najlepsza rakieta świata nie dograła go do końca i wycofała się przed meczem półfinałowym.
- Iga cały czas gra mało, a wręcz za mało. Jeden turniej przed Wimbledonem to jest nieporozumienie. Na trawie zagrała raptem dwa mecze, a to przecież nawierzchnia, której sama mówiła, że chce się nauczyć i robić na niej postępy. Jak inaczej robić postępy, jak nie w meczach? - retorycznie dopytywał nasz rozmówca.
Ostatecznie jednak Świątek uzyskała najlepszy wynik na Wimbledonie w całej dotychczasowej karierze. - Oczywiście ten turniej był udany dla Igi. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc pewnie niektórzy liczyli na więcej, zwłaszcza, że losowanie okazało się bardzo korzystne. Niemniej awans do ćwierćfinału należy nazwać sukcesem. Choć, by powalczyć o coś więcej, zabrakło planu B, pewnego urozmaicenia gry, to polscy kibice i tak mają powody do zadowolenia - podsumował Tomasz Wolfke.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Hurkacz przegrał Wimbledon w głowie? Ta diagnoza nie pozostawia złudzeń
- Mecz gigantów. Polak dał popis tenisa