ATP Finals od środka, dzień 5: my to tylko tenisiści, nie jacyś ważni ludzie

PAP/EPA / Massimo Rana / Na zdjęciu: Jannik Sinner
PAP/EPA / Massimo Rana / Na zdjęciu: Jannik Sinner

ATP Finals w Turynie rozpalają emocje fanów tenisa na całym globie. Dostarczają ekscytujących meczów pomiędzy najlepszymi na świecie. Dla Włochów są okazją do skoncentrowania się przez cały tydzień na ich najlepszym zawodniku.

W tym artykule dowiesz się o:

Krzysztof Straszak z Turynu

Jannik Sinner w ostatnią niedzielę po raz pierwszy zagrał oficjalnie we Włoszech jako lider rankingu ATP. W ojczyźnie nie występował od roku, bo najpierw zrezygnował z wiosennego turnieju Masters 1000 w Rzymie, a potem nie "wyrobił" się na fazę grupową Pucharu Davisa w Bolonii, gdzie jednak dołączył do kolegów z reprezentacji w glorii świeżoupieczonego mistrza wielkoszlemowego z Nowego Jorku.

Po drugim zwycięstwie w tegorocznej edycji ATP Finals, we wtorek późnym wieczorem podczas spotkania z mediami, Sinner opowiadał o byciu w centrum zainteresowania. - Przyjmuję to ze spokojem - powiedział. Zdążył już przyzwyczaić do zwięzłych i stoickich odpowiedzi.

Wiele jego obowiązków pozakortowych w Turynie wynika z tego, że jego sponsorzy, wielkie firmy jak Lavazza (kawa) i Intesa Sanpaolo (bank), pochodzą właśnie stamtąd.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Znów jest z Neymarem?! Brazylijska modelka zachwyca urodą

Każda włoska (i nie tylko) marka chce być dobrodziejem Sinnera. I jest on oczywiście ambasadorów wielu brandów. - Sam się temu dziwię, jak 23-letni chłopak, którym jestem, może mieć za sponsora takie firmy - powiedział. Jego twarz spoglądająca z telewizji, internetu, przystanków autobusowych, billboardów jest już powszechnie znana na Półwyspie Apenińskim.

- Grać dla Włoch we Włoszech jest wspaniałe - powiedział. - Mimo wszystko jestem ciągle tym zaskoczony. I w tym wszystkim staram się skupiać na tenisie, bo po to tu w końcu jestem. Nie jesteśmy jakimiś ważnymi ludźmi. Jesteśmy po prostu ludźmi, którzy dobrze grają w tenisa. Wszystko, co wykracza poza kort, jest po prostu częścią naszego zawodu.

We wtorkowy wieczór po zwycięstwie nad Fritzem spotkał w korytarzu Inalpi Arena Maksa Allegrego, byłego szkoleniowca Milanu i Juventusu. Tenisista i znany z wesołego usposobienia trener z Livorno serdecznie się przywitali.

Podczas spotkań z prasą jest wyważony i często zakłopotany. Gdy zapytano go o parodię jego osoby w pewnej transmisji telewizyjnej, jego reakcja mieściła się gdzieś między zażenowaniem a dyskomfortem. Niepewnie przyznał, że widział jakąś parodię i ocenił ją jako "fajną". Ta niezręczność wyrażała jego niekompatybilność ze światem, do którego wcale nie chciał wchodzić. To raczej tenis ma mówić za niego, nie język.

Powtarza, jak ważni są dla niego bliscy. - Uważam się za osobę pokorną - przyznał. - Spokój jest w mojej naturze. Nie wszystkiego można się nauczyć bezpośrednio od innych. Ja po prostu jestem, jaki jestem. To nie tak, że nie mam emocji: one są we mnie, to jasne. Choć może jest ich i tak mniej niż u innych. Naprawdę doceniam to, co się wokół mnie dzieje.

Chłopak z Dolomitów nie jest sfiksowany na punkcie rankingu czy wyróżnień. - Czas pokaże, czy pozostanę na szczycie przed dłużej - powiedział. - Będąc czy nie będąc numerem jeden, moim celem jest stawać się coraz lepszym zawodnikiem, iść do przodu.

Droga Sinnera jest orzeźwiającą narracją w sporcie zdominowanym przez zupełnie odmienne od niego charaktery. Z zewnątrz nie wygląda na to, by balon puchnący z każdym jego kolejnym sukcesem miał zaburzyć łagodność jego natury. Skupia się niezłomnie na poprawie swojej gry, nawet jeśli świat, i to tuż obok niego, wariuje od oczekiwań i fanfar.

Na zakończenie fazy grupowej, a potem w ewentualnym półfinale i finale, może przeciwko Zverevowi lub Alcarazowi, wszystkie oczy znów będą zwrócone na chłopaka z Sesto Pusteria. I to nie tylko po to, by zobaczyć, jak daleko zajdzie w turnieju, ale by być świadkami cichej determinacji tenisisty, który rozumie, że gdy gasną wszystkie światła, jest "tylko tenisistą" pragnącym stać się lepszym.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty