"Czuła, że doszła do ściany". Mówi o wielkiej zmianie u Świątek

Getty Images / Angel Martinez / Na zdjęciu: Iga Świątek
Getty Images / Angel Martinez / Na zdjęciu: Iga Świątek

Iga Świątek dokonała wielkich roszad. - To jest najważniejsze dla zawodnika, a nie zmiany taktyczno-techniczne - mówi WP finalista US Open Marcin Matkowski o jej nowym trenerze. Opowiada o charakterze Hurkacza i przełomowym momencie Fręch.

Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty: Czy ten sezon to sukces, czy raczej porażka Igi Świątek?

Marcin Matkowski, były tenisista, finalista US Open w grze podwójnej: Zdecydowanie sukces. Każdy sezon, w którym wygrywasz turniej wielkoszlemowy i medal olimpijski jest udany. Ona podkreślała, że głównym celem był Roland Garros i igrzyska. Wygrała na kortach w Paryżu 12 z 13 meczów, choć szkoda że akurat złota olimpijskiego nie zdobyła. Tym pewnie jest rozczarowana. Straciła pozycję liderki rankingu, ale to nie ma większego znaczenia, bo w przyszłości wróci na czoło.

Zwolnienie trenera Tomasza Wiktorowskiego to jednak było spore zaskoczenie?

Iga czuła, że doszła do ściany, coś się wypaliło po prostu w ich współpracy i razem doszli do wniosku, że należy to zakończyć. To coś całkowicie normalnego i nie szukałbym sensacji. Trochę zaskakujący był jednak termin, bo zrobili to kilka tygodni przed końcem sezonu, a nie już po jego zakończeniu.

Jak długo będzie trzeba czekać, by zobaczyć rękę nowego szkoleniowca Wima Fissette'a w grze Igi?

Na pewno ma już pomysł, który Iga zaakceptowała. Jeśli go zatrudniła, to muszą mieć jakąś wspólną wizję na grę. Często zmiana trenera, ekipy daje powiew świeżości. To jest najważniejsze dla zawodnika, a nie zmiany taktyczno-techniczne, które oczywiście Fissette będzie wprowadzał. One dadzą Idze radość z gry, której brakowało w drugiej połowie roku.

ZOBACZ WIDEO: Aż trudno uwierzyć, że ma 41 lat. Była gwiazda wciąż w formie

Z kolei w wypadku Huberta Hurkacza to niezbyt udany sezon. Polak był trapiony kontuzjami i wypadł z czołowej dziesiątki rankingu ATP.

To ten uraz z Wimbledonu, tuż przed igrzyskami, był dla niego dużym problemem. Niektórzy mówili: "Nic poważnego mu nie jest, powinien jechać na igrzyska" a prawda była inna. Być może właśnie chciał wrócić za szybko i to spowodowało, że rehabilitacja nie przebiegła tak, jak powinna i doszło do kolejnych problemów zdrowotnych.

Cała ta sytuacja pokazuje, że Hubert to ambitny człowiek i wróci do czołowej dziesiątki. Bo przez trzy lata z rzędu właśnie tak kończył sezon. To właśnie jego zdrowie będzie zdecydowanie ważniejsze niż wybór trenera.

Hurkacz rozstał się z Craigiem Boyntonem po pięciu latach współpracy. Od tego czasu minęły jednak prawie trzy miesiące, a nadal nie ogłosił nazwiska nowego szkoleniowca.

Hubert podchodzi do tego na spokojnie i na pewno jest w kontakcie z odpowiednimi osobami. Być może już jest z kimś po słowie, albo negocjacje znajdują się na ostatniej prostej. Hurkacz to taka osoba, która może być łakomym kąskiem dla trenerów. Stosunkowo wiele już osiągnął, a do tego jest jeszcze całkiem młody. Ma 27 lat i jeszcze sporo można pozmieniać w jego grze. Ma wielkie atuty jak serwis, więc jest na czym budować.

Mówiło się, że trenerem Hurkacza ma zostać Goran Ivanisević, były szkoleniowiec Djokovicia (ostatecznie będzie pracował z Jeleną Rybakiną - przyp. red.). Wskazywano, że Chorwat może wnieść trochę więcej zadziorności do gry Polaka. To jest rzecz, której najbardziej potrzebuje?

W ważnych meczach czasem brakowało Hurkaczowi większego charakteru. Być może za mało płynęło impulsów od trenera. Hubert na pewno znajdzie uznanego szkoleniowca. Przypuszczam, że może wybrać jakiegoś byłego zawodnika, bo taka osoba łatwiej rozumie tenisistę. Myślę, że niedługo coś nam ogłosi.

Dla Magdaleny Fręch to historyczny sezon. Wygrała turniej rangi WTA 500 w Guadalajarze, zanotowała wiele świetnych występów i przesunęła się z 70. nawet na 22. miejsce w rankingu. Takie wyniki to zaskoczenie?

Nie spodziewałem się tego. Ona grała już kilka lat i zajmowała miejsce w okolicy 100. w rankingu. Osiągnęła spektakularny awans i mało kto myślał, że jest to możliwe. Dokonała tego systematyczną pracą i charakterem.

Fręch od wielu lat trenuje pod okiem Andrzeja Kobierskiego. Taka stała współpraca to klucz do sukcesów?

Na pewno to pomaga, ale kluczem była zmiana mentalna. Uwierzyła we własne możliwości. Myślę, że przełomowym dla niej meczem było wygrane spotkanie z jedną ze światowych gwiazd - Caroline Garcią podczas Australian Open. Takie zwycięstwo, na największej światowej scenie, dodało jej animuszu. Wygranie turnieju rangi WTA 500 na pewno ją uskrzydli, bo tak ważnych trofeów nie zdobywa się przypadkiem.

Niektórzy mówią, że Fręch jest blisko swojego sufitu. Zgadza się pan z tym stwierdzeniem?

Już wcześniej mówiono w środowisku, że jest blisko swojego maksimum. Do sufitu zostało 21 schodków. Jest bliżej więc niż dalej. Spokojnie może awansować dużo wyżej, może iść nawet w kierunku czołowej dziesiątki.

Myślę, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i będzie się rozpychała w czołówce. Przed nią rok startowania z innego poziomu, będzie rozstawiona w turniejach wielkoszlemowych, więc pokaże jeszcze lepsze wyniki.

Magda Linette zanotowała słabszy rok, niż poprzedni. Stać ją na powtórzenie sukcesu z Australian Open 2023, gdzie dotarła do półfinału?

Zanotowała trochę słabszy sezon, ale wciąż potrafi wygrywać z najlepszymi na świecie. Na pewno nie powiedziała ostatniego słowa. Linette ostatnio wygrała przecież z rewelacją sezonu, Jasmine Paolini. Jeśli powtórzy to w turnieju wielkoszlemowym, to na wiele ją stać. Magda wie, że pracą i wytrwałością może osiągać wyniki. Pokazuje to swoją karierą.

I kończąc na rozgrywkach reprezentacyjnych, półfinał Pucharu Billie Jean King to nasz największy sukces w historii, ale reprezentację Polski chyba było stać na więcej?

Jechaliśmy w najmocniejszym składzie, jaki mamy. Iga pokazała na turnieju, że wygrywa wszystkie single, więc mogliśmy mieć spore nadzieje. Magdalena Fręch ma za sobą historyczny sezon, do tego bardzo doświadczona Magda Linette.

Niestety, mieliśmy trudne losowanie. Na początku Polki mierzyły się z gospodyniami turnieju, Hiszpankami. W ćwierćfinale trafiły na niezwykle mocne Czeszki, a później na Włoszki, które wygrały całe rozgrywki. To właśnie one nas zatrzymały. Szkoda, bo Iga Świątek i Katarzyna Kawa mogły wygrać decydującego debla, mimo że przed meczem nie dawałbym na to większych szans. Na pewno dziewczyny odczuwają drobny zawód.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty