Kamil Majchrzak znów sprawił radość Biało-Czerwonym kibicom. Piotrkowianin awansował do trzeciej rundy US Open. Turniej w Nowym Jorku rozpoczął od pokonania w czterech setach Hugo Delliena. Prawdziwe show dał w kolejnym spotkaniu.
W nim Polak wygrał z dziewiątym na świecie Karenem Chaczanowem. Po raz pierwszy w karierze pokonał Rosjanina, pierwszy raz też powrócił ze stanu 0:2 w setach. Ponadto obronił po drodze pięć piłek meczowych.
ZOBACZ WIDEO: Jest pomysł niezwykłej walki. Lampe będzie się bić z... Gortatem?
Od kwalifikacji do meczu z Polakiem
Majchrzak stoi przed wielką szansą na awans do drugiego tygodnia na Flushing Meadows. W kolejnej rundzie zmierzy się z zawodnikiem notowanym dużo, dużo niżej. Jego rywalem będzie bowiem 435. na świecie Leandro Riedi, który już może zaliczyć tegoroczny US Open do niezwykle udanych.
23-letni Szwajcar najpierw przebrnął przez kwalifikacje bez straty seta. Poszedł za ciosem i nie stracił partii w starciu z Pedro Martinezem.
W drugiej rundzie pochodzący z Frauenfeld tenisista dokonał tego, czego Majchrzak. Odrobił bowiem straty 0:2 w setach i odniósł zdecydowanie największy triumf w karierze. Okazał się lepszy od 19. na świecie Francisco Cerundolo, który w pierwszej rundzie rozegrał spotkanie na pełnym dystansie.
Rankingowy wystrzał
Przed turniejem nic nie wskazywało na to, że Riedi pokaże się z tak dobrej strony. Mierzący 191 centymetrów tenisista przeszedł m.in. przez kwalifikacje Wimbledonu czy turnieju Masters 1000 w Cincinnati, ale w turniejach głównych niczego nie ugrał.
Forma przyszła na ostatnie wielkoszlemowe zmagania w sezonie. W nagrodę już teraz wiadomo, że Leandro zanotuje ogromny skok rankingowy - o ok. 200 miejsc. Po US Open zajmie miejsce w pierwszej połowie trzeciej setki zestawienia ATP. Lokata być może nie robi wrażenia, ale progres już jak najbardziej.
Riedi nigdy nie plasował się w najlepszej setce. Najwyżej był w sierpniu 2024 r. - na 117. miejscu. W karierze zdobył już jednak cztery tytuły na poziomie ATP Challenger. Dokonał tego przy wsparciu rodziny, która ze sportem nigdy nie miała niczego wspólnego.
Lotnicza rodzina
Reprezentant Szwajcarii poszedł własną drogą. Oboje jego rodzice pracowali bowiem jako stewardzi. Co ciekawe, Roman i Anna poznali się podczas... lotu do Miami. Siostra również "przejęła" miłość do tego zawodu.
- Nikt w rodzinie nie interesował się tenisem. Tata grał tylko dla zabawy, raz w miesiącu. Kiedyś grywał mecze klubowe. Pewnego razu zabrał mnie na kort. Bardzo mi się to spodobało - opowiedział w rozmowie z ATP.
Leandro początkowo marzył o zostaniu pilotem, ale ostatecznie skupił się na sporcie. Dzięki zamiłowaniu do lotów nie narzeka jednak na liczne podróże związane z grą w wielu państwach, na różnych kontynentach.
- Uwielbiam latać, bo w powietrzu nie ma internetu. Nikt ci nie przeszkadza, masz czas tylko dla siebie - przyznał w 2024 roku. - Gdy miałem dziewięć lat, sprawdzałem, jakim samolotem lecę, jak jest duży, ilu pasażerów może zabrać - dodał jako anegdotę o hobby.
Walka z kolanem
W tym samym roku oraz na początku obecnego sezonu Leandro przeszedł przez najtrudniejszy okres w dotychczasowej karierze. We wrześniu 2024 r. poddał się operacji kolana. Niestety na tym jego pech się nie skończył.
- Życie ma sposoby, by wystawiać naszą wytrwałość na próbę… Po operacji i ciężkiej pracy nad powrotem byłem dumny z postępów fizycznych. Powoli czułem się gotowy, by znów rywalizować. Niestety, niedawne potknięcie na treningu spowodowało kolejną kontuzję kolana - podzielił się z kibicami tą informacją pod koniec stycznia za pośrednictwem Instagrama.
- Wymaga to kolejnej operacji. Muszę cofnąć się w długiej drodze powrotu. Teraz trudno nie czuć frustracji - wyznał. Do grania powrócił w maju. I trzeba przyznać, że zbiera owoce pracy, którą wykonał podczas rehabilitacji.
Przed nim pierwsze starcie z Kamilem Majchrzakiem. Mecz Polaka i Szwajcara zaplanowano na sobotę, jako drugie spotkanie od godz. 18:30 (po starciu Parry - Kostjuk). Transmisja w Eurosporcie. Relację tekstową przeprowadzi portal WP SportoweFakty.