Iga Świątek została zawieszona na miesiąc po wykryciu w jej próbce trimetazydyny podczas testu przeprowadzonego 12 sierpnia. Polka, zajmująca wówczas pierwsze miejsce w światowym rankingu, dostarczyła próbkę poza zawodami.
To, jak potraktowano jej przypadek, wywołało kontrowersje wśród zawodników, którzy w podobnych sytuacjach byli traktowani inaczej. Międzynarodowa Agencja Integracyjna Tenisa (ITIA) uznała, że zarówno Świątek, jak i Sinner nie są winni, ale Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) złożyła apelację, domagając się zawieszenia Włocha na rok lub dwa lata.
Olivier Niggli, dyrektor WADA, w wywiadzie dla L’Equipe zasugerował, że przypadki te mogą być wynikiem zaawansowanej technologii wykrywającej mikroskopijne ilości niedozwolonych substancji. - Dziś problem istnieje z zanieczyszczeniem. Dziś nie ma więcej oszustów dopingujących niż kiedyś. Laboratoria wykrywają teraz minimalne ilości substancji dopingowych. Musimy otworzyć dyskusję, by zrozumieć, jak sobie z tym radzić - mówił Niggli.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Co za figura! Piękna dziennikarka poleciała na wakacje
Zdaniem ekspertów, takich jak Conor Niland, kapitana reprezentacji Irlandii w Pucharze Davisa, ilości substancji wykryte u Sinnera są zbyt małe, by uznać je za dowód oszustwa. - Powinniśmy ustalić próg dla substancji zabronionych. Jeśli to mniej niż miliardowa część grama, nie powinno to niszczyć kariery zawodnika - komentował Niland cytowany przez Tennis365.
Rozprawa dotycząca apelacji WADA w sprawie Sinnera odbędzie się w Trybunale Arbitrażowym ds. Sportu na początku 2025 roku, z kolei w przypadku Polki organ ten dopiero się przygląda jej przypadkowi. Tymczasem Świątek i Sinner mogą mieć nadzieję, że ich przypadki pomogą wyznaczyć nowe standardy w ocenie mikro dawkowania niedozwolonych substancji.
Pier.... taki portal.