Nie ma wielu takich okazji. Piękne obrazki z udziałem Igi Świątek [OPINIA]

Getty Images / Angel Martinez / Na zdjęciu: reprezentacja Polski
Getty Images / Angel Martinez / Na zdjęciu: reprezentacja Polski

Tak, jak w sportach drużynowych kibicujemy naszym reprezentacjom, tak w tenisie niewiele jest ku temu okazji. Jednak zobaczyć Igę Świątek z orzełkiem na piersi, do tego wygrywającą, to widok bezcenny.

Znamy te momenty, kiedy stoimy na trybunach stadionu albo dużej hali sportowej i przed meczem śpiewamy "Mazurka Dąbrowskiego". A potem zaczyna się spotkanie, wraz z drużyną przeżywamy emocje, zdobywanie kolejnych punktów czy bramek, w zależności od dyscypliny. To właśnie piłka nożna i siatkówka, a kiedyś też piłka ręczna, najbardziej łączyły kibiców.

Tenis to zupełnie inna dyscyplina. Gra się dla siebie. Kiedy tenisista zdobywa tytuł wielkoszlemowy, to nie mówi się, że zdobył go dla swojego kraju, choć przy nazwisku każdego zawodnika widnieje flaga (oczywiście poza Rosjanami i Białorusinami w związku z trwającą wojną). Co cztery lata to się zmienia, kiedy są igrzyska olimpijskie i kilka razy w roku, kiedy zaplanowane są rozgrywki Billie Jean King Cup i Pucharu Davisa.

Rozmawiałam przez lata z dziesiątkami tenisistów i tenisistek, którzy osiągali duże sukcesy na międzynarodowych arenach, ale też z takimi, którzy nigdy nie przebili się wyżej. Dla każdego z nich gra z orzełkiem na piersi była marzeniem.

ZOBACZ WIDEO: Chwyta za serce. Dzieciaki pokazały, że żadne warunki im niestraszne

Gra w rozgrywkach drużynowych to zupełnie inny wymiar. Z jednej strony razem wygrywasz, ale też razem przegrywasz, a z drugiej przywilej, że z grupy wielu zawodników z kraju, kapitan powołał właśnie ciebie i masz możliwość gry w reprezentacyjnych barwach.

W przypadku Igi Świątek nie było do tej pory wielu okazji do podziwiania jej w biało-czerwonym stroju, często wynikało to z niefortunnego kalendarza. Tym razem wiceliderka pojawiła się w ekipie Dawida Celta, a przy bandach wspierały ją Magda Linette, Magdalena Fręch, Katarzyna Kawa i Maja Chwalińska oraz cały sztab.

To zupełnie inna sytuacja od tej, w której zwykle widujemy Świątek. Wtedy jest tylko jej najbliższy team. Zanim najlepsza z polskich singlistek wyszła do gry z Paulą Badosą, miała okazję wspierać Linette, która przez blisko cztery godziny walczyła z Sarą Sorribes o pierwszy punkt dla Polski. I było widać zaangażowanie, ale tez lekki stres, bo sama niedługo później wychodziła na kort.

I zagrała świetne spotkanie. Jak sama przyznała - najlepsze od US Open. Razem z Paulą Badosą dały show. Oczywiście mogło być lepiej: mniej błędów, więcej winnerów. Były emocje, była zupełnie inna narracja płynąca z trybun niż podczas normalnych turniejów, było skandowanie nazwy kraju i powiewające flagi.

Przyjemnie było oglądać Świątek w niecodziennych okolicznościach, kiedy w przerwach wracała na ławkę, na której towarzyszył jej kapitan Dawid Celt, kiedy po udanych akcjach mogła spojrzeć w stronę koleżanek z kadry, kiedy po meczu serdecznie wyściskała się z Linette. Tych sytuacji było więcej. To momenty, które cała drużyna zapamięta na długo. Bo reprezentacja, choć wiąże się, jak mówiła Magdalena Fręch, z większym wydatkiem energetycznym uczestniczek, jest czymś wyjątkowym.

A to jeszcze nie koniec. W sobotę Polki powalczą o półfinał Billie Jean King Cup z Czeszkami. Początek nie przed godz. 17:00.

Dominika Pawlik, dziennikarka WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty