Kompromitacja Saudyjczyków WTA Finals? Tak wygląda turniej za miliony

Getty Images / Artur Widak/NurPhoto oraz Robert Prange / Na zdjęciu: Pracownica ze znakami na WTA Finals oraz Iga Świątek
Getty Images / Artur Widak/NurPhoto oraz Robert Prange / Na zdjęciu: Pracownica ze znakami na WTA Finals oraz Iga Świątek

Pustki na trybunach, brak kultury tenisowej: takie zarzuty do WTA Finals można przeczytać w mediach społecznościowych. Są prawdziwe? - Saudyjczycy kupili ludzi do zorganizowania turnieju - mówi WP SportoweFakty przebywający w Rijadzie Adam Romer.

Federacja WTA naraziła się na krytykę po przyznaniu Rijadowi prawa do organizacji WTA Finals - najbardziej prestiżowych zmagań w kalendarzu poza turniejami wielkoszlemowymi. Po pierwsze, to kraj bez tenisowej tradycji, który nigdy nie organizował tak dużego turnieju.

Po drugie, ważniejsze, w Arabii Saudyjskiej cały czas łamane są prawa kobiet. Choć trzeba przyznać, że w ostatnich latach dużo w tej kwestii się poprawiło. Mogą teraz uzyskiwać prawo jazdy, wnosić o rozwód czy żyć samemu.

Strumień pieniędzy

Organizatorzy przeznaczyli na pulę nagród aż 15,25 miliona dolarów (a w następnych dwóch edycjach zorganizowanych na Półwyspie Arabskim ta suma będzie jeszcze większa). Jak mówi przebywający na miejscu Adam Romer, czuć, że gospodarze chcą pokazać się z jak najlepszej strony.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Sabalenka wyprzedziła Świątek. Otrzymała po tym prezent

- Saudyjczycy kupili ludzi do zorganizowania tego turnieju. Nie brakuje im pieniędzy na zatrudnienie fachowców z Europy czy USA. Dla przykładu: instalacje pod dachem robiła w hali polska firma. Korty są przygotowane profesjonalnie, tenisistki mówiły, że czują się tu dobrze - przyznaje redaktor naczelny prestiżowego Tenisklub.

Jego zdaniem to najlepiej zorganizowany turniej WTA Finals od 2018 roku, kiedy to te zawody gościł Singapur. Jest o niebo lepiej niż w ubiegłym sezonie w Cancun, kiedy to zawodniczki mierzyły się z fatalną nawierzchnią i grały na prowizorycznie zbudowanym obiekcie.

Pustki na trybunach? "Nie mają tradycji"

Wydaje się jednak, że to czego kupić się nie da, to kibice. Chociażby na meczach Igi Świątek trybuny świeciły pustkami. Sytuacja na miejscu wygląda jednak zgoła inaczej.

- Śmieszą mnie narzekania z Europy, Polski. Większość fanów to ludność lokalna albo Chińczycy. My patrzymy zbyt europocentrycznie. Oni są tu nastawieni na innego potencjalnego klienta. Na meczu Qinwen Zheng było przecież ponad tysiąc kibiców z jej kraju. Spotkanie Sabalenki z Paolini oglądało 1500-2000 osób i większość z nich, to byli lokalsi. To niezły wynik jak na kraj bez tradycji tenisowych - twierdzi nasz rozmówca.

Przytacza też sporo mówiącą scenę z trybun, na których zasiadają kibice. Właśnie w ten sposób organizatorzy próbują oswoić saudyjskich fanów ze specyficznymi zasadami tego sportu.

- Oni dopiero się uczą, chodzą wokół trybun. Ten kraj nie ma tradycji tenisowych i musi rozwinąć kulturę wokół tego sportu. Są porządkowi, którzy mają tabliczki po arabsku i po angielsku. Mówią, co można robić, kiedy trzeba być cicho - opowiada dziennikarz.

Dla naszego rozmówcy nie jest to wielki problem. Tłumaczy, że Arabia Saudyjska może przejść podobną drogę, co inne kraje azjatyckie, które niegdyś nie miały żadnych tradycji tenisowych.

- 20 lat temu rozgrywano turnieje Masters w Chinach i tam ludzie nie umieli liczyć punktów w tenisie. Po tym czasie mamy mistrzynię wielkoszlemową i olimpijską z Chin, trzech Chińczyków w czołówce ATP. Na wszystko potrzeba czasu i w przypadku Arabii Saudyjskiej może być podobnie - objaśnia Romer.

"Połowa dziennikarek to kobiety"

O ile wciąż Saudyjki muszą mierzyć się z ogromną dyskryminacją w życiu codziennym, to ich pozycja w społeczeństwie powoli się poprawia. Tak jest także w sporcie. Od 2021 roku szefową Saudyjskiego Związku Tenisowego jest kobieta - Arij Mutabagani. Zmiany widać także w środowisku dziennikarskim.

- Połowa dziennikarzy w Rijadzie to Saudyjczycy i mniej więcej połowa z lokalnych pracowników mediów to są kobiety. Dla przykładu jedna fotograf jest cała zakryta, nosi abaję, obok siedzą panie, które mają tylko zakryte włosy, a są też kobiety ubrane po europejsku - mówi Romer.

A jak wygląda Rijad z perspektywy odwiedzającego? - Oczywiście, jest inaczej. Mieszkam w środku Rijadu, sześć kilometrów od hali i szedłem do niej na piechotę, mimo że mówią, że miasto do tego się nie nadaje. To jest trochę inna miejscowość, zbudowana na pustyni, więc ciężko porównać to do miasta europejskiego. Główna różnica, która jest widoczna na pierwszy rzut oka, to brak alkoholu - kończy Adam Romer.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty