Jannik Sinner znów zapisał się historii włoskiego tenisa. W poniedziałkową noc w finale turnieju ATP Masters 1000 w Cincinnati 23-latek z San Candido pokonał 7:6(4), 6:2 Francesa Tiafoe'a i został pierwszym w dziejach włoskim triumfatorem tej prestiżowej imprezy.
- Przez cały mecz byłem bardzo skoncentrowany. W pierwszym gemie wybroniłem się ze stanu 15-40, a to zawsze dobre uczucie. Potem zagrałem solidnie w tie breaku. Z kolei w drugiej partii już na samym początku go przełamałem, dzięki czemu było mi łatwiej - mówił podczas konferencji prasowej, cytowany przez atptour.com.
Przed i w trakcie turnieju Sinner zmagał się z problemami z biodrem. - Po półfinale położyłem się bardzo późno i nie mogłem zasnąć. Ale takie rzeczy się zdarzają i trzeba to zaakceptować - wyjawił.
ZOBACZ WIDEO: Tłumy na Okęciu. Tak przywitano srebrnych medalistów olimpijskich
- Ten tytuł wiele dla mnie znaczy. To był dla mnie trudny tydzień, ale jestem zadowolony z finałowego meczu. Było trudno pod względem mentalnym, ale w kluczowych momentach zdobywałem ważne punkty. Jestem dumny z tego, jak sobie poradziłem, bo w każdym pojedynku tutaj miałem problemy i cieszę się, że je przezwyciężyłem - podkreślił.
- Ostatni okres nie był dla mnie łatwy. Opuściłem igrzyska olimpijskiego, co mnie zabolało. Ale, kiedy nie czujesz się w 100 proc. fizycznie, musisz wytrzymać to psychicznie - dodał.
Zapytany, czy triumf w Cincinnati Open stawia go w roli faworyta startującego 27 sierpnia US Open, odparł: - Jeśli zdobyłeś tytuł Masters 1000, to znaczy, że grałeś dobrze. Cieszę się, iż wygrałem turniej przed US Open, ale zobaczymy, co się wydarzy. Jestem zrelaksowany i pewny siebie.
Dziesiąta z rzędu porażka doświadczonego Francuza. Australijczycy w 1/8 finału