Dla Igi Świątek Wimbledon skończył się nadspodziewanie wcześnie. Liderka rankingu WTA przegrała już w trzeciej rundzie z Julią Putincewą 6:3, 1:6, 2:6.
Mecz rozpoczął się po myśli raszynianki, która prezentowała się lepiej od rywalki i w kluczowych momentach zachowała więcej zimnej krwi. Od drugiego seta to Kazaszka miała absolutną kontrolę nad spotkaniem. Grała na wybitnym poziomie i nie dała Świątek większych szans. Dlaczego Polka została aż tak zdominowana?
- Na wynik meczu składa się występ obu zawodniczek. Putincewa w pewnym momencie zaczęła grać naprawdę rewelacyjnie. Nigdy nie wiedziałem tak dobrego tenisa w jej wykonaniu. Sama Iga przyznała, że zaczęła robić błędy i grała znacznie gorzej. To jest w tym sporcie naturalne - tłumaczy Adam Romer, redaktor naczelny magazynu "Tenisklub", który przebywa obecnie w Londynie.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro": Gorzkie słowa o Cristiano Ronaldo. "Osłabił reprezentację Portugalii"
Kazaszka przeżywa jeden z najlepszych okresów w swojej karierze. Tuż przed Wimbledonem Putincewa wygrała swój pierwszy turniej na nawierzchni trawiastej. Teraz po raz pierwszy w historii swoich występów awansowała do najlepszej szesnastki turnieju w Londynie.
- Putincewa na swojej konferencji prasowej sama powiedziała o tym, że nie wie, dlaczego osiągnęła tak dobre wyniki na trawie, bo wcześniej tego nie robiła. Wygrała turniej w Birmingham, co dało jej niesamowitą pewność siebie - twierdzi ceniony dziennikarz.
Niektórzy po słabym wyniku Igi Świątek biją na alarm i uważają, że ten mecz jest bardzo złym prognostykiem przed igrzyskami w Paryżu, które rozpoczną się już 26 lipca. Romer twierdzi jednak, że z występu na Wimbledonie nie należy wyciągać dalekich wniosków. Świątek sezon na trawie niemal odpuściła i wystąpiła tylko w wielkoszlemowym turnieju.
- Od dawna wiemy, że Iga mniej wierzy w siebie, grając na kortach trawiastych. Każdy, kto spodziewał się oszałamiającego wyniku w Wimbledonie, zaklinał rzeczywistość. Nie mówiła o tym wprost na początku, ale wiadomo, że jej dwa główne cele na ten rok to Roland Garros i igrzyska olimpijskie. Wimbledon to poważny turniej, którego nie można odpuścić, ale nie dała rady tego wszystkiego połączyć - przybliża nasz rozmówca.
Czy Iga Światek mimo porażki dalej jest faworytką na igrzyskach w Paryżu? Według Romera nic się nie zmieniło. Wspomina jednak o sytuacji Agnieszki Radwańskiej, która może być złą wróżbą.
- Nasuwa mi się od razu skojarzenie z Agnieszką Radwańską i igrzyskami w 2012 roku (wtedy Polka dotarła do finału Wimbledonu, ale na igrzyskach odpadła już w pierwszej rundzie - przyp. red.). Będę dmuchał na zimne. Trzeba ostrożnie do tego podchodzić, ale na mączce w Paryżu będzie się czuła nieporównywalnie lepiej niż na trawie w Londynie - kończy Adam Romer.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Tak rywalka prowokowała Świątek. Trzeba bić na alarm?