Król Roger wraca na tron - po sezonie męskim

Roger Federer wrócił na czoło rankingu ATP. Juan Martín del Potro został piątym najmłodszym triumfatorem US Open w erze Open. Rafael Nadal zapłacił słoną cenę za przeciążony kalendarz startów. Wspaniałe spektakle Fernando Verdasco z Nadalem w półfinale Australian Open, Novaka Đokovicia z Nadalem w półfinale turnieju w Madrycie oraz finałowa batalia w US Open pomiędzy Federerem i del Potro. Oto najważniejsze momenty męskiego sezonu.

W tym artykule dowiesz się o:

Federer odzyskuje władzę

Po przegranym finale Australian Open świat obiegły zdjęcia płaczącego Szwajcara, który wyglądał jakby zawalił mu się cały świat. Kiedy przez pierwsze cztery miesiące Roger nie zdobył żadnego tytułu, wielu zaczęło przebąkiwać, że jego panowanie dobiega końca. Tymczasem w maju w Madrycie rozpoczął triumfalny marsz od pokonania w finale Nadala. Potem po raz pierwszy w karierze wygrał French Open i odzyskał panowanie w Wimbledonie. Szwajcar wystąpił w finale wszystkich Wielkich Szlemów i ponownie został liderem światowego rankingu. Ten sezon był dla niego szczególny jeszcze z jednego powodu: został mężem i ojcem.

Nadala pierwsze kłopoty

Hiszpan przez lata grał wszędzie gdzie się dało, szczególnie na kortach ziemnych. Przez to w końcówce sezonu zawsze był zmęczony, tylko dwa razy doszedł do półfinału US Open, a po zakończeniu Wimbledonu zdobył raptem pięć ze swoich 36 tytułów. Początek tego sezonu nie wskazywał, że w końcu pęknie. W pierwszych czterech miesiącach wygrał pięć turniejów, w tym po raz pierwszy w karierze Australian Open. Nie wytrzymał jednak w najważniejszym momencie. W IV rundzie French Open po 31 zwycięskich spotkaniach w Paryżu znalazł pogromcę w osobie Robina Söderlinga. Wrócił na korty w sierpniu i mimo, że regularnie dochodził do półfinału to żadnego tytułu nie zdobył, a w Turnieju Mistrzów przegrał wszystko. Pocieszeniem jest to, że na koniec tego trudnego roku obronił Puchar Davisa.

Nowa gwiazda z Argentyny

Juan del Potro, który jeszcze na początku lipca 2008 roku nie miał na swoim koncie żadnego tytułu, bardzo szybko znalazł się w elicie męskiego tenisa. Posiadający niezwykle mocną psychikę tenisista z Tandil po triumfie w US Open stał się bohaterem narodowym. Na jego punkcie oszalała cała Argentyna. Po 32 latach kraj z Ameryki Południowej doczekał się drugiego w swojej historii triumfatora US Open. Kiedy Guillermo Vilas triumfował w Nowym Jorku w 1977 roku, miał 25 lat. Zaledwie 21-letni dziś del Potro został piątym najmłodszym mistrzem US Open w Erze Open i w ciągu kilku lat może zostać najwybitniejszym argentyńskim tenisistą.

W Murrayu cała nadzieja Wielkiej Brytanii

Szkocki tenisista w całym sezonie wygrał najwięcej turniejów, bo aż sześć. W Wielkich Szlemach najlepiej wypadł w Wimbledonie, w którym osiągnął półfinał. Słabiej spisał się w Australian Open i US Open, z których odpadł w IV rundzie, za to we French Open na nielubianej przez siebie ceglanej mączce zaliczył pierwszy w karierze ćwierćfinał. Murray jest jedyną nadzieją Brytyjczyków na przełamanie klątwy Freda Perry'ego, który pozostaje ostatnim triumfatorem Wielkiego Szlema z Wysp Brytyjskich (1936). Odrobinę lepsza gra przy siatce, poprawa gry w ofensywie i Murray spełni marzenie swoich i rozkochanych w tenisie Brytyjczyków.

Dawidienko wyszedł z cienia

Rosjanin, który pierwsze miesiące miał słabe ze względu na problemy z kontuzjami, fenomenalnie spisał się w drugiej części sezonu. Od lipca wygrał cztery turnieje, w tym jeden rangi Masters w Szanghaju, a sezon zakończył mocnym akcentem. Kolia, który na swoim koncie ma półfinały French Open i US Open, wygrał londyński Masters, odnosząc największy sukces w karierze. Z uwagi na to, że Dawidienko ma poukładane życie rodzinne, nie szuka rozgłosu, nie udziela kontrowersyjnych wypowiedzi (można by rzec, że jest nudny) nie jest zbyt lubianym tenisistą. Nie pomaga mu także mało efektowny styl gry. W monumentalnej hali O2 pokazał, że gdy ma swój dzień, to może grać i efektownie i skutecznie, co było widać szczególnie w najlepszym meczu turnieju, jaki rozegrał z Federerem, gdy nie bał się wycieczek do siatki i cały czas grał na maksymalnym ryzyku. Rosjanin po raz pierwszy był na świeczniku, nie Federer, Nadal czy Đoković, tylko on, spokojny i opanowany tenisista z Wołgogradu.

Waleczny Verdasco

Bohater ubiegłorocznego finału Pucharu Davisa miał rewelacyjną pierwszą część sezonu, w której przede wszystkim osiągnął półfinał Australian Open. Obdarzonego znakomitym forhendem tenisisty z Madrytu chyba nigdy nie widzieliśmy grającego z taką determinacją i agresywnością. Dotychczas był to tenisista niepoukładany, niepanujący nad swoimi emocjami, nie mający w sobie ducha walki. Gdy mu mecz nie wychodził, najzwyczajniej odpuszczał. W tym roku widzieliśmy Hiszpana konsekwentnego, potrafiącego odrodzić się w trakcie meczu. Nerwy cały czas go zawodzą, ale udowodnił, że gdy zdoła się skoncentrować na swojej grze to może odgrywać czołową rolę w tenisie.

Söderling jak Norman

Urodzony w Tibro 25-latek, podobnie jak Norman, który jest jego trenerem, zaliczył finał French Open. Söderling przeszedł do historii jako pierwszy pogromca Nadala na kortach Rolanda Garrosa. Szwed coraz lepiej radzi sobie w grze przy siatce, już nie jest tym samym drewnianym zawodnikiem grającym wybitnie defensywny tenis. Ze Szwecji wywodzi się czterech triumfatorów turniejów wielkoszlemowych: Björn Borg, Mats Wilander, Stefan Edberg i Thomas Johansson. Soderling ma szansę zostać tym piątym.

Dojrzały Roddick

27-letni Amerykanin przez wiele lat opierał swoją grę na potężnym serwisie. Gdy nie trafiał nim w kort, to często przegrywał, bo nie był w stanie rywali niczym zaskoczyć. Tegoroczny Wimbledon pokazał, że Roddick pod wodzą Larry'ego Stefanki stał się tenisistą uniwersalnym, potrafiącym zmieniać tempo gry i bardzo dobrze radzącym sobie przy siatce. To był z całą pewnością najlepszy Wimbledon w karierze Andy'ego, mimo że wcześniej dwukrotnie grał w nim w finale. A finałowym starciem z Federerem wiele zyskał w oczach kibiców, którzy nie byli do niego przekonani.

Wielkie powroty Haasa, Hewitta i Ferrero

Obdarzony wspaniałym jednoręcznym bekhendem Haas, zabójczo skuteczny w zagrywaniu ofensywnych lobów topspinowych Hewitt oraz posiadający niezwykle groźny forhend Ferrero to tenisiści wszechstronni. Wszyscy mieli w swojej karierze wiele trudnych momentów, wszyscy trzej w tym sezonie błysnęli w Wimbledonie. Haas, który mógł pozbawić Federera szansy na triumf we French Open (prowadził 2-0 w setach), w Londynie zawędrował aż do półfinału. Ferrero, który w ciągu roku przeszedł niezwykłą metamorfozę (w pewnej chwili był poza Top100), na kortach All England Club zaliczył ćwierćfinał. Hewitt, który w ubiegłym sezonie przeszedł operację biodra, w świątyni tenisa, gdzie zdobył ostatnie wielkoszlemowe trofeum (2002), również zawędrował do najlepszej ósemki. Nie po raz pierwszy okazało się, jak ważną rolę na londyńskiej trawie odgrywa doświadczenie. W sytuacji, gdy na tej nawierzchni rozgrywanych jest coraz mniej turniejów, tacy tenisiści, jak Haas, Hewitt i Ferrero, właśnie w trzeciej lewie Wielkiego Szlema mają największe szanse na sukces. Może nie zwycięstwo, ale ćwierćfinał czy półfinał jest w ich zasięgu. Wszystko to efekt szybszego przystosowania się do gry na trawie, niż ma to miejsce u młodych, niedoświadczonych tenisistów.

Hiszpanie drużyną roku

Reprezentanci Półwyspu Iberyjskiego dokonali tego, czego nie udało się nikomu od czasu Szwedów (1997-1998), czyli drugi raz z rzędu zostali triumfatorami Pucharu Davisa. Przed rokiem upokorzyli w Mar del Plata Argentyńczyków, tym razem u siebie pokonali Czechów, nie oddając żadnej gry. Najważniejszym momentem było zwycięstwo Davida Ferrera nad Radkiem Štěpánkiem. Hiszpan, którego nominację powszechnie krytykowano, przegrywał 0-2 w setach, ale odrodził się i wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie 2-0. To tylko gospodarzom dodało pewności siebie i zapewnili sobie triumf w grze deblowej, w której podobnie jak przed rokiem wystąpili Feliciano López i Verdasco. W przyszłym roku najsilniejsza w tej chwili nacja w tenisie męskim może przejść do historii, jako drugi w Erze Open, a piąty w ogóle kraj, który wygra Puchar Davisa trzykrotnie z rzędu. Jako ostatni dokonali tego Amerykanie, na których nie było mocnych w latach 1968-1972.

Najpiękniejsze mecze

Verdasco - Nadal w półfinale Australian Open, Federer - Roddick w finale Wimbledonu czy może Đoković - Nadal w półfinale turnieju w Madrycie? Trudno jednoznacznie ocenić, które z tych spotkań było tegorocznym numerem jeden na liście hitów, na pewno każde na swój sposób zapisało się na kartach historii i będzie wspominane po latach. Hiszpańska batalia w Melbourne toczona była w niesamowitym tempie, przez 5 godzin i 10 minut rywale bili piłki z nieprawdopodobną mocą. Finał Wimbledonu to wspaniała pięciosetowa batalia, w której Roddick mógł prowadzić 2-0 w setach, ale w tie breaku drugiej partii nie wykorzystał czterech piłek na jej zakończenie. Piąty set zakończony wynikiem 16:14 był najdłuższą partią w historii Wimbledonu. Był to także najdłuższy mecz jeśli chodzi o liczbę rozegranych gemów (77) w historii Wielkiego Szlema.

Nieprawdopodobny bój Nadala z Đokoviciem w Madrycie, w którym Hiszpan obronił trzy piłki meczowe, był najdłuższym trzysetowym meczem w cyklu ATP w Erze Open (4 godziny i 3 minuty heroicznej walki).

Można jeszcze wymienić niezwykle widowiskowy mecz II rundy US Open pomiędzy Taylorem Dentem a Ivanem Navarro, w którym obaj tenisiści w sumie 250 razy udawali się do siatki i obaj mieli w tym 60-procentową skuteczność. A w Masters z całą pewnością najlepsza była półfinałowa batalia Dawidienki z Federerem. A przecież mieliśmy też epickie starcie w Pucharze Davisa pomiędzy Ivo Karloviciem a Štěpánkiem. Czech zaserwował rekordową liczbę 78 asów, nie wykorzystał pięciu piłek meczowych i zszedł z kortu pokonany (14:16 w piątym secie) po 5 godzinach i 59 minutach nieprawdopodobnej walki. Do tego trzeba dodać piękne finały Australian Open (Nadal - Federer) i US Open (del Potro - Federer). To tylko kilka spotkań, które rozpaliły kibiców do czerwoności, bo w całym sezonie było ich naprawdę wiele.

Komentarze (0)